Sadownicy starają się pomijać pośredników
Chociaż Związek Sadowników Rzeczpospolitej Polskiej walczy o poprawę sytuacji na rynku jabłek, niskie ceny nadal się utrzymują. Jak radzą sobie sami sadownicy? Okazuje się, że wielu z nich skutecznie omija pośredników i mimo że nie przynosi to dużych różnic finansowych, jak mówią sami – chodzi o ideę.
Dowiadujemy się, iż w przypadku towaru przemysłowego, producenci we własnym zakresie negocjują z przetwórniami. W ustalonym dniu zostaje podstawiona ciężarówka, na którą można załadować towar. 4–groszowa różnica w cenie nie jest duża, lecz zadowala, choćby ze względu na pominięcie jednego ogniwa, który rzecz jasna, także coś zarabia. Jeśli sadownik nie jest w stanie napełnić samodzielnie ciężarówki, zmawia się z sąsiadami.
Innym sposobem jest nawiązanie kontaktu z bezpośrednim eksporterem jabłek przemysłowych na zachód, a takich na rynku nie brakuje. Również oni zaproponują nam stawkę większą, niż lokalni pośrednicy. Mechanizm sprzedaży wygląda identycznie jak w poprzedniej sytuacji.
Także na poziomie jabłek deserowych sadownicy szukają rozwiązań. Najbardziej opłacalnym jest odnalezienie zagranicznych hurtowni, które same przyjeżdżają na miejsce po odbiór towaru. Okazuje się że mimo własnego transportu, proponują oni ok. 30 groszy więcej na kilogramie, niż chociażby grupy. Podobnie jest w przypadku naszych rodzimych, prywatnych firm zajmujących się eksportem – stawka jest wyższa.
Coraz częściej producenci szukają też na własną rękę firm zza granicy, które mogą kupić od nich owoce. Ci odważniejsi, posiadający odpowiednie pojazdy, sami wywożą tam jabłka.