
Sadownicy nie lubią kurierów
Kilka lat temu na rynek sadowniczy wszedł dość duży dystrybutor środków ochrony roślin, z ciekawą koncepcją dostarczania produktów bezpośrednio do sadowników, za pośrednictwem kuriera lub przedstawiciela, który przywoził środki na miejsce. Firma miała już doświadczenie we współpracy z branżą stricte rolniczą, natomiast dla sadowników stworzyła odrębną markę, rozbudowała sieć lokalnych przedstawicieli, ale nie zdecydowała się na inwestowanie w sklepy stacjonarne.
Koncepcja wydawała się naprawdę interesująca, sklepy to przecież spore obciążenie kosztowe: trzeba kupić działkę w dobrej lokalizacji, wybudować budynek i magazyn, a wszystko musi spełniać restrykcyjne wymagania ustawowe. Ten dystrybutor postanowił tego uniknąć, stawiając na dostawy zamiast punktów sprzedaży. Miało to być jego przewagą konkurencyjną.
Firma rozbudowała również sieć stacji meteorologicznych, ma własny program doradczy oraz linię nawozów, co świadczy o poważnym podejściu do rynku sadowniczego. Jednak w rozmowach z producentami bardzo często przewija się kilka istotnych ograniczeń, które zniechęcają ich do korzystania z oferty tej firmy.
Najczęściej wskazywaną wadą są zbyt długie czasy dostawy! To, co miało być zaletą, kurier ze środkiem ochrony przyjeżdżający na podwórko, w praktyce często okazuje się słabością. Wczoraj rano, przed zapowiadanym na wieczór deszczem, pod sklepem konkurencji ustawiła się kolejka. Auta czekały jeszcze przed otwarciem bramy, a sprzedawcy nie zaczęli dnia od kawy i kanapki, tylko od wydawania oprysków.
Sadownicy bardzo często podejmują decyzje z godziny na godzinę, pogoda jest nieprzewidywalna, a zerkając na prognozę opadów i okienko bez wiatru, okazuje się, że zabieg trzeba wykonać „tu i teraz”, najdalej za dwie godziny. A to zdecydowanie za późno na zamówienie środka u kuriera.
Oczywiście, można kupować coś na zapas, jeszcze przed sezonem, są preparaty, które wiadomo, że będą użyte. Myśląc o zwalczaniu owocówki, od razu przychodzi do głowy konkretny preparat, który zostanie użyty na sto procent, może dzień wcześniej, może dzień później niż zwykle, ale na pewno będzie potrzebny i spokojnie można go kupić wcześniej. Podobnie wygląda to z preparatami do retardowania wzrostu czy z pewną ilością fungicydów kontaktowych.
Jednak zabiegi interwencyjne są zależne od warunków pogodowych tuż po opadach. Gdy jest chłodno sięgamy po AP, gdy ciepło po IBE, gdy kwitnie używamy tebukonazolu, a jeśli pojawia się mączniak difenokonazolu. Jeśli zaraz po zabiegu ma padać, sięgamy po SDHI. Zmiennych jest zbyt wiele, by z kilkudniowym wyprzedzeniem precyzyjnie zaplanować zakupy.
Nikt też nie chce mrozić dużych sum pieniędzy w środkach, co do których nie ma pewności, czy zostaną użyte. Owszem, mogą poczekać do następnego sezonu, ale po co?
Wydawało się, że kurier czy przedstawiciel, który przywiezie opryski i nawozy na miejsce, to spory atut. Życie jednak pokazuje, że sadownicy nie rzucili się tłumnie na korzystanie z tej formy sprzedaży.
Samej firmie życzę jak najlepiej, podobnie jak każdemu dystrybutorowi. Im większa konkurencja, tym lepiej dla nas, producentów.
Jestem bardzo ciekaw opinii Szanownych Czytelników na temat wspomnianej firmy i ich sposobu sprzedaży. Zapraszam do wyrażenia własnego zdania.
Komentarze
Redaktorku?A Ty albo robisz tej firmie koło pióra albo reklamujesz i dokładasz "cegiełkę"do budowy kompleksu hotelowego Pana "B"w M W
Dodam jeszcze że masa oprysków jest sprzedawana na styku terminu ważności. Np ostatnio kupiłem odpowiednik Teppeki bo był tańszy, z Agrosimex ale nie spojrzałem na termin ważności skuszony ceną. Sztuczki marketingowe żeby sprzedać.