Grad
Ponownie spadł grad. Nie pierwszy to raz w tym sezonie, pewnie też nie ostatni. Każdy z nas zapewne choć raz w karierze sadowniczej został dotknięty gradobiciem. Zakładając sad, gdzieś z tyłu głowy ciągle mamy możliwość utraty plonu przez grad. To ryzyko towarzyszy nam cały czas, ot taki urok biznesu pod chmurką. Mimo to, gdy przychodzi grad to czujemy się tym przygnębieni i zmartwieni. To normalne, wszak człowiek jest istotą emocjonalną a nie racjonalną. Po gradzie należy wykonać pewne zabiegi chemiczne, aby ograniczyć gnicie owoców oraz – ewentualnie – minimalizować zagrożenie, płynące z uszkodzeń drzew przez lodowe kulki. O to jakie grzyby i bakterie stanowią wtedy zagrożenie oraz jak im przeciwdziałać należy się zwrócić do fachowych doradców, którzy wskażą właściwe kroki postępowania.
Jednak pojawienie się gradu rodzi również pytania o dalsze postępowanie z uszkodzonym plonem. Pojawia się kwestia: czy uszkodzone owoce zbierać i przechowywać, tak jakby były zdrowe? W minionym sezonie wielu producentów tak postąpiło. W chłodniach mieliśmy zatrzęsienie jabłek pogradowych. Każdy liczył, że jeśli nawet nie po 4 zł, to chociaż po 2 zł za kilogram weźmie. O błędzie w swoim rozumowaniu przekonują się oni do dziś, sypiąc całe pogradowe komory na przemysł. Mam nadzieję, że ta nauka nie pójdzie w las i naprawdę ludzie nie będą już masowo zamykali szrotu w chłodniach. Podobno pamięć sadownika nie sięga dalej niż sezon wstecz. Akurat lekcja płynie z minionego sezonu, więc liczę, że się uda. Najgorszym zmartwieniem dla rynku są jednak ci spekulanci, którzy będą rozumowali tak "niech inni pozbędą się owoców pogradowych, wówczas ja swoje zerwę i zamknę w chłodni a potem sprzedam, może ciut taniej niż ekstra towar, ale zawsze lepiej na tym wyjdę niż sypiąc na przemysł podczas zbiorów albo przerzedzając je w sierpniu". Niestety zachowania spekulacyjne są u nas standardem. W dłuższej perspektywie praktycznie nigdy się one nie opłacają jak i nie opłacają się one w ujęciu całorynkowym. Tacy cwaniacy psują rynek, oferując swój towar ciut taniej niż reszta, z powodu jego defektów. W efekcie, aby sprzedać jabłka producenci są zmuszani do uczestnictwa w licytacji w dół. Każdy czynnik wymuszający na producencie sprzedaż gra na naszą niekorzyść. Podobne znaczenie mają raty kredytów, które powodują, że musimy sprzedać owoce, aby je spłacić, wobec czego decydujemy się na nie do końca korzystne warunki transakcji aby tylko zapewnić sobie płynność finansową. Sprzedaż wymuszona albo wymuszona obniżka ceny sprzedaży (np.: właśnie spowodowana defektem owoców spowodowanym przez grad) działa na naszą niekorzyść. Dlatego właśnie w długofalowym interesie wszystkich razem i każdego z osobna jest, aby wymuszonych sprzedaży było jak najmniej. Na rynku nabywcy (a takim rynkiem jest nasycony rynek jabłek), oferując owoce z defektami zawsze ustawiamy się w pozycji proszącego o kupno, wyglądającego kogoś łaski i jesteśmy czynnikiem ciągnącym rynek w dół. Wiem, że wszystkich nie przekonam. Pewnie zaraz będzie masa komentarzy o tym, że ktoś tam, kiedyś tam zebrał jabłka pogradowe i tak świetnie je sprzedał. Sam znam kilka takich historii. Tylko co z tego? Już w IV wieku przed naszą erą Arystoteles stwierdził, że nie można wyciągać wniosków ogólnych, na podstawie jednostkowych doświadczeń. Czy naprawdę rozumowania sadowników jest w tyle jeszcze za starożytną Grecją?
Co więc zrobić w sadzie właśnie dotkniętym gradem? Opryskać, aby zminimalizować gnicie i przerzedzać. Jeszcze pół lipca i cały sierpień przed nami. Przerzedzać i eliminować z drzewa owoce, zaczynając od tych najbardziej uszkodzonych. Robić to systematycznie aż do zbiorów i podczas zbiorów jeszcze odrzucać uszkodzone jabłka. Im szybciej usuniemy z drzew owoce obite, tym większa szansa, że te które pozostaną, podrosną i złapią więcej koloru, zmniejszając nasze straty plonu handlowego. Im mniej jabłek w skrzyni będzie nosiło ślady uderzeń, tym większa będzie wartość takiego plonu. Nie skazujmy się na pozycję proszącego o jałmużnę ze strony kupujących. Zróbmy wszystko, aby wartość tego co zostało na drzewach była jak największa.
P.S. Zdjęcie z mojego sadu. Informacja dla tych, co chcieli powiedzieć "ciekawe co ty byś zrobił, gdyby grad ci zbił owoce".
Komentarze
Ale jak nie starczy?
Po pierwsze było po 5 za wagę
Po drugie sadownik dokłada od 10 lat
A ty piszesz bzdury,że mu na opryski nie starczy.figlarz
Przewód wiosny słyszę,że wszystko zmarzlo i nie ma japka więc przemysł musi być po 1 zl
Otóż nie, co prawda paskowana gala się nie zdarza ale cała reszta odmian w całkiem niezłej jakości owszem.
Skoro jak powszechnie wiadomo większość naszej produkcji to paskowana gala to nadal możemy naiwnie powtarzać że gumofilce nawstawiały idareta po gradzie i spać spokojnie.
Koszty zjadają nasze zyski nawet w ,,dobrych,, sezonach .
Przy niskim plonie jaki pozostanie po takim przerywaniu żeby wycofać nakład trzeba sprzedać towar w dobrej cenie .....
a trzeba być mega optymistą że takie będą w tym roku.
Przy małych uszkodzeniach Ok. Ale przy dużych, jeszcze dokładać do przerzedzenia jak nie wiadomo czy starczy na środki ochrony na przyszły sezon.
Pryskać mocznikiem i niech rośnie, co się nadaje to do komory a resztę sypać a nie przerzedzac.
A deser pogradowy do komory ....coś się wybierze bo nima japka
Co roku ta sama śpiewka