Dla jednych sufit, dla innych podłoga
Jak pięknie widać różnice w podejściu do biznesu sadowniczego w komentarzach, jakie ludzie z branży piszą pod artykułami w sieci. Kilka dni temu ukazał się artykuł na podstawie materiału prasowego PIORIN, o kontrolach w gospodarstwach (Kontrole w gospodarstwach sadowniczych). Otóż informacja mówiła o kontrolach urzędowych u tych producentów, którzy chcą eksportować swój towar na różne odległe rynki. Bardzo często w umowach handlowych z tamtymi krajami są zapisy o konieczności kontroli podmiotów eksportujących, na obecność organizmów kwarantannowych oraz stosowania odpowiednich technologii produkcji w trakcie sezonu. Takie kontrole odbywają się na wniosek zainteresowanych producentów. Czyli ktoś widzi swoją szansę w wysyłce owoców do jakiejś Indonezji czy Tajlandii, już na wiosnę pisze do PIORIN-u o takim pomyśle i potem płaci za przyjazd inspektorów podczas zbiorów. Natomiast ludzie w internecie zaczynają krytykować takie wizyty PIORIN-u jakby to było jakieś nękanie sadowników. Jest wręcz przeciwnie i te wizyty są na wniosek sadowników i świadczą o szansach jakie ci ludzie mają na zarobienie pieniędzy. Pojawiają się dziwne wpisy o konieczności kontroli pośredników, którzy handlują jabłkami, a nie producentów.
Każdy, kto chce coś, gdzieś wysyłać i podpisywać to swoim nazwiskiem, musi być kontrolowany. Dziś audyty to norma. Prawie każdy market robi swoje u każdego dostawcy a jak nie robi, to wymaga jakiegoś certyfikatu, który też przyznawany jest po audycie. Tylko przyklasnąć ludziom, którzy chcę wysyłać owoce do tej Indonezji i mają w związku z tym wizyty PIORIN-u. Oznacza to, że znaleźli jakąś drogę wejścia ze swoimi owocami na ten rynek. Skoro są w stanie zainwestować w to jeszcze pieniądze na urzędowe audyty, to znaczy, że widzą potencjał na zarobek w tym eksporcie. Nie chcą się gotować w tym krajowym sosie, nie jęczą na Facebooku o niskich cenach i braku perspektyw, tylko sami sobie te lepsze perspektywy tworzą. Życzę im szczerze powodzenia. Natomiast całe to grono krytyków tylko pokazuje, jak niewiele rozumie z całego tego jabłkowego biznesu. Bardzo źle, że te brednie o jakimś nękaniu producentów wygłaszają ludzie posiadający szerokie oddziaływanie na opinie w branży. Myślę, że same "ofiary" tej kontroli bardzo się z niej cieszą, tym bardziej, że wyniki są pozytywne. Właśnie przez to, że mają ten glejt dopuszczenia do jakiegoś rynku, to mają szansę wyjść ze swoim towarem w świat. Kilka lat temu sadownicy z USA rozpoczęli procedurę dopuszczenia do rynku australijskiego. Jednym z warunków dostępu amerykańskich jabłek na rynek antypodów jest.... nie uwierzycie Państwo.... kontrola owoców podczas zbiorów na obecność organizmów kwarantannowych i stosowanie wyszczególnionych praktyk podczas produkcji, składowania i sortowania owoców. Dla chętnych link: https://www.agriculture.gov.au/biosecurity-trade/policy/risk-analysis/plant/apples-usa-2018
fot. PIORiN
Komentarze
Wcale nie myślałem o russkich bo ten temat jest zamknięty
Po kiego chvja szukać Indonezji i Tajlandii jak za miedzą mam rynki zbytu
Wystarczy prosukowac co chcą kupić i tego nie może zrozumieć polski chłop że to rynek decyduje a nie on
Już były wielkie akcje Chiny, Wietnam oto i wiemy jak to się skończyło
Poza tym to nieekologiczne wozic jabłka na drugi koniec świata....ślad węglowy za duży