Owocowa geopolityka
Czytaliście już Państwo artykuł o staraniach polskich władz o dopuszczenie naszych borówek na rynek chiński? Jeśli nie, to zachęcam do zapoznania się. Oczywiście to bardzo dobrze, że władze starają się poszerzyć nam rynek zbytu i to jeszcze o tak duży rynek. Tylko czy naprawdę?
W dzisiejszym świecie kwestia dopuszczenia bądź nie do danego rynku to czysta polityka, akurat w branży sadowniczej nikt nam nie musi tego tłumaczyć, a przykład rosyjskiego embarga jest tutaj dobitny. Chiny też nie ukrywają, że traktują swój rynek jako zasób w polityce międzynarodowej. Jeśli ktoś podziela ich wizję stosunków międzynarodowych, to może z nimi handlować, jeśli ma inne spojrzenie, to rynek się ucina. Przekonali się o tym australijscy rolnicy, produkujący zboża a konkretnie jęczmień, kiedy stracili dostęp do chińskiego rynku po tym, jak Canberra przyłączyła się do amerykańskiego pomysłu szukania źródeł COVID-u w Chinach. Również nasz sąsiad – Litwa – po stosowaniu zbyt asertywnej retoryki i zacieśnianiu relacji z Tajwanem, miał okazję stracić dostęp do rynku chińskiego a nawet w ogóle zniknęli z chińskiej listy kodów celnych. Dostęp do rynku to polityka a czy nasza polityka jest zgodna z chińską wizją relacji międzynarodowych? Raczej nie, Polska zdecydowanie opowiada się za dalszą dominacją USA w świecie, bo tylko w tym pokładamy nadzieję na obronę naszej pozycji przed zakusami Rosji, tak dobitnie wyrażonych w nocie Ławrowa z grudnia 2021. Jeśli więc popieramy amerykańską wizję stosunków na świecie to czy mamy szansę na szersze otwarcie chińskiego rynku? To dość ciekawe, bo powinniśmy raczej nie mieć najmniejszych szans ale... Może Chińczykom zależy na wyciągnięciu nas z amerykańskiego obozu i chcą nas w ten sposób przekupić? Dla świata handlu było zaskoczeniem, gdy Chiny otworzyły swój rynek dla polskich jabłek. Finalnie niewiele z tego wyszło ale to był znaczący gest, którego nie doświadczyły inne – potężniejsze – kraje UE. Również Chińczycy próbowali nas przekonać do siebie wizją zbudowania wspólnej platformy handlu futrami (Chiny są wielkim ich importerem a Polska producentem), pomijającej pośrednictwo Niemców czy Duńczyków. Z tego też niewiele wyszło. Teraz też pojawia się sygnał o chęci dopuszczenia polskich borówek. Widać wyraźnie, że Chińczycy przychodzą z kolejnymi ofertami, widzą w czym jesteśmy dobrzy (jabłka, futerka, brówki) i proponują nam zarabianie pieniądzy na ich przeogromnym rynku. Jednak nawet jeśli dostaniemy glejt pozwalający tam sprzedawać, to należy mieć na uwadze, że australijczycy też takowy mieli a i tak spotkał ich ban za zbytnie popieranie Ameryki. Nawet jeśli Chiny otworzą się na polskie borówki, to istnieje dość duże ryzyko, że za chwilę się zamkną, bo my nie możemy prowadzić antyamerykańskiej polityki, dopóki Rosja będzie tak mocno artykułowała chęć posiadania swojej strefy wpływów na naszym terytorium. To naprawdę bardzo dobrze, że rząd stara się otworzyć politycznie przed nami nowe rynki i należy to docenić. Jednak istnieje ogromne ryzyko, że z powodów politycznych te rynki stracimy i zostaniemy jak..... jak z jabłkami.
Komentarze
Bubli powiadasz,???
U chińczyka wieżowiec palil się 19 godzin i nie zawalił się
W ussa po ataku samolotem palił się 90 minut i złożyły się jak domki z kart...żeby było weselej samoloty były 2 a budynki złożyły się 3
I kto robi buble???
Trza umić handlować
Kto nie odda swojej niezależności inie stanie się amerykańskim niewolnikiem ma embargo albo wojnę
To nie demokracja...to dominacja,na którą nikt samodzielnie myślący nie zgodzi sie