
Chloropiryfos w śliwkach z Polski
Na nasz rynek co chwilę napływają owoce z innych krajów, a to czereśnie z Turcji czy Grecji, a to śliwki z Serbii czy Mołdawii, a to ukraińskie maliny. Budzi to święte oburzenie polskich sadowników. Gdy pojawiają się na Facebooku ogłoszenia o sprzedaży importowanych owoców, to od razu towarzyszy im wysyp komentarzy z żądaniem badań pozostałości środków ochrony. Ponieważ rzekomo na Ukrainie, w Mołdawii czy Turcji pryskają czym popadnie. Tymczasem to znów nas złapano bez spodni. Muszę Państwa z przykrością poinformować, że wykryto niedozwoloną substancję w naszych śliwkach dostarczanych do jednego z krajów europejskich. Wstyd na całą Europę spadł na nas, służby ze Słowenii powiadomiły polski Sanepid i ten teraz dochodzi, który sadownik konkretnie wyprodukował te śliwki.
W owocach stwierdzono chloropiryfos, substację całkowicie zakazaną do stosowania. Ktoś po prostu opryskał sad śliwowy jakimś Dursbanem, produktem niedozwolonym od kilku lat. Tutaj nie ma nieświadomego błędu, to nie jest przekroczenie pozostałości dozwolonej substancji, to nie jest pierwszy sezon po wycofaniu chloropiryfosu, gdzie nie do każdego dotarła informacja o jego zakazaniu. Mamy tu do czynienia z w pełni świadomym zastosowaniem nielegalnego środka, pewnie jeszcze z nielegalnego źródła. W jakim świetle stawia to naszą branżę? Sami żądamy badań od wszystkiego co ktoś importuje do Polski, bo importują rzekomo szrot, tymczasem brutalna rzeczywistość pokazuje, że sami nie jesteśmy bez winy.
Właśnie zaczynamy sezon jabłkowy, spodziewamy się dobrych cen i zależy nam, aby świat zaakceptował, że wreszcie polskie owoce nie muszą być tanie. Chcemy dobrych cen ale takimi patologiami dajemy nabywcom argumenty do ich zbijania, bo "polskie owoce to ryzyko". W EFTA/UE obowiązuje system RASFF, czyli wymiany informacji między służbami o takich zdarzeniach jak wykrycie niebezpiecznej żywności. Oznacza to, że wszystkie kraje UE dostały właśnie informacje o chloropiryfosie w polskich śliwkach. Jak sądzicie Państwo, owoce z którego kraju będą teraz badane jako pierwsze na obecność niedozwolonych substancji?
Komentarze
Więc to raczej powszechna plaga
Nie mówię że ta śliwka nie była Polska ,ale oczywiście że reeksport to baaardzo częsta praktyka naszych firm eksportowych. Sam byłem kiedyś świadkiem jak gruszkę konferencję z Holandii przywieźli w skrzyniach . Sortowali to i w kartonach poszło jako Polskie na Rosję ( to były czasy jeszcze przed embargiem).
To sobie wyprodukują sam to będziesz wszystko wiedział i to wpie..dalaj
Swojego czasu w jednym z większych sklepów kupując jabłka poprosiłem o pikazanie stosownego atestu dopuszczającego do sprzedaży. Sklep nie miał skierowano mnie do sanep
idu.Po dwóch dniach mająć producenta numer partii nie dowiedziałem się niczego.
A dzbany walą po i stąd takie klopsy