
Miliony na dotacje, a polskie rolnictwo stoi w miejscu
Przedwczoraj (20.11.2024 r.) zakończyło się przyjmowanie wniosków o dotacje z programu "Inwestycje przyczyniające się do ochrony środowiska i klimatu". Już dwukrotnie pisałem o tej dotacji. Dziś mała aktualizacja: złożono 28 tysięcy wniosków. Zainteresowanie dotacjami jest więc ogromne, ciekawe jak będzie z weryfikacją wniosków.
Parcie na inwestycje w rolnictwie jest duże, wskazuje, że jakaś część z nas jednak dalej wiąże nadzieje z branżą. Nie jest tajemnicą, że jak kania dżdżu, tak nasze rolnictwo potrzebuje kapitału. W ogóle rolnictwo wielkotowarowe jest takie trochę dziwne, bo od wieków rozwija się z kapitałów zewnątrznych, głównie były to kredyty kupieckie. Mało kto wie, że cały ten polski handel zbożem przez Gdańsk, którym tak się szczycimy, był szeroko współfinansowany przez dalszych odbiorców czy pośredników. Rolnictwo wielkotowarowe potrzebuje cały czas kapitału zewnętrznego ze względów na swoje ryzyka i stopę rentowności. Kapitału organicznego, pochodzącego z wewnątrz można spodziewać się dopiero po wielu latach i/lub po przeskoczeniu pewnego stopnia rozwoju, zarówno horyzontalnego jak i wertykalnego. My mamy stosunkowo malutkie gospodarstwa, możliwości akumulacji kapitału są naprawdę niewielkie, nawet w tak – stosunkowo – dochodowych dziedzinach jak produkcja owoców. Dotacje miały dać szansę na finansowanie zewnętrzne, dużo tańsze niż bankowe. Tylko nasza skala potrzeb jest po prostu gigantyczna. Mamy jakieś tam pieniądze unijne, tylko my wolimy rozdać je poszkodowanym przez przymrozki czy grad, zamiast przeznaczyć na inwestycje. Gdy tydzień temu pisałem, że ARiMR ma 160 mln złotych na zwrot za 3 i 4 ratę podatku rolnego, to aż niektórzy nie chcieli mi wierzyć.
Sadownicy już dostają decyzje w sprawie pomocy poprzymrozkowej, gdzie wywalimy kolejne setki milionów euro. Kiedyś napisałem, że pieniądze te powinny pójść na inwestycje w instalacje przeciwprzymrozkowe czy siatki przeciwgradowe, to wówczas się na mnie hejt wylał. Gdy za rok czy dwa znów przyjdzie jakiś kataklizm, to ponownie uczepimy się pańskiego kontusza i będziemy żebrać o zapomogę na przeżycie. Przeżeramy – jako branża rolnicza – ogromne pieniądze publiczne, które tylko w bardzo niewielkim stopniu budują nam możliwości generowania większych pieniędzy w przyszłości. Najwięcej na tych programach korzystają wszyscy wokół rolnictwa. 28 tysięcy wniosków spłynęło do Agencji, ile z nich napisały firmy zewnętrzne? Każda wzięła po 1-2 tysiące złotych, potem pewnie jeszcze premia albo procent od kwoty z umowy. Dealerzy zacierają łapki, bo takich żniw dawno nie mieli, wystawili ogromne liczby ofert, nawet jeśli połowę z nich zrealizują, to nieźle zarobią. Pewnie jakaś część z nas pokusi się o kredyt, więc zarobią też banki (choć dobrze, że teraz te zaliczki dają). Gdy pojawia się prawdziwy program, który może zmieniać pozycję producenta rolnego w łańcuchu dostaw a tym samym marżowość jego produkcji, czyli "Inwestycje w gospodarstwach rolnych zwiększające konkurencyjność", to ARiMR rzuca na niego śmieszną kwotę 330 mln. 160 mln na wsparcie w opłacaniu rat podatku i 330 mln na inwestycje. Słusznie komentujący widzą w tym wsparcie dla wyborców a nie rzeczywistą chęć budowania kapitału na wsi.
Przejadamy miliardy złotych z kolejnej już unijnej siedmiolatki, rośnie ogromne ryzko, że następne budżety WPR będą dużo mniejsze a my dalej nie zbudowaliśmy możliwości organicznego generowania kapitału w naszych gospodarstwach. Za chwilę dotacji nie będzie w ogóle albo będą groszowe a my jedyny kapitał będziemy pozyskiwać od naszych nabywców towarów rolnych, którzy będą jedyną możliwością finansowania wielkotowarowej produkcji rolnej. Zatoczymy koło między XVII a XXI wiekiem.
Komentarze
Zamiast religii bo program przeładowany
Zacząć od złodziei z piss
wszystko zlikwidować?
Nowe programy a co robi ta agencja jak ja jeszcze nie mam rozpatrzonej modernizacji z lipca 2023 roku wniosek składany ...
Tylko zarobią na tych wnioskach firmy doradcze ... A rolnik kredyt na lata ...