Nie tylko jabłka
Ciekawy artykuł ukazał się ostatnio w jednym z popularnych internetowych serwisów branży owocowej w USA. Otóż przez lata dążyliśmy do specjalizacji gatunkowej jako najlepszego sposobu podnoszenia poziomu dochodów naszych gospodarstw. Jabłonie zdominowały sady, w których jeszcze 20 lat temu można było spotkać szereg innych gatunków drzew i krzewów owocowych. Natomiast redaktorzy z USA dostrzegli, że ponad przeciętnie radzą sobie gospodarstwa o zróżnicowanej strukturze upraw. Oczywiście nikt nie mówi o jednoczesnej produkcji marchwi i brzoskwiń ale raczej o 2-3 gatunkach owoców, do produkcji których można wykorzystać ten sam rodzaj maszyn. Dlaczego daleko posunięta specjalizacja jest gorsza od dywersyfikacji? Pada kilka argumentów, na tyle ciekawych, że pozwolę sobie je Państwu przedstawić i skomentować.
Otóż pierwszy argument, to problemy z siłą roboczą. Podobnie jak w Polsce tamtejsi sadownicy mają problem z pozyskaniem pracowników a istotnym czynnikiem to utrudniającym jest brak możliwości dłuższej pracy w gospodarstwach poza czasem zbiorów. Rozszerzenie gatunków uprawianych drzew owocowych rozciąga zbiory i umożliwia zebranie większych plonów z wykorzystaniem tej samej liczby pracowników. Poza tym oferta pracy na dłuższy czas albo wręcz całoroczna cieszy się większym zainteresowaniem niż praca tylko na miesiąc czy dwa. Łatwiej więc skłonić pracownika do przyjścia do nas.
Kolejny istotny argument, to oferta rynkowa jaką przedstawia gospodarstwo potencjalnym odbiorcom. Nie trzeba być jakimś specjalistą rynkowym aby zauważyć, że odbiorcy owoców nie obracają jednym gatunkiem, lecz raczej pełną ich gamą. Zarówno agencje handlowe jak i markety oferują swoim klientom szereg owoców i wygodnie jest im kupować kilka produktów w jednym miejscu. Spokojnie można wybrać takie gatunki, których owocowanie nie koliduje ze sobą a wręcz się uzupełnia. To całkowicie odmienna perspektywa niż dominująca u nas narracja o głębokiej specjalizacji.
Co ciekawe oba argumenty sprawdzają się zarówno na rynku deserowym jak i przemysłowym, przecież większość przetwórni przerabia różne gatunki owoców. Oczywiście ciągle mówimy o gospodarstwach towarowych a nie znanych w naszym kraju chłopskich gospodarstwach samowystarczalnych, gdzie produkowano wszystkiego po trochu, od jajek po grykę. Paradygmat rozwoju gospodarstw towarowych wyznacza rynek na jakim one funkcjonują. Tendencja do lokalności produkcji jest na rynku co raz większa, nie tylko w USA ale przede wszystkim w Europie. Sposób organizacji łańcucha dostaw zostanie wyznaczony przez rynek i wygrają ci, którzy jako pierwsi się do niego dostosują.
Komentarze
24 netto w grupie producenckiej
Nie nada...za krótki shelf life
No wiadomo że inna trwałość ale na Polski rynek i bez osłon się nada no chyba że deszcz będzie padał co drugi dzień to wtedy może być problem
Teraz taka malina w opakowaniach 125g to chyba ze 20 zeta jak nie wiecej
Mogą być ale tych malin nie da się porównać... zupełnie inna jakość,trwałość , jędrność oto
Po 5 zł to z suchym ogonkiem i robakiem gratis
Ostatnio na strajku agrounii jeden celebryta mówił że po 5 zeta czereśnie sprzedaje a teraz już mówi że po dychu, strajk zadziałał
Ale,ale....guru z marianowa na wczasy pojechał....cud nad Wisłą
Następny kurła geniusz co posłuchał populistów z Agrounii
Maliny w sklepie są to maliny deserowe z tunelu...zainwestuj ganiuszu 500 tys na ha i sprzedawaj po 5 zł...zobaczymy czy zwrócisz nakład w ciągu 10 lat...
Poza tym to są zupełnie inne maliny... jakościowo,wielkościowe itp
Efekt skali gra rolę przy taniej masowej produkcji...jak robisz nakrętki do butelek to musisz dużo wyprodukować
Lepiej hektar tunelu lub czegoś pod osłonami i produkcja baltony niż 10 ha w polu do przemysłu....
Tylko ciężko to pojąć bo próg wejścia w biznes to minimum 500 tys ha