Pszczela armia zaciężna
Akurat Światowy Dzień Pszczół wypada 20 maja, a więc już po okresie kwitnienia naszych sadów, natomiast jest pretekstem do podjęcia tematu zapylenia drzew owocowych oraz współpracy na linii sadownik-pszczelarz.
Miesiąc temu w RPA tamtejszy związek pszczelarzy ogłosił stawkę za wstawienie jednego ula do sadu/plantacji. W nadchodzącym sezonie będzie to u nich 1266 randów, czyli jakieś 270 złotych. W krajach o rozwiniętym rolnictwie usługowe i odpłatne wstawienie uli to standard. Zarówno w USA jak i RPA sadownicy korzystają masowo z tego typu usługi. U nas ciągle ten rynek jest w powijakach. Część sadowników próbuje samodzielnie hodowli pszczoły miodnej, część inwestuje w pszczoły samotnice (murarka), a reszta liczy na naturę i sąsiadów. W przypadku rolnictwa w USA czy RPA sady są ogromne (w porównaniu z naszymi) i rodziny pszczele nie utrzymają się dłużej na takich obszarach, bo poza kwitnącymi krótko drzewami owocowymi nie ma tam zbyt wielu źródeł pokarmu. Do tego presja na jakość owoców jest tak duża, że inwestowanie w zapylacze po prostu się opłaca. Im więcej pszczół, tym większe prawdopodobieństwo prawidłowego zapłodnienia większej ilości kwiatów, a więc większa szansa na dużą liczbę zawiązków na drzewach. Można więc śmiało przeprowadzać kolejne zabiegi przerzedzania i dokonywać rygorystycznej selekcji. Jeśli przyjmiemy, że do prawidłowego zapylenia jabłoni potrzeba 2 silnych rodzin pszczelich na hektar sadu, to koszt 540 złotych nie jawi się jako gigantyczny wydatek, choć gdy pomnożymy to przez 10 (średnia liczba hektarów w gospodarstwie sadowniczym), to sumka nam rośnie. Wówczas jednak przychodzi taki sezon jak ten.
Kwitnienie przypada na zimną, wietrzną pogodę, czasem też na intensywne opady deszczu. Abstrahujmy przez chwilę o tragicznych przymrozków, które nas nawiedziły. Masowe osypywanie się zawiązków może być i chyba często jest związane z nieprawidłowym procesem zapylenia. To brak pszczół w sadzie jest tego przyczyną. Oczywiście owady te nie przedłużyły sobie zimowego spoczynku i już wcześniej dość masowo pojawiały się w sadach. Niekorzystna pogoda sprawiła jednak, że ich loty były ograniczone do minimum. Pszczoły pracowały przez bardzo krótki czas i nie wypuszczały się daleko od uli. Zapylane były więc tylko drzewa rosnące dość blisko pasiek. To pokazuje nam jak ważne, z punktu widzenia sadownika jest, aby ule stały możliwie blisko kwitnących sadów. Jeśli kwitnienie przypada na korzystne warunki, to problemu z zapyleniem w zasadzie nie mamy (dotyczy jabłoni), lecz to nie pierwszy sezon kiedy pogoda nas nie rozpieszcza w tym czasie. Bliska lokalizacja pasiek zmniejsza znacząco ryzyko braku zapylenia. Nie ma u nas jeszcze rynku wynajmu pasiek. Sporadycznie pojawiają się chętni po obu stronach do takich transakcji, a powinniśmy jednak zacząć o tym poważnie myśleć. Tu nie chodzi o brak pszczół w przyrodzie, bo ten problem jest chyba za nadto rozdmuchany. Natomiast nam zależy, aby w krótkim czasie i na niewielkim obszarze pojawiła się nagle bardzo duża liczba owadów, która normalnie by tam się nie uchowała. Tutaj trzeba podjąć współpracę z pszczelarzami, aby to osiągnąć. Niewątpliwie i w polskim sadownictwie najem uli będzie coraz powszechniejszy, bo naprawdę wydaje się stosunkowo tanim i łatwym sposobem na poprawę poziomu oraz jakości plonowania. Duża część hodowców boi się kwestii zabiegów ochrony w trakcie kwitnienia drzew owocowych. Zerkam czasem na fora tej branży i temat jest dość często podnoszony. Nie da się ukryć, że niektórzy z nas dość luźno podchodzą do bezpieczeństwa owadów, jednakże już dawno, dawno nie było informacji o jakimś masowych zatruci pszczół, zbierających pożytek z sadu. Mamy dużo większą świadomość jako branża, a i środki są coraz bardziej bezpieczne dla owadów. Trzeba przebijać się z tymi informacjami do pszczelarzy, aby skłaniać ich do cieplejszego spojrzenia na drzewa owocowe. Tym bardziej, że mamy mocny atut – w okresie kwitnienia jabłoni niewiele jest innego pożytku dla owadów. Poza tym w jednym miejscu dajemy dostęp do dużego i jednolitego źródła pokarmu dla ich owadów. Całkowicie osobną kwestią, która jednak może wywrócić rozwój tej współpracy, jest masowy import miody z Ukrainy, co niszczy opłacalność produkcji miodu i będzie negatywnie oddziaływał na rozwój hodowli pszczoły miodnej w Polsce.
Komentarze
Ps. Jedynie poprawić sytuację mogło wstawienie trzmieli, bo ponoć one latają już przy 8 °C. Taki oto, niefartowny rok.