Tniecie?
Minęła pierwsza dekada grudnia. Do początku zabiegów chemicznych mamy jeszcze kilka miesięcy. Jeśli zima znów nie skończy się zbyt szybko, można założyć, że do sadów wyjedziemy na przełomie marca i kwietnia. Przed nami więc jeszcze trzy i pół miesiąca na obcięcie sadów, ponieważ przyjmujemy, że większość sadowników chce mieć uporządkowany sad, zanim rozpocznie regularne opryski. Nie jest to jednak konieczność – czasem opóźnienie cięcia jest nawet wskazane.
Gdy rozmawiam z sadownikami, zauważam brak wyciągania wniosków z poprzednich lat. Od kilku sezonów mamy problem z dostępnością siły roboczej. Co roku obserwujemy paniczne poszukiwanie ekip, w tym pracowników z Ukrainy, głównie przez najstarszych przedstawicieli naszego zawodu. W tym roku również słyszę, że „po Świętach” lub „po Nowym Roku” będą rozglądać się za pracownikami.
Często żartuję, że problem ten przypomina sytuację w handlu, gdzie trzymamy się uświęconych tradycją dat i okrągłych liczb granicznych otwierania komór chłodniczych. Nie chcemy ich otwierać w innych terminach, zawsze znajdując argumenty za dalszym przetrzymywaniem owoców. Podobnie jest z zimowym cięciem drzew – mimo corocznych problemów z brakiem ludzi, nie potrafimy przełamać się, aby wcześniej pomyśleć o znalezieniu pracowników.
Wśród nas jest coraz więcej osób, które same wykonują cięcie w sadach. Świetnie, jeśli tylko mają na to czas, siły i hektary ich nie przerastają. Jednak spora grupa sadowników nie jest w stanie poradzić sobie z tym zadaniem. Nie wystarcza im wiedzy, umiejętności, sił lub po prostu czasu. Od zawsze posiłkowali się siłą najemną i nadal muszą to robić. Mimo doświadczeń z ostatnich lat nie próbują zmienić swoich przyzwyczajeń i dopiero późną zimą zaczynają szukać pomocy przy obcinaniu drzew.
Najlepsze ekipy już na początku sezonu zimowego mają zapełniony kalendarz zamówień. Zostają te słabsze, których z roku na rok ubywa, ponieważ praca jest sezonowa i wcale niełatwa. Widzieliśmy już paniczne poszukiwania pracowników na początku tego roku. Wszyscy gdzieś dzwonili, jeździli po okolicy, zatrzymywali się przy siatkach wzdłuż sadów i zagadywali ludzi przy pracy. Teraz mamy połowę grudnia, a te same osoby znów nic nie mają zaplanowanego, jakby zapomniały o doświadczeniach z poprzedniego sezonu.
Niestety, to kwestia utartych schematów myślenia. Tak jak w handlu, tak i w cięciu czy innych działaniach w gospodarstwie – niektórzy nie potrafią zmienić swojego podejścia. Muszą jechać na Bronisze, mimo że kalkulacja ekonomiczna wskazuje, że lepiej byłoby sprzedać owoce na przemysł. Zawsze znajdą sobie jakiś argument, dostosują myślenie do działania i usprawiedliwią się przed sobą. „Tak się zawsze robiło, więc tak trzeba robić dalej” – nawet gdy logika i rzeczywistość temu przeczą.
Teraz również nie wpadło im do głowy, że można było zatrzymać kilku pracowników po zbiorach i namówić ich do cięcia drzew. Nie myślą o tym, że za chwilę rozpocznie się długi okres świąteczny – najpierw u nas, potem na Ukrainie. Większość pracowników wróci do Polski dopiero pod koniec stycznia, kiedy będą rozchwytywani przez wszystkich potrzebujących.
Komentarze
Jesteśmy na wakacjach pod palmami
Robota nie zając
A jak się rok nie przetnie to tragedii nie będzie