Jakość, odmiana i grupa producencka. Przyszłość sadownictwa
Profesor Eberhard Makosz podczas otwarcia obiektu grupy producenckiej Fruit Family w Sadkowie Szlacheckim mówił o specyfice polskiego sadownictwa i o czynnikach odpowiedzialnych za jego rozwój. Do najważniejszych zaliczył poprawę jakości owoców i odpowiedni dobór odmian, gdyż to one bezpośrednio wpływają na opłacalność produkcji.
W Polsce nie powinno się już zwiększać wielkości produkcji jabłek, a jedynie zadbać o ich jakość. W ostatnich latach w dużej grupie gospodarstw rzeczywiście uległa ona poprawie, mamy więc już powody do zadowolenia, lecz proces ten powinien dalej postępować, aby nasze owoce mogły dorównać tym z Włoch, Holandii czy Niemiec.
Jesteśmy potentatem w produkcji na skalę europejską i możemy czuć się niezagrożeni na pozycji lidera. Nie mamy też tak wielkich problemów ze sprzedażą owoców jak nasi sąsiedzi z krajów „starej” UE. Tegoroczna akcja promująca polskie jabłka przynosi już pierwsze efekty w postaci zainteresowania kontrahentów z różnych krajów, a ‘Ligol’ w ocenach konsumentów w Niemczech zdobył pierwszą lokatę. Jakie odmiany gwarantują właściwy dochód? Na to pytanie można znaleźć odpowiedź w książce „Odmiany jabłoni do sadów towarowych”, prezentowanej podczas gali w Sadkowie Szlacheckim, gdzie autorzy (prof. Eberhard Makosz i Mariusz Podymniak) przytaczają praktyczne opinie sadowników i szkółkarzy na temat rzeczywistej ich wartości [książka dostępna po skontaktowaniu się z redakcją pod adresem mailowym Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.].
Nadzieje na dalszy rozwój polskiego sadownictwa są znaczne, lecz istnieją też zagrożenia. Często niepokojące symptomy pojawiają się jako pierwsze w gospodarkach zachodnich. Tak było w przypadku sprzedaży przez supermarkety. Jeśli ponad 50% owoców trafia do konsumentów za ich pośrednictwem, to istnieje realne zagrożenie, że producenci i dostawcy owoców nie będą w stanie oddziaływać na własne ceny sprzedaży oraz ceny detaliczne, po jakich nabywa je konsument. Dyktat supermarketów boleśnie odbija się na dochodowości gospodarstw, dlatego tak ważne jest wspieranie alternatywnych kanałów dystrybucji, mniejszych sklepów i rozbudowa targowisk. W wielu krajach, gdzie parytet sprzedaży został zachwiany i zbyt wiele owoców trafia do konsumentów za pośrednictwem sklepów wielkopowierzchniowych (na szczęście nie w Polsce – u nas wynosi on jeszcze około 50%), dochodzi do sytuacji, że sadownicy występują z grup producenckich i szukają własnych możliwości sprzedaży, aby poprawić swoją kondycję finansową. Tak jest na przykład w Austrii, gdzie produkcja 50 t/ha jabłek wysokiej jakości nie gwarantuje opłacalności z powodu zaniżania cen przez sklepy wielkopowierzchniowe.
Profesor Makosz spostrzega też zagrożenia dla niewielkich grup producenckich liczących 5–10 członków. Konieczne jest łączenie się, tworzenie dużych organizmów będących w stanie eksportować, a przede wszystkim niwelować wewnętrzną konkurencję między grupami. O tym wspominał też podczas swojego wystąpienia prezes Mirosław Maliszewski. Optymalnie w Polsce powinno funkcjonować 4–5 organizacji producenckich – uważa prof. Makosz. Skrajnym przykładem jest Austria, gdzie okazuje się, że jedna jedyna grupa w kraju nie jest w stanie właściwie reprezentować interesów wszystkich zainteresowanych producentów.
Profesor Makosz podzielił się refleksjami z tegorocznej wycieczki TRSK, której celem była Kanada, synonim dobrobytu. Okazało się jednak, że sadownictwo tamtejsze odbiega znacznie poziomem od europejskiego, a jedynym wzorcem dla tamtejszych sadowników są co najwyżej nasadzenia amerykańskie. Dominują tam sady w dużej rozstawie na silnie rosnących podkładkach, a wiele z nich nastawione jest na produkcję cydru, która gwarantuje wyższe dochody. Sady w Kanadzie przypominają nasze sprzed 30 lat i nie mogą być wzorcem do naśladowania. To raczej kanadyjscy sadownicy powinni odwiedzić Europę, aby zapoznać się z innym podejściem do sadownictwa.