„Zachowajmy zimną krew!” Ceny jabłek spadają. Dlaczego? Wywiad z Prezesem FRUIT FAMILY Jerzym Żółcikiem
Chociaż na przełomie grudnia i stycznia ceny nie były wysokie, optymistycznie napawał fakt, że powoli szły w górę. Niestety, nie na długo. Ze wszystkich stron napływają głosy, że ceny są coraz mniejsze. Skąd załamanie? Poprosiliśmy o rozmowę Prezesa Grupy Producenckiej FRUIT FAMILY z Sadkowa Szlacheckiego, Pana Jerzego Żółcika.
Jakie są powody spadających cen?
Jerzy Żółcik: Ostatni tydzień przyniósł spadek cen zakupu prawie we wszystkich firmach. Trudno wskazać główną przyczynę. Moim zdaniem jest to wynik zbiegnięcia się w czasie kilku negatywnie wpływających czynników.
Wszystkim obserwującym rynek znany jest główny powód. Początek marca to przeważnie chwilowy spadek zainteresowania zakupem owoców. Było to bardzo zauważalne w latach ubiegłych zwłaszcza, kiedy to głównym naszym odbiorcą był rynek rosyjski. Zwykle sytuacja szybko wracała do normy. Czy będzie tak w tym roku, przekonamy się niebawem.
Następną składową jest, niestety, reakcja rynku na jabłka wysłane na przełomie stycznia i lutego. Z uwagi na to, że w powyższym okresie była bardzo mała dostępność owoców przechowywanych w KA, firmy realizując zamówienia sięgały po owoce przechowywane w normalnych warunkach. Niestety na odległych i bardziej wymagających rynkach wystąpiły pierwsze problemy z jakością, a w ślad za tym reklamacje. Zawsze prowadzi to do częściowej redukcji zamówień i bardziej zachowawczego podejścia. Towar przestaje być bezpieczny, a problemy jakościowe nie są pożądane dla żadnej ze stron.
Kolejnym czynnikiem o którym trzeba wspomnieć jest gwałtowne umocnienie się złotego. Jest to zjawisko bardzo korzystne dla gospodarki, lecz nie dla eksporterów. W przypadku dużej podaży i niskich uzyskiwanych marży, kontrahent często nie jest w stanie zaakceptować podwyżek. Zjawisko to w połączeniu z dużą podażą często prowadzi do zmian w cenie zakupu. Każdy podmiot stara się by jego oferta była atrakcyjna.
Wspomina Pan o pogorszającej się jakości owoców w chłodniach. Z jaką odmianą są największe problemy?
Jerzy Żółcik: Tak, zauważyliśmy pierwsze problemy przechowalnicze. Mamy nadzieję, że nie będą one tak wielkie jak w sezonie ubiegłym. Trudno wskazać odmianę, która w tym roku zawiodła najbardziej. Na pełną ocenę musimy jeszcze poczekać, gdyż mały procent komór jest otwarty. Zastanawiające jest stosunkowo małe zainteresowanie odmianą Red Jonaprince, więc to jest chyba kandydat na "lidera" w tej kategorii. Bardzo złą, choć powszechną praktyką, jest czekanie do końca z momentem sprzedaży. Zapominamy o tym, że owoce powinny mieć satysfakcjonującą jakość nie tylko w momencie dostawy do lokalnej firmy skupującej. Tak naprawdę to jest dopiero początek drogi, czasami bardzo długiej. Musimy przewidzieć wszystkie niekorzystne czynniki i myśleć o tym jak oferować produkt, który ma przed sobą jeszcze odpowiedni czas pozwalający naszemu klientowi spokojnie wprowadzić go na rynek.
Czy według Pana możemy w jakiś sposób poprawić sytuację polskiego jabłka?
Jerzy Żółcik: Wiele do zrobienia jest na rynku krajowym. Sieci handlowe dołują cenę przy jednoczesnym braku zaangażowania i dbałości o warunki sprzedaży. Każdy z nas wstydzi się, że jest sadownikiem odwiedzając stoiska w marketach. Rozsypane jabłka, zdarzają się nawet zgniłe. Nie winię za to dostawców, bo często jest to wynik niekompetencji logistyki i obsługi sklepu. To naprawdę nie zachęca do zakupów. Może lepiej byłoby podnieść cenę o 50 gr i oferować dobry produkt. Patrząc na spożycie roczne statystycznego Polaka około 17 kg na rok, czy roczny wydatek w wysokości 8 zł byłby dla niego zauważalny? Pozostawiam do przemyślenia… A wszyscy wiemy, ile to oznacza dla sadownika…
Są już "pierwsze jaskółki", które próbują to zmienić w swoich sklepach i moim zdaniem wszyscy zauważą, że naprawdę nie wszystko musi być sprzedawane, aż tak tanio…
Co może zrobić sam sadownik?
Jerzy Żółcik: Zachować więcej "zimnej krwi " w przypadku zawirowań na rynku. Polski paradoks: każdy nawet najmniejszy spadek ceny generuje ogromny wzrost podaży. Taka sytuacja wykorzystywana jest często do obniżania cen. Podmioty, które nawet nie mają w zamyśle takiego działania, często muszą się podporządkować do wskazań rynku.
Odwrotną sytuację obserwujemy przy wzroście zapotrzebowania, a często także ceny. Następuje blokada sprzedaży i firmy mają problem z realizacją zamówień. Reakcja? Podniesienie cen, które często nie przenosi zamierzonego skutku, bo umacnia tezę o tendencji wzrostowej. Takie sytuacje często prowadzą do sztucznego wzrostu cen, których rynek nie jest w stanie zaakceptować. Pracując z dużymi podmiotami firmy handlowe nie są w stanie, w krótkich okresach znacząco podnosić ceny sprzedaży. Jest to możliwe do uzyskania tylko w przypadku niedoboru na rynku, o którym raczej w przypadku jabłek musimy zapomnieć.
Wypracowujmy rynek i z rozsądkiem starajmy się osiągnąć satysfakcjonujący poziom cen. Nie od dziś wiadomo o tym, że najlepsze dla wszystkich byłoby funkcjonowanie w realiach równowagi rynkowej i przy satysfakcjonującej obydwie strony cenie, lecz nie jest to niestety cecha rynku świeżych owoców...
Komentarze
Te jabłka nawet na soki się nie nadają.
Druga sprawa że nikt tam nie dba o towar, traktują go jak ziemniaka, wysypać na stertę i niech sobie każdy kupuje.
do tego grupy nie potrafią sprzedawać-ost w biedronce były gruszki wyglądem przypominające malutkie-55-60mm-ordzawione lukasówki,z importu oczywiście,po chyba 4 zł,czyli biedronka zapłaciła za nie przypuszczam około 2zł... inne polskie gruszki niż konferencja,lukasówka i klapsa-zapomnij.inne jabłko niż prins,idared,czy inny niesmaczny golden-podobnie.
poprostu mamy z jednej stronie niedouczonych handlowców i z drugiej strony managerów w mrketach po kulturoznastwie
sorry ale z tymi durniami (patrz prezesi niektorych grup ) dorzna polskie sadownictwo w ciagu 2 lat