
Farmfluencerzy - przyszłość branży?
W ubiegłym miesiącu pisałem Państwu o trendzie w amerykańskim sadownictwie, który polega na rozbudowie kanałów dystrybucji detalicznej owoców jako sposobie na większe zyski. Rynek jabłek w USA, podobnie jak w Polsce, jest dość mocno nasycony. Jeśli tylko zbiory dopiszą (w przeciwieństwie do Polski w 2024 roku), pojawia się problem ze zbytem.
Borykając się z tym od kilku lat, tamtejsi sadownicy próbują sprzedaży detalicznej. Choć nie umożliwia ona zbytu setek ton owoców, daje znacznie wyższe marże. Amerykańscy producenci chcą zarabiać więcej, niekoniecznie uznając ograniczenie produkcji za dobrą drogę do odzyskania rentowności.
To nie jest wybryk kilku osób, lecz masowy trend w branży. Jest on na tyle istotny, że niedawno zorganizowano na ten temat konferencję.
Dobrze wiem, że to nie jest temat, który zatrzyma Państwa uwagę na dłużej. Co innego, gdybym rozpoczął tutaj dyskusję o tym, czy do sadu lepszy jest C-360, czy może jednak C-330. Wówczas byłoby mnóstwo komentarzy, emocji i zażartych rozmów pod artykułem. Natomiast konferencje w USA to nie jest coś, co polskiego sadownika szczególnie zajmuje – tym bardziej że żyjemy przecież w Europie.
Jeśli jednak ktoś nie tylko gospodarzy na ojcowiznie, ale prowadzi biznes owocowy, warto pochylić się nad tym, co dzieje się za oceanem. Prędzej czy później ten trend dotknie również nas, w takiej czy innej formie.
Każdy, kto myśli o sukcesie w handlu detalicznym, nie może obyć się bez marketingu. Właśnie o możliwościach promocji własnego gospodarstwa, monetyzacji popularności i szerokiej komunikacji z klientem indywidualnym poświęcono spotkanie w Ohio.
Amerykańscy sadownicy już rozpoczęli między sobą wyścig o konsumenta. Nazwy farm stają się markami owoców, a rolnicy budują i pielęgnują więzi z klientami. Jestem przekonany, że trend ten prędzej czy później trafi także do Polski.
Podczas konferencji specjaliści od komunikacji sprzedażowej i reklamy przedstawiali, jakie ogromne możliwości oferują portale społecznościowe. Za niewielki koszt można tworzyć reklamy, które trafiają do szerokiego grona odbiorców.
W USA mają już doświadczenie w tym, co i jak komunikować klientom, by skutecznie docierać do nich ze swoim przekazem. Fachowcy, którzy budują marki farm, twierdzą, że treści w mediach społecznościowych powinny być zróżnicowane:
- 30% treści dotyczy tego, co sprzedajemy,
- 30% to nasze codzienne życie w gospodarstwie,
- 30% to problemy globalne (np. susza czy przymrozki).
Nie brakowało również wątku nawiązywania więzi emocjonalnych z klientami. Emocje są najlepszym wabikiem, dlatego warto nakręcić krótkie filmy, nawet o – na przykład – popsutym traktorze.
Patrząc na te działania, jestem przekonany, że ich pomysł na wyjście z impasu po nasyceniu rynku owocami jest lepszy niż masowe wyrywanie drzew czy czekanie na zmianę pokoleniową. Amerykańscy sadownicy traktują swoje gospodarstwa jak biznes i nie zamierzają czekać latami na poprawę sytuacji rynkowej. Zamiast tego przebudowują rynek pod swoje potrzeby.
Nikt nie oczekuje, że gospodarstwa całkowicie zmienią profil produkcji. Nie chodzi o to, by zrezygnować z hurtowej sprzedaży kontenerów wysyłanych do Azji czy Meksyku na rzecz detalicznej wysyłki paczek z jabłkami po całej Ameryce. Klucz tkwi w dywersyfikacji dochodów – w tym, by gospodarstwo opierało się na kilku niezależnych „nogach” finansowych.
Zjawisko budowy kanałów detalicznych postępuje w USA szybko. Jest już na tyle powszechne, że organizowane są na ten temat konferencje naukowe.
W Niemczech sprzedaż detaliczna z gospodarstw rolnych to najszybciej rozwijający się kanał dystrybucji owoców. W różnych krajach i kulturach obserwujemy podobny problem: zapchanie rynku owocami i spadek marżowości przy ich produkcji.
Zamiast narzekać, ludzie próbują radzić sobie z tymi wyzwaniami. Strasznie mi to imponuje – z tego aż emanuje duch przedsiębiorczości.
W Polsce mówi się, że w sytuacji problemowej są dwa wyjścia: cudowne i normalne. Cudowne, gdy Polacy biorą się do roboty i sami radzą sobie z problemem. Normalne, gdy przychodzi Matka Boska i ratuje sytuację.
Amerykanie, będąc w większości protestantami, nie uznają Matki Boskiej. Może to właśnie dlatego tak intensywnie kombinują, by rozwiązać swoje problemy.