Wyżywić ludzi, ocalić środowisko
W ubiegłym roku przyszedł na świat siedmiomiliardowy mieszkaniec Ziemi. Z tej masy około 600-700 mln ludzi nie dojada. Do roku 2050 będzie nas już 9 miliardów. Poziom produkcji żywności musi więc wzrosnąć o 70%, zaś areał ziemi uprawnej może się powiększyć jedynie o 20%. Ten wynik ma zapewnić zrównoważone rolnictwo. Jest to taki system produkcji, w którym w sposób ekonomicznie uzasadniony uzyskuje się wystarczającą ilość dostępnej i dobrej jakościowo żywności przy szczególnej dbałości o zasoby naturalne.
Właśnie zrównoważonemu rozwojowi rolnictwa poświęcony był „Okrągły stół” zorganizowany przez Polskie Stowarzyszenie Ochrony Roślin 6 grudnia w Warszawie. Uczestniczyli w nim naukowcy i praktycy. Zaproszeni parlamentarzyści nie mogli się stawić, gdyż właśnie tego dnia sejmowa Komisja Rolnictwa i Rozwoju Wsi obradowała nad projektem nowej ustawy o środkach ochrony roślin.
– Połowę tego, co zjadamy zawdzięczamy środkom ochrony roślin. Jednocześnie tracimy 1/3 produkcji rolnej przez brak ochrony lub uzasadnienia dla ochrony – mówił prof. Stefan Pruszyński. Idea zrównoważonego rozwoju zakłada zmniejszenie ilości ś.o.r. ale tam, gdzie były one nadmiernie używane. Holandia swego czasu stosowała do 20 kg substancji aktywnej/ha. W Polsce jest to średnio ok. 1,9 kg/ha. Niestety z rynku wypadło ponad 70% substancji czynnych. Nie tylko dlatego, że naukowcy dopatrzyli się dużej szkodliwości tych związków, często z tego powodu, że koszty rejestracji są tak wysokie, iż wielu producentów zrezygnowało z przeprowadzenia tej procedury. W tej chwili mamy sporo upraw, dla których nie ma żadnej ochrony.
Samo stosowanie ś.o.r. nie jest przyczyną zanieczyszczania środowiska. Szkody przynosi nieuzasadnione lub nieumiejętne ich stosowanie. Prof. Ryszard Hołownicki przypomniał, że najgroźniejsze jest skażenie miejscowe, które może powstać, gdy mamy do czynienia ze skoncentrowanymi środkami (porcjowanie preparatów, mycie opryskiwaczy, składowanie opakowań). Istnieją już systemy bioremediacji, które zapobiegają skażeniu płynnymi pozostałościami. W odczuciu społecznym (ale nie w rzeczywistości) najgroźniejsze, bo widoczne, jest skażenie rozproszone, czyli znoszenie. Można je zredukować poprzez zmniejszenie dawek lub poszerzenie odległości obszaru opryskiwanego od cieków wodnych. Dziś mamy już dobre opryskiwacze, które odpowiednio skalibrowane, nie powinny powodować dramatycznych efektów. Znoszenie redukuje się bowiem także poprzez zmniejszenie ciśnienia cieczy, zmniejszenie wysokości belki roboczej, zmniejszenie prędkości roboczej. Najważniejsza jest edukacja: użytkownik powinien wiedzieć, jak najbezpieczniej używać tej maszyny. Okresowe badania opryskiwaczy też przyczyniają się do pogłębiania wiedzy.
Unia Europejska nakłada na państwa członkowskiego obowiązek wprowadzenia od 2014 r. integrowanej ochrony roślin. Badania przeprowadzone przez współpracowników prof. Zbigniewa T. Dąbrowskiego (1000 ankiet) wskazują, że w niektórych regionach Polski jedynie 30% rolników wie, co to jest integrowana ochrona i Integrowana Produkcja, a w tak „zmodernizowanym” regionie jak Grójecczyzna odsetek ten sięga 60%. Magdalena Januszewska z Departamentu Hodowli i Ochrony Roślin MRiRW przedstawiła przedsięwzięcia (m.in. Krajowy plan działania na lata 2013-2017), jakie Ministerstwo podejmie w tej kwestii. Mają być strony internetowe, nawet cała platforma, seminaria konferencje, szkolenia. W zakresie integrowanej ochrony w przyszłym roku ma zostać wyedukowanych 200 osób. Na 1,5 mln rolników. Bez dodatkowo zaplanowanych środków na ten cel. Wydaje się, że Ministerstwo Rolnictwa dość późno zabrało się za przygotowanie do wdrożenia dyrektywy 2009/128/WE oraz rozporządzenia nr 1107/2009. Krajowy plan działania zakłada, że w 2017 r. 90% rolników będzie stosowało zasady integrowanej ochrony roślin. Czy nie nazbyt optymistyczna jest to wizja?