
Kontrole, kontrole
W minionym tygodniu mieliśmy dwa doniesienia o kontrolach podmiotów prowadzących handel żywnością, najpierw był komunikat GIS-u na temat letnich kontroli, a teraz info o kontroli WIJHARS na Broniszach. Generalnie to nie jest źle. Sanepid przeprowadził ponad 1500 kontroli i raptem w 130 było coś nie tak, a więc poniżej 10%. Przy czym "coś nie tak" to głównie drobne elementy, które załatwiane są w ramach zaleceń pokontrolnych, a nie decyzyji o zamknięciach punktów handlowych. Raptem 1,4% badanych próbek miał przekroczenia norm pozostałości środków ochrony. Wychodzi więc na to, że my całkiem dobrze radzimy sobie z zarządzaniem zabiegami ochrony roślin. Warto to podkreślać, bo histeria ekologiczna jaką rozpętują media głównego nurtu, często opiera się na twierdzeniach, że warzywa czy owoce z produkcji konwencjonalnej są niebezpieczne dla ludzi.
Przeczytajcie jednak Państwo uważnie komunikat GIS-u, tam wyraźnie są wskazania co ta instytucja kontroluje i jakie są główne problemy: higiena! Sam o tym piszę od dłuższego czas, że jest to pięta achillesowa polskiego obrotu żywnością a szczególnie polskich sadowników. Sanepid już się rozpędza z kontrolami u rolników, sam miałem takową w roku ubiegłym. Niby nie ma się czego bać, ale naprawdę widać wyraźnie (też o tym pisałem rok temu), że służby wzięły sobie temat brudu do serca i chcą go piętnować. Nas – sadowników – też to czeka. Za rok, dwa czy trzy standardem staną się regularne kontrole tej instytucji w naszych gospodarstwach i właśnie czystość, ład i porządek będą podstawowym weryfikowanym kryterium. Tutaj naprawdę nie chodzi o to, aby móc jeść z powierzchni podwórka. Raczej chodzi o to, aby ktoś umył – raz na jakiś czas – wreszcie te skrzynie, w których wożone są jabłka czy choćby pozamiatał budynek przechowalni. My naprawdę produkujemy żywność i musimy światu udowadniać, że nie jest produkowana w brudzie i błocie. Nigdy nie zapomnę widoku kur, które skakały po skrzyniach z jabłkami, jakie miałem okazję oglądać jakieś 2 lata temu. Taki widok zniechęca, wręcz odstręcza od sięgnięcia po to jabłuszko. Generalnie wieś ludziom z miasta kojarzy się błotem na podwórku i wszechobecnym bałaganem, co nie sprzyja marketingowi owoców. Czas zerwać z tym wizerunkiem i właśnie takie kontrole Sanepidu, które pokażą, że jest inaczej, nie są dla nas problemem, ale wręcz szansą. Bywam u różnych producentów, nie tylko jabłek, naprawdę czasem profesjonalizm i podejście wręcz zawstydzają przychodnie zdrowia, ale niestety to nie jest dominujący obraz.
Czy nam się to podoba czy nie, to inspekcje zaczną pukać do nas i będą nas zmuszać do podnoszenia standardów. To jest nieuniknione, ale jeśli wyjdziemy im na przeciw i sami te standardy podniesiemy, to z tych wszystkich kontroli wyjdzie bardzo miły dla konsumentów obraz polskiej wsi, które kusi zdrowym i czystym jabłkiem a nie odstrasza błotem po kostki i koniecznością przejścia podwórka w gumofilcach.