Kiedy nadejdzie czas sadowników?
W kilku artykułach u nas ale też na innych portalach, pojawiły się wypowiedzi eksporterów, którzy sugerowali wystąpienie naprawdę całkiem niezłej koniunktury na jabłka od początku bieżącego roku. W różnych miejscach wypowiadali się przedstawiciele różnorakich firm handlowych, którzy wskazywali na spory popyt na owoce i uzyskiwanie zadowalających cen za nie. Jednocześnie komentujący te wypowiedzi producenci jabłek wskazują ciągle, że nie odczuwają tej dobrej koniunktury. Pod artykułem "Dobry czas dla eksporterów" pojawiło się ładne pytanie: "A kiedy będzie dobry czas dla sadowników?".
Podwyżki cen za jabłka w skupie, jakie nastąpiły od jesieni, wyrównują raczej koszty przechowywania, a nie są realnymi podwyżkami cen za jabłka. Jest to bardzo słuszny argument, podnoszony przez komentujących. Z jednej strony producenci narzekają na brak realnego wzrostu cen kupowanych jabłek, a z drugiej eksporterzy mówią o dobrej koniunkturze, jak jest naprawdę? Dlaczego wzrosty cen i dobry popyt nie przekładają się na realne wzrosty cen kupowanych przez sortownie jabłek?
Zwracałem uwagę na to wielokrotnie i będę powtarzał dalej: ponieważ sadownicy nie są uczestnikami rynku jabłek a więc zmiany cen produktu gotowego nie muszą mieć realnego przełożenia na zmiany cen surowca (jabłka w skrzyniach) oferowanego przez sadowników. Właśnie teraz – jak na dłoni – to widać. Czy trzeba jeszcze więcej dowodów? Model rynku, w którym sadownicy zajmują się tylko produkowaniem jabłek a inni organizują handel nimi, wyczerpał swoje możliwości rozwoju. Dziś zarabia ten producent, który jest w stanie sam znaleźć sobie odbiorcę, spakować swój produkt i go sprzedać. Cały czas doświadczamy też ciągłych narzekań sadowników, że nikt im nie chce płacić za poprawę jakości produkowanych przez nich owoców, więc w tę jakość nie widzą sensu inwestować. To jest kolejny aspekt tego samego problemu: ci, którzy znaleźli odbiorców i widzą co i za ile się sprzedaje, to nawet nie myślą o kwestionowaniu konieczności podnoszenia jakości jabłek, bo na tym zarabiają i widzą jak dużo tracą gdy muszą z sortowanej partii odrzucać zbyt wiele owoców. Osobiście nie widzę innej możliwości przetrwania gospodarstw sadowniczych niż znalezienie sobie jakiegoś miejsca na tym rynku i klientów na swój towar. Naprawdę przyjemnie mi się patrzy na sadowników, którzy właśnie ładują Goldena na jakąś Hiszpanię czy Francję i biorą za to prawie 3 złote (cena jabłek w opakowaniu). Im nawet do głowy nie przyjdzie kwestionowanie potrzeby produkowania tych owoców od 70 mm. Z drugiej strony są ludzie, którzy jak mantrę powtarzają, że "jest masa, jest kasa", bo sprzedając swoje jabłka na sortowanie i dostając za nie naprawdę relatywnie niewielkie pieniądze, jedyną możliwość uzyskania większych zysków na produkcji owoców widzą w zwiększaniu tonażu. Rozumiem, że wielu to może boleć, bo nie poradzą sobie z samodzielną sprzedażą do Hiszpanii czy na Białoruś. Jednak patrząc na uzyskiwane ceny przez jednych i drugich a przede wszystkim patrząc na uzyskiwane zyski na kilogramie, w relacji do ponoszonych podobnych przecież kosztów, to ci drudzy stoją na straconej pozycji. Aktualna sytuacja rynkowa, tylko to potwierdza, kto oferuje produkt gotowy, ten cieszy się z dużego popytu i niezłych cen, kto dalej oferuje tylko jabłka w skrzyniach, ten utyskuje na niskie ceny i wyniki sortowania.
Komentarze
No i dokładnie tak jest. Podnieść cenę nawet za ekstra towar o bardzo dobrych parametrach to jest taki ból i takie chamstwo nie raz wychodzi ze strony kupujących, normalnie pogarda dla sadowników, że chcą coś lepiej jak proponuje ogół.