Znikają warzywniaki

Na stronie tvn24.pl ukazał się artykuł o raporcie firmy Dun&Bradstreet na temat zamykania się targowisk w Polsce. Wedle raportu w ostatnim roku zamknięto 800 punktów sprzedaży detalicznej, zawieszono 3,2 tysiąca firm zajmujących się sprzedażą na targowiskach. Oczywiście znaczna część tej liczby to firmy sprzedające żywność. Z raportu wynika też, że w ciągu ostatnich 16 lat aż 75 tysięcy takich firm zostało zamkniętych. Co jest przyczyną? Rozpychające się ze swoją ofertą dyskonty oraz sklepy internetowe.

Z naszej – rolniczej – perspektywy handel internetowy nie ma wielkiego znaczenia jeszcze, bo mało osób tak kupuje żywność. Na marginesie dodam, że jest to dość ciekawy rynek i warto mu się przyjrzeć mocniej w nadchodzących latach. Sprzedaż targowiskowa żywności umiera i słusznie pisano, pod ostatnimi artykułami o rynkach hurtowych, że te umierają również. Jedno z drugim jest powiązane, bo rynki hurtowe były naturalny zapleczem dostaw dla targowisk, upadek tych drugich ciągnie na dno sprzedaż na rynkach hurtowych. Niestety jest to bardzo zła informacja dla obrońców broniszowego modelu handlu, którzy tak się uaktywnili pod artykułem o uniwersalkach. Ten raport potwierdza tylko moje wnioski o tym, że jak najszybciej trzeba przemodelować ten handel na rynkach hurtowych, jeśli w ogóle on ma przetrwać. Nie ma przyszłości dla oferty jabłek w uniwersalkach, bo wkrótce nie będzie klientów na taki towar. To właśnie czytamy w tym raporcie, ale raczej każdy z nas widzi to na własne oczy. Kiedyś normą były targowiska w każdej większej miejscowości, dziś markety wyparły je prawie w ogóle. Nie czas i miejsce, aby delibrować o przyczynach, ale trzeba sobie po męsku powiedzieć, że za chwilę nie będzie po prostu komu kupować tych jabłek w uniwersalkach, bo większość tych punktów targowiskowych zniknie z mapy miast i miasteczek. W raporcie czytamy też, że jedyną przyczyną, że te jeszcze jako tako funkcjonują jest przywiązanie miejscowych klientów, którzy systematycznie odwiedzają targowiska. No przecież oczywistym jest, że mowa jest o ludziach +60 lat, czyli pokoleniu schodzącym z areny dziejów, która za chwileczkę przestanie tych zakupów w ogóle dokonywać. Nie będzie więc sprzedawcó targowiskowych, którzy zaopatrują się na Broniszach czy Zjazdowej, komu więc tamtejsi sprzedawcy będą chcieli zaoferować swoje produkty? Przyszłością rynków hurtowych jest przerzucanie towaru między krajami i regionami.

W Polsce bardzo wielu klientów szuka owoców bezpośrednio od producentów. Mamy importerów z Węgier, Rumunii, Litwy czy Czech. To dla nich powinna być skierowana oferta rynków hurtowych. Dla importera, który nie potrzebuje tira jednego gatunku owoców, ale 33 europalety kilku gatunków, jedzie więc w jedno miejsce i ogląda ofertę producntów. Od tego weźmie 3 palety jabłek, od tego 5 palet gruszek, a od innego paletę borówek czy truskawek. To dla takich klientów mogą istnieć rynki hurtowe a ich istnienie jest w naszym interesie, naszym, czyli producentów, bo daje nam to alternatywny kanał zbytu. Powinno nam zależeć na takich rynkach. Mimo przeobrażeń handlu, to w Niemczech, Francji czy Holandii, które są bardziej opanowane przez markety niż Polska, takowe rynki istnieją, ale właśnie ich oferta to całe palety a nie kilka skrzynek dla warzywniaka z bazarku. Niech takie Bronisze będę oknem wystawowym dla naszego sadownictwa, niech tutaj przyjeżdżają zainteresowani importerzy. Jednak to się nie stanie, jeśli dalej będziemy sprzedawać owoce w uniwersalkach wykładanych gazetami.