Komu jaki certyfikat?

Namnożyło się różnego rodzaju standardów i certyfikatów. Czy wszyscy wszystkie muszą mieć? Otóż na pewno przyda się GlobalG.A.P. Ci, którzy nie są w stanie spełnić jego wymogów mogą zacząć od LocalG.A.P. Uznają go przetwórcy i niektórzy detaliści.
GlobalG.A.P. to najbardziej rozbudowany standard zapewniający bezpieczeństwo żywności, ochronę środowiska, odpowiednią organizację pracy i przestrzeganie terminów okresowych badań lekarskich personelu. Mając taki certyfikat nietrudno wywiązać się z wymów uzupełniających: np. by otrzymać Tesco Natura trzeba spełnić dodatkowo warunki określone w 2 rubrykach i 3 procedury dotyczące ochrony środowiska. Indywidualnemu producentowi, który nie wprowadza na rynek żywności taki certyfikat wystarczy.
Jednak już grupy producenckie powinny mieć HACCP, który umożliwia przewidywanie zagrożeń, ocenę ryzyka oraz pomaga wyeliminować produkty niespełniające norm jakościowych – powinny uzyskać go w pierwszej kolejności. Jest jeszcze ISO 22000, ale coraz mniej odbiorców wymaga tego certyfikatu.
Jeśli producent chce wprowadzić do sieci brytyjskich żywność przetworzoną musi posiadać certyfikat BRC. Niemcy i Francuzi w takim przypadku wymagają standardu IFC. Oba są do siebie bardzo podobne.
Konia z rzędem temu, kto sam wypełni odpowiednie formularze i bez podpowiedzi zorientuje się, jakie wymogi musi spełnić. Warto więc zatrudnić firmę doradczą, która nam w tym pomoże. A że i sam certyfikat kosztuje? Suma sumarum opłaci się to producentowi, gdyż lepiej zorganizuje pracę, osiągnie lepszą wydajność. I przede wszystkim mając odpowiednie certyfikaty, łatwiej sprzeda towar. Takie są wymogi współczesnego rynku.
 

Nie przegap najnowszych wiadomości

icon googleObserwuj nas w Google News

Powiązane artykuły

Sadownicy polują

X