
Jabłka już droższe nie będą?
Czy czytaliście Państwo ostatni artykuł, w którym cytowane są słowa Jakuba Krawczyka z Appoloni? Jeśli nie, to polecam: https://www.e-sadownictwo.pl/wiadomosci/z-kraju/15163-ceny-jablek-osiagnely-szczyt. Pytanie o maksymalny pułap cen jabłek deserowych naprawdę jest zasadne i bardzo ważne dla naszej branży.
Kilka miesięcy temu publikowałem tekst, w którym podawałem przykład amerykańskich producentów czereśni. Zlecili oni poważnej firmie konsultingowej przeprowadzenie badań i opracowanie wyników, aby dowiedzieć się, jakich czereśni pragną klienci i ile są w stanie za nie zapłacić.
Artykuł przeszedł bez większego echa, bo polskich sadowników nie interesuje świat, tylko rzeczywistość między najbliższym skupem a sortownią. Jednak z punktu widzenia przyszłości branży odpowiedź na pytanie: „Ile konsument może zapłacić za owoce?” jest kluczowa. Prawo podaży i popytu mówi, że przy zbyt wysokiej cenie nastąpi spadek zakupów. Chcemy uzyskiwać jak najwyższe ceny, ale nie można przekroczyć pewnego poziomu.
Może my też powinniśmy z Funduszu Promocji sfinansować takie poważne badania, zamiast tych kretyńskich billboardów z hasłami o ilości pochłanianego CO₂ przez sady? Nie uważacie, że byłby z tego większy pożytek?
Niezależnie od badań wydaje się, że poziom cen obecnie na rynku, gdzie praktycznie wszystko kosztuje około 2 zł/kg, jest już skrajnie wysoki – nawet przy ogólnym deficycie jabłek. Zaraz podniosą się głosy, że w covidowym sezonie płacono i 4 złote za wagę, i było dobrze. Nie chce mi się nawet polemizować z takimi tezami – warunki rynkowe z czasów pandemii czy wojny nijak mają się do rynku w czasach pokoju.
Polsce nie grozi import jabłek z zewnątrz, bo nie ma ich skąd importować – nikt tańszego towaru niż krajowy nie dostarczy. Ten rynek zagospodarowujemy praktycznie sami i możemy mieć zasadniczy wpływ na cenę. No właśnie, jaka ta cena powinna być?
Musimy sobie uświadomić, że na rynku jabłek aktualne ceny prawdopodobnie są sufitem – po jego przekroczeniu spadnie sprzedaż zarówno w kraju, jak i za granicą. 2 złote za wagę w skrzyni to ponad 3 złote dla towaru spakowanego dla klienta. Koszty transportu skrzyń od sadownika do pakowalni (oczywiście w obie strony), spory udział odpadu, który podnosi realną cenę zakupu, koszty opakowań, robocizny i prądu powodują, że cena rośnie absurdalnie.
Przy drogich jabłkach ryzyko transakcyjne jest dość duże – rośnie liczba reklamacji, zwrotów, a nawet ryzyko niezapłacenia przez odbiorcę. Tak jak powiedział Pan Krawczyk w cytowanym artykule:
"Obecnie producenci mogą uzyskać dość dobre ceny za swoje jabłka, jednak osiągnięto już poziom cenowy, który staje się nieakceptowalny dla klientów końcowych – zarówno na rynkach eksportowych, jak i w lokalnych supermarketach. Skargi na wysokie ceny polskich jabłek w porównaniu z jabłkami od innych europejskich producentów przyczyniły się do słabej sprzedaży w lutym."
Nie zrozumcie mnie Państwo źle – ja chcę jak najwyższych cen dla polskich producentów, ale chyba właśnie do takich cen doszliśmy. W obecnym modelu sprzedaży: sadownik – sortownia – market, dalsze wzrosty cen, a nawet ich długofalowe utrzymanie, są absolutnie niemożliwe.
Mówi Państwu to główny handlowiec jednego z największych polskich konsorcjów sprzedaży jabłek. Być może nie trzeba już badań konsumenckich, bo właśnie dostaliśmy empiryczną odpowiedź o akceptowalnym poziomie cen.
Nie będę wyciągał wniosków, nie będzie pointy tego artykułu. Pozostawiam Państwa samych z przemyśleniami i konkluzjami.
Komentarze
Idiota zapomniał że ograniczone plonowanie było z powodu przymrozków i suszy
Jakby było u każdego 60 ton z hektara to po 80 gr byśmy oddawali bo o sprzedaży nie ma co marzyć
Wyliczenie od czapy bo nie uwzględnia kosztów produkcji i amortyzacji
Niemniej jednak sezon jest udany dla tych,którzy mieli jabłka i nie widzę powodów do narzekania
Problem leży gdzieś indziej....statystycznie rzecz biorąc dobry rok jest na 4-5 lat
Jak więc całą branża funkcjonuje bo nie widzę bankructw i upadków ?
Cały czas dokładacie???jeśli tak to z czego???
A znasz mądrego pissiora?
Jeszcze amortyzacja maszyn i budynków. Bo o dziwo nikt jakoś tego nie liczy a to też kosztuje.
120 tys. , czysty zysk, bez kosztów prądu, robocizny, bez obawy o grad czy inne zjawiska atmosferyczne, a w biurze 8 h i do domu... Faktycznie powinni podnieść tym z biura, a najlepiej najniższą krajowa... Dobre rozumowanie, pogratulować...
niby ekonom, a taki głupi
A dlaczego 60 nie 80? byłoby jeszcze przyzwoiciej
Może nie bardzo dużo. Ale przyzwoicie.
60 t z hektara x 2 zł = 120 tys.
Tylko się cieszyć. Na etacie ludzie 3 lata muszą tyle mieć, a to tylko hektar.