Roztocza w polskich sadach – podsumowanie sezonu 2012/13
Rozmowa ze Zbigniewem Dąbrowskim, koordynatorem akcji „Skuteczne zwalczanie przędziorków i pordzewiaczy w uprawach sadowniczych".
Anna Rogowska: Skąd się wziął pomysł na realizację kampanii edukacyjnej poświęconej roztoczom?
Zbigniew Dąbrowski: W polskich sadach od kilku lat mieliśmy do czynienia z obniżoną skutecznością zabiegów roztoczobójczych. Zaczęliśmy dokumentować te przypadki i analizować sytuację. Brak efektywności zabiegów mógł wynikać z kilku przyczyn: źle dobranych dawek preparatów, problemów technicznych przy wykonywaniu oprysku, braku rotacji środków czy nawet nieumiejętnego ustalenia terminu zabiegu. Z naszych badań wynikało jednoznacznie, iż główną przyczyną nieskuteczności walki z przędziorkami jest niedostateczna liczba lustracji, zwłaszcza w okresach pogody sprzyjającej rozmnażaniu szkodników, słaba znajomość cech charakterystycznych stosowanych akarycydów oraz brak rotacji tych preparatów. Wnioski z przeprowadzonych badań zmusiły nas to podjęcia inicjatywy i zorganizowania kampanii informacyjnej, której głównym celem jest edukacja. Od dwóch lat nagłaśniamy problem.
A.R.: Czy problem występowania przędziorków i pordzewiaczy jest rzeczywiście tak istotny dla polskich sadowników?
Z.D.: Oczywiście, jest to bardzo istotny problem. Znaczna część sadowników lekceważy te roztocza, uważając, że tak małe szkodniki jak przędziorek czy pordzewiacz nie są w stanie wyrządzić zbyt wielkiej szkody owocom. Tymczasem skutki obecności tych roztoczy w sadzie mogą być bardzo poważne, chociaż nie zawsze od razu są widoczne. Żerowanie przędziorków prowadzi między innymi do osłabienia pąków, zmniejszenie fotosyntezy, gorszego wybarwiania jabłek, a w skrajnych przypadkach przekłada się nawet na zmniejszeniu plonu owoców. Nie wszyscy sadownicy wiedzą, że silnie zaatakowane drzewa są z reguły słabiej przygotowane do zimowania, co może mieć opłakane skutki w kolejnym sezonie. Jeszcze niedawno sadownicy wykonywali zazwyczaj tylko 1 zabieg przeciwko przędziorkom. Obecnie, w sadach intensywnie prowadzonych, wykonywane są standardowo 2 zabiegi, a bardzo często istnieje konieczność wykonania nawet 4 do 5 zabiegów.
A.R.: Mijają dwa lata od rozpoczęcia działań edukacyjnych. Jak Pan ocenia skuteczność tej inicjatywy? Czy wzrosła świadomość sadowników?
Z.D.: Zdecydowanie tak. Oczywiście wiele jeszcze jest do zrobienia, ale pierwsze sukcesy już są. Przede wszystkim zwróciliśmy uwagę doradców na ten jakże istotny problem. Do niedawna większość z nich rekomendowała tylko podjęcie walki z parchem. Inne problemy były przez nich ignorowane. W tej chwili przeprowadzając lustracje w sadach zwracają uwagę także na obecność przędziorków. Jeżeli zdiagnozują problem, wiedzą jak z nim skutecznie sobie poradzić. To efekt naszej kampanii.
A.R.: Jakie są najczęściej wciąż popełniane błędy w walce z tymi roztoczami?
Z.D.: Późna lustracja i zbyt późno rozpoczęta walka. To główny błąd. Inne problemy ze zwalczaniem przędziorków i pordzewiaczy wynikają niewiedzy. Część sadowników wciąż ma trudności w rozpoznawaniu szkodników i ich stadiów rozwojowych oraz ze słabej znajomości cech charakterystycznych stosowanych akarycydów, niewłaściwej techniki wykonywania zabiegów, zwlekania z decyzją o przeprowadzeniu zabiegu oraz braku kontroli skuteczności wykonanych zabiegów. Częstym problemem jest również brak lub nieprawidłowa rotacja akarycydów, co w konsekwencji przyspiesza selekcję ras odpornych szkodników.
A.R.: Brak efektywności zabiegów jest winą nieracjonalnie postępujących w przeszłości sadowników? Czy to oni doprowadzili do spadku skuteczności akarycydów?
Z.D.: Niezupełnie. Błędy popełniane przez sadowników były wynikiem nie do końca słusznych zaleceń doradców, naukowców i samych producentów tych preparatów. W Polsce problem występowania roztoczy występuje dopiero od lat piętnastu – cała branża, wszyscy uczyliśmy się jak skutecznie tę walkę podjąć. Niestety nasza wiedza na ten temat była niewystarczająca i dlatego doprowadziliśmy do takiej sytuacji. Dziś na szczęście już wiemy jakie działania należy podjąć, by szkodniki nie uodparniały się na nowe substancje aktywne, na których oparta jest nowa grupa akarycydów.
A.R.: W ostatnich latach zaszły spore zmiany na rynku akarycydów. Wycofane zostały niektóre substancje aktywne. Wciąż pojawiają się nowe ograniczenia. Jak sadownicy mają sobie radzić w tej sytuacji?
Z.D.: Sytuacja jest rzeczywiście patowa. Od przystąpienia Polski do Unii na rynku akarycydów zaszły zmiany spowodowane wycofaniem niektórych substancji aktywnych. Wycofany został amitraz i cyheksatyna, później propargit. Wciąż pojawiają się nowe ograniczenia. Tempo wypadania substancji aktywnych jest zdecydowanie większe niż pojawiania się nowych. W ciągu ostatnich trzech lat pojawiła się tylko jeden nowy akarycyd oparty na nowej substancji aktywnej – milbemektynie. Jak sobie w takiej sytuacji radzić? Przede wszystkim przeprowadzać lustracje, by wcześnie wychwycić problem. Odpowiednio dobierać preparaty. W momencie występowania jej nie sięgać od razu po akarycydy, tylko stosować oleje. I zapamiętać, że błąd podczas lustracji plus zły dobór preparatu oznacza, że nasza walka z roztoczami jest z góry skazana na niepowodzenie.
A.R.: Czy takie działanie sprawdziło się w tym roku? Jak podsumowałby Pan tegoroczny sezon pod kątem zwalczania przędzirków?
Z.D.: Tegoroczna zima była bardzo długa. W niektórych regionach Polski śnieg przykrywał sady jeszcze na początku kwietnia. W maju i czerwcu było bardzo dużo opadów. Przędziorki i pordzewiacze w 2013 roku nie były poważnym problemem, spędzającym sen z powiek sadownikom. Inwazje roztoczy występowały lokalnie. Większość producentów nie miała kłopotu z wyeliminowaniem tych szkodników.
A.R.: Jaki schemat postępowania rekomenduje Pan w sezonie 2013/14?
Z.D.: Jeśli jaja przędziorków dobrze przezimują, jego populacja drastycznie wzrośnie. Przede wszystkim zalecam wykonywanie bardzo wnikliwych lustracji sadów, już od początku ruszenia wegetacji. Proponuję także wykonanie zabiegu jajobójczego olejami i precyzyjne dobranie preparatu do zabiegu wykonywanego w okresie przed i po kwitnieniu. To najważniejszy moment w walce z roztoczami. Ten, kto w porę uchwyci problem i zastosuje odpowiedni akarycyd z pewnością szybko pozbędzie się tych szkodników z sadu.
A.R.: Nie pozostaje nam nic innego, jak tylko trzymać kciuki za efektywność tych zabiegów. A jakie są dalsze plany rozwoju akcji edukacyjnej? Co organizatorzy planują w najbliższym czasie?
Z.D.: Edukacja i jeszcze raz edukacja. W 2014 roku zamierzamy przeszkolić ponad 2 tysiące sadowników. Nadal będziemy propagowali idee akcji przy okazji imprez branżowych. Mamy nadzieję, że media aktywnie włączą się w naszą inicjatywę i częściej na swoich łamach będą poruszały tematy związane ze zwalczaniem przędziorków. Mamy nadzieję, że działania prowadzone w ramach tej akcji przyczynią się do pogłębienie wiedzy sadowników i przeniesienia jej do praktyki.
A.R.: Dziękuję za rozmowę.