O ochronie sadów w warunkach wysokiej wilgotności
Moja Babcia zwykła mówić, że jak się święty Jan rozczuli (24.06.), to go dopiero Urszula utuli (21.10.). Wskazywałoby to na cztery miesiące deszczowej pogody… Oczywiście do mądrości ludowych należy podchodzić z pewną rezerwą (z czego żartował sobie kiedyś Wojciech Mann, mówiąc, iż „jak w świętego Hieronima jest deszcz albo go ni ma, to pod koniec listopada, pada albo nie pada”), jednak fakty są takie, że najbliższe dni i tygodnie będą nam upływać pod znakiem intensywnych opadów. Wymaga to dostosowania programów ochrony roślin do tych wyjątkowo korzystnych dla rozwoju grzybów i bakterii patogenicznych warunków. Z całą pewnością ochrona musi być prowadzona inaczej niż w sezonach ubiegłych, kiedy doskwierała nam susza i koncentrowaliśmy się na walce ze szkodnikami.
Zaraza ogniowa trafiła na doskonałe warunki do rozwoju i rozprzestrzeniania się. Wzrost temperatury i wilgotności pobudził bakterie do rozmnażania. Są przenoszone na znaczne odległości przez owady zapylające, ptaki, szkodniki, wiatr czy deszcz. Pojawiają się objawy na pniu i pędach w postaci zgorzeli z zapadaniem się kory oraz bursztynowych wysięków. Zamierają wierzchołki pędów. Zasychają liście i zwisają z gałęzi. Choroba uszkadza również zawiązki, które ulegają mumifikacji. Silne uwodnienie tkanek sprzyja przemieszczaniu się patogenów w obrębie drzewa, gdyż zaraza ma charakter systemiczny.
Tak naprawdę jedyne skuteczne rozwiązanie to intensywne zabiegi preparatami miedziowymi, które wykazują szerokie spektrum działania na grzyby i bakterie chorobotwórcze. Inne fungicydy nic tu nie wskórają, gdyż niszczą one jedynie grzyby. Ryzyko jest wszystkim znane – ordzawienia zawiązków. A jednak wobec wielkiego zagrożenia rozprzestrzenieniem się w roku obecnym i latach przyszłych tak groźnej choroby w sadzie, trzeba to wyzwanie podjąć. Ważne jest również wycinanie porażonych pędów wraz z marginesem tkanki pozornie zdrowej, ale zaleca się wykonywać ten zabieg w warunkach ciepłej i suchej pogody, które prędko się nie trafią.
W sadach, w których presja zarazy ogniowej jest wysoka, powinno się poniechać dostarczania roślinom azotu we wszystkich formach (również dolistnie, np. przez zabiegi saletrą wapniową; lepiej wybrać do oprysków chlorek wapnia, zwłaszcza że nie ma upałów). Zapomnieć na razie o działaniu stymulującym wszelkich form azotu, gdyż jest dowiedzione, że zwiększa to podatność roślin na infekcje przez bakterie. Jeżeli już, lepiej rozeznać się w ofercie biostymulatorów, które podnoszą naturalną odporność roślin. Możliwe są na przykład zabiegi miedzią systemiczną (np. Activicur), preparatami zawierającymi srebro – oba te pierwiastki mają działanie bakteriobójcze, ewentualnie wyciągami roślinnymi stymulującymi samoobronę roślin (np. Taniser).
Zagrożenia związanego z parchem jabłoni nie udało się zażegnać. W sadach, w których przyłożono się do wiosennych zabiegów, sytuacja pozornie wydaje się być opanowana, a zawiązki są zdrowe. A przecież nawet tam pojawiają się punktowe porażenia, które na tak dużej powierzchni uprawy nie zawsze się dostrzeże. Na nich rozwijają się zarodniki konidialne grzyba, które odpowiedzialne są za infekcje wtórne, czyi rozprzestrzenianie się choroby w sezonie. Źródłem infekcji mogą być również sady okoliczne. Dlatego ważne, aby nie odpuszczać zabiegów zapobiegawczych, gdyż okres wzmożonego ryzyka w związku z opadami deszczu cały czas występuje. Podstawa to środki o działaniu powierzchniowym – kaptan, mankozeb, ditianon. Jest cieplej, więc dobrze pryskać nimi w mieszankach ze środkami z innych grup o działaniu układowym i interwencyjnym (o ile takie mieszaniny można wykonywać) – przede wszystkim IBE i SDHI. Trzeba walczyć; tam, gdzie nie udało się zabezpieczyć, zaraz po ustaniu opadu można wykonać zabieg „stop spray”, aby przerwać infekcję. Gdy parch się rozwija, ważne są zabiegi ochronne oraz wyniszczające grzybnię. Można stosować wodorowęglan potasu, oczywiście z zaakceptowaniem ryzyka poparzenia zawiązków.
Warunki temperatury i wilgotności powietrza sprzyjają również rozwojowi mączniaka jabłoni. Powstają zarodniki konidialne, które rozprzestrzeniają się wraz z wiatrem na dalsze odległości i odpowiadają za infekcje wtórne. Grzyb poraża liście, które pokrywają się mączystym, białym nalotem – jest to typowy objaw choroby. Ponadto wyrastają mniejsze, stają się kruche i mogą zasychać. Zmniejszeniu ulega powierzchnia asymilacyjna, a zwiększa się intensywność transpiracji. Rozwój procesu chorobowego wyczerpuje roślinę. Mączniak nie oszczędza również pędów, których wzrost zostaje ograniczony, a końcówki zamierają. Na organach tych także pojawia się nalot, z tym że jest bardziej zbity, wojłokowaty. Powszechnym zjawiskiem jest porażenie owoców, na powierzchni których znacznie częściej niż mączysty nalot, zaobserwować możemy rdzawą siatkę.
Mączniak nie wywołuje takich strat jak parch jabłoni, jeśli jednak zaniedbamy ochronę, może narobić wiele szkód. Szkodliwość choroby nie ogranicza się tylko do bezpośredniego pogarszania kondycji roślin i ograniczania plonowania. Dużym obciążeniem jest także konieczność wycinania porażonych pędów, tych jednorocznych, z których nie wyprowadzimy już najbardziej produktywnych pędów dwu- oraz trzyletnich. Systematycznie ogranicza to powierzchnię owoconośną.
Stosowane przeciwko parchowi fungicydy (IBE – difenokonazol, tebukonazol) ograniczają również mączniaka. Po kwitnieniu jabłoni nie można już stosować typowo mączniakobójczego bupirymatu (Nimrod 250 EC). Można pryskać cyflufenamidem (np. Kendo 50 EW), ale optymalny dla działania tego preparatu okres okołokwitnieniowy już za nami; zresztą pewnie większość sadowników możlwiości stosowania tej substancji ma już wyczerpane.
Tam, gdzie występuje silna presja mączniaka, cały czas można i powinno się co ok. 7 dni stosować opryski siarką (np. Siarkol 80 WP). Jest pochmurno, więc warunki pogodowe sprzyjają takim zabiegom. Niestety siarka w przeciwieństwie do miedzi łatwo się zmywa, dlatego ważny jest dodatek adiuwantu.
Dawno nie było tak trudnego sezonu w ochronie roślin sadowniczych przed chorobami. Nie ma zatem sensu oszczędzać ani przebierać w środkach.