Nasze jabłka będą na Temu?
Kilka lat temu otworzył się dla polskich jabłek rynek chiński. Mimo wielkich nadziei nie odnieśliśmy tam sukcesu. Chińczycy jednak zapamiętali, że do certyfikacji w pierwszym sezonie eksportu zgłosiła się ogromna liczba chętnych. Również inne branże rolnicze napotykają większe lub mniejsze problemy w wysyłkach do Państwa Środka. Bardzo dużym wyzwaniem jest oczywiście odległość – zarówno ta fizyczna, mierzona w kilometrach, jak i kulturowa. Dla wielu producentów różnych towarów wejście na tak odległy i obcy rynek stanowi duże wyzwanie. O ile wielkie przedsiębiorstwa radzą sobie z tym całkiem dobrze, o tyle w chińskiej wizji współpracy wymiana handlowa odbywa się także z udziałem niewielkich i ubogich podmiotów.
Chiński Nowy Jedwabny Szlak ma połączyć Europę Zachodnią z wschodnimi Chinami, ale po drodze mają do niego dołączać tysiące podmiotów handlowych z regionów głębokiego interioru stepowego. Chińczycy stworzyli wielkie platformy sprzedażowe, takie jak Aliexpress czy Temu, które umożliwiają dostęp do globalnego rynku swoim małym producentom. Dzięki tym platformom niewielkie chińskie fabryki, które nie byłyby w stanie podbijać Europy handlowo w pojedynkę, mogą teraz łatwo sprzedawać swoje towary. Nie mamy dziś problemu, aby kilkoma kliknięciami zamówić coś z nieznanego nam wcześniej warsztatu położonego głęboko w Chinach. A wiecie Państwo, że Chiny planują coś podobnego dla handlu żywnością?
Otóż od dwóch lat rozwija się koncepcja Agrohub, którego punktem początkowym ma być Polska, a końcowym – port Ningbo. Nie chcę tutaj zahaczać o geopolitykę dzisiejszego świata, ale Chińczycy kolejny raz pragną zaproponować nam zwiększenie udziału we wzajemnych obrotach. Polska dysponuje największym kolejowym terminalem w Małaszewiczach, przez który odbywa się prawie cały import z Chin do Unii Europejskiej drogą lądową. Problem polega jednak na tym, że skali tej współpracy nie da się znacząco zwiększyć, ponieważ mamy trudności z zapełnieniem pociągów w drodze powrotnej.
Chińczycy więc chcą stworzyć platformę handlową, dzięki której polscy producenci żywności, w tym oczywiście jabłek, będą mieli możliwość łatwego znalezienia kontrahenta po stronie chińskiej. Platforma ma zapewnić gwarancje płatności oraz uprościć procedury wysyłkowe. Celem jest stworzenie systemu, w którym handel będzie tak łatwy, jak na Temu czy Aliexpress. Oczywiście obrót produktami świeżymi ma swoje niuanse – to nie są wysyłki skarpetek czy zabawek. W przypadku żywności potrzebne są odpowiednie kontrole i certyfikaty. Jednak taka platforma byłaby absolutnym ułatwieniem wymiany handlowej oraz multiplikacją obecnych możliwości.
Chińczycy pamiętają te tysiące zgłoszeń w pierwszym roku certyfikacji eksportu jabłek i wiedzą, dlaczego to nie wyszło. Teraz szukają rozwiązań, aby ten potencjał uruchomić. Dziś eksport mięsa do Chin prowadzi raptem kilka zakładów, ale w kolejce czeka ponad 40 innych, które tylko czekają na wydanie certyfikatu. Chińczycy chcą rozwijać swój biznes i zarabiać na wysyłkach do Europy – to oczywiste. Wiedzą jednak, że aby znacząco zwiększyć skalę wymiany handlowej, muszą uruchomić handel także w drugą stronę.
W całej tej wymianie drogą kolejową nie da się pominąć Polski – wynika to z naturalnego ułożenia wielkiej Niziny Środkowoeuropejskiej. Muszą więc jakoś umieścić nas w tym systemie handlowym. Przecież mikroprocesorów tam wysyłać nie będziemy. Polska jest potęgą w produkcji żywności – nie samochodów, nie rakiet kosmicznych ani komputerów. I to odpowiada Chinom, ponieważ ich rynek żywności stale rośnie. Jeśli chiński projekt wypali, będzie to prawdziwy game changer w relacjach handlowych naszych państw. Nagle udział w tej wielkiej wymianie handlowej w ramach Nowego Jedwabnego Szlaku stanie się możliwy także dla bardzo małych podmiotów. Handel będzie łatwiejszy i w miarę bezpieczny.
Oczywiście, po drodze jest jeszcze wiele przeszkód, a nasza branża nie jest jeszcze gotowa na wejście w to z pełną mocą i czerpanie profitów. Przed nami długa droga, ale chiński pomysł to prawdziwa rewolucja w handlu żywnością.