A może nie trzeba pryskać?

Kilka lat temu w amerykańskim czasopiśmie branżowym Fruit Growers News opublikowano artykuł prezentujący wyniki badań na temat możliwości zastąpienia pasów herbicydowych rozszerzoną murawą z międzyrzędzi. Była to odpowiedź na coraz popularniejszy trend rolnictwa ekologicznego („organic” w nomenklaturze USA), które nie może stosować herbicydów.

Efektem kilkuletnich badań były wyniki jasno wskazujące, że jabłoń nie musi być uprawiana w pasach herbicydowych, doskonale radzi sobie w murawie od pnia do pnia. Mówimy oczywiście o regularnie koszonej murawie, od 2 do 4 razy w sezonie, w zależności od potrzeb (wilgotność, skład gatunkowy itp.).

Kilka dni temu miałem okazję przejeżdżać przez parę wsi powiatu rawskiego. Widziałem przepiękne sady – wszystko pod sieciami, idealnie skoszona, króciutka trawa w międzyrzędziach i równiutki, świeżo uprawiony pas pod koronami. I nasunęło mi się jedno pytanie: po co?

Jestem estetą, cenię sobie piękno, harmonię i precyzję. Jednak sadownictwo to biznes, a nie jazda figurowa na łyżwach, tutaj nie ma punktów za styl. Doceniam idealnie przycięte drzewka, murawę założoną z wysiewanych gatunków traw i uprawkę podkoronową. Natomiast to wszystko służy głównie satysfakcji sadownika i... zazdrości sąsiadów.

Polecam wszystkim zapoznanie się z kanałem Hortgro w serwisie YouTube – to południowoafrykańska organizacja branżowa, która ma serię filmów o utrzymaniu pasów herbicydowych pod koronami drzew. Z racji suszy czy degradacji próchnicy coraz częściej odchodzą od herbicydów na rzecz koszenia roślin pod drzewami. Co więcej, sugerują wręcz wysiewanie odpowiednich mieszanek gatunków, które korzystnie wpływają na glebę.

Czy w naszym kraju nie widzimy problemów z suszą? Widzimy. Kwestia próchnicy? Jest źle i sytuacja się pogarsza, a pasy herbicydowe mają w tym niemały udział. Oczywiście, istnieje też problem zmęczenia gleby przez kolejne sady.

Herbicydy są stosunkowo tanie, łatwe w aplikacji i całkiem skuteczne. Ale czy naprawdę aż tak pożyteczne? W integrowanej produkcji (IP) już wprowadzono limity stosowania pasów herbicydowych. Warto też spojrzeć na wizerunek tych pasów w oczach społeczeństwa – nikt nie widzi efektów oprysku kaptanem, ale wszyscy dostrzegają wypalone pasy pod drzewami, co budzi oburzenie nieprofesjonalnych obserwatorów. Nieważne, że oburzenie jest niesłuszne i pozbawione podstaw – ludzie widzą „strefę śmierci”, z której później zbierane są owoce.

Dziś rynek oferuje naprawdę sporo rozwiązań do koszenia chwastów pod drzewami, są tańsze, są droższe, można coś wybrać, zagregować z kosiarką lub rozdrabniaczem i jednym przejazdem ogarnąć zarówno międzyrzędzia, jak i obszar pod koronami.

Badania z Fruit Growers News wykazały, że tylko w sezonie przejściowym, z herbicydów na koszenie, wystąpił deficyt azotu. W kolejnych latach problem już nie występował. Można pokusić się o wykonanie jesiennego zabiegu glifosatem, by odsunąć w czasie konieczność zajmowania się chwastami wiosną lub zniszczyć coś uciążliwego. Jednak później wystarczy po prostu regularnie kosić.

Oczywiście, w młodych nasadzeniach lepiej usunąć konkurencję w pierwszym, a może i drugim roku. Ale w dorosłych sadach naprawdę da się funkcjonować bez herbicydów, lub przynajmniej maksymalnie ograniczyć ich stosowanie.

Są wśród nas sadownicy ekologiczni, czy ich sady umarły po odstawieniu herbicydów? Nie. Koszą, uprawiają ziemię jesienią i jakoś żyją – zarówno oni, jak i ich drzewa.

Nie przegap najnowszych wiadomości

icon googleObserwuj nas w Google News

Powiązane artykuły

X