Tygrys na polowaniu

Słyszeliście już Państwo zapewne, że "Drużyna Tygrysa" wyruszyła w teren i ściga wykroczenia w handlu owocami i warzywami? Na sprzedawców padł blady strach – Pan Kołodziejczak wraz z różnymi inspekcjami kontroluje rynki hurtowe i markety. Mandaty sypią się jeden za drugim.

Znaleziono ziemniaki bez oznaczeń kraju pochodzenia, a nawet rzodkiewkę w kartonach po arbuzach, ale nie tylko, bo były nawet maliny z Portugalii i to już ze śladami pleśni! Niecni sprzedawcy nawet posunęli się do tego, że ziemniaki importowane z różnych krajów pomieszali ze sobą. Tych nieprawidłowości było nawet więcej, podczas jednej z kontroli aż 10 na 17 partii owoców było źle oznaczonych. Wszystkie powyższe przykłady zaczerpnąłem z oficjalnego profilu Pana Ministra w serwisie "X". Brzmią one śmiesznie? Trochę tak, cały ten system kontroli jest trochę śmieszny. Otóż mamy wspólny rynek (z pewnymi ograniczeniami) w UE. My wysyłamy towar po całej Unii, ale i cała Unia może wysyłać towar do nas. Możemy czepiać się etykiet, oznaczeń krajów pochodzenia, a teraz Pan Minister prowadzi prace nad koniecznością dodawania flagi kraju pochodzenia na etykiecie produktu. Co to zmieni? Nic, oprócz tego, że część pracowników Biedronki czy innego Lidla dowie się, że Słowenia i Słowacja mają nie tylko podobne nazwy, ale też i podobne flagi. Bądźmy poważnymi ludźmi – takie akcje "Drużyny Tygrysa" (nie wiem, ale tę nazwę musiała jakiś agent Kremla wymyślić, aby ośmieszyć wiceministra) służą tylko robieniu show i dobrego PR-u, bo nie zmienią nic w kwestii handlu przywożonym towarem.

Naprawdę ktoś wierzy, że taka bądź inna konstrukcja etykiety sprawi, że klienci nie będą kupowali owoców z Holandii tylko z Polski? Z moich doświadczeń wynika, że większość klientów nie ma żadnej świadomości etykiety na owocach czy warzywach. Oczywiście w deklaracjach "kraj pochodzenia" każdy wskazuje jako istotny czynnik zakupowy, podobnie jak "organiczność" produktu, ale prawda jest brutalna i zupełnie inna – nikogo nie interesuje skąd przyjechał produkt, przynajmniej nie na tyle, aby to wpłynęło na decyzję o zakupie. Gdy klienci masowo na to zwracają uwagę, to nie potrzebują flagi na kartonie, wystarczy im nazwa kraju pochodzenia, wszak większość z nas potrafi czytać a już na pewno więcej osób potrafi przeczytać nazwę "Rumunia" niż rozpoznać jej flagę. Importu nie zwalczymy modyfikując etykiety, z resztą raczej nie ma większych szans, aby w jakikolwiek inny sposób go zwalczyć w obecnej sytuacji prawnej a więc naprawdę szkoda tych ograniczonych zasobów państwa na takie PR-owe szopki. Naprawdę ktoś myśli, że import czereśni do Polski załamie się pod wpływem kilkunastu mandatów po 500 złotych sztuka? Nie tędy droga, jednak wobec centralnych urzędów państwa mamy prawo wymagać więcej niż biegania po Broniszach i szukania błędów w naklejkach na ziemniakach.

Nie przegap najnowszych wiadomości

icon googleObserwuj nas w Google News

Komentarze  

0 #1 Jan 2024-05-27 18:16
Super Michał został wysłany przez Gumowego Bossa Donalda do robienia kampanii wyborczej...tak to odebrałem a może jest jakieś inne dno???
Cytować

Powiązane artykuły

Sadownicy polują

X