Bolonia vs. Bronisze – nie tylko wyższe ceny...
Nowy sezon handlowy dla włoskich jabłek dopiero się rozkręca, na rynkach hurtowych pojawia się coraz więcej odmian, tradycyjnych, jak i klubowych. Jeden z branżowych portali włoskich zamieścił relacje z wizyty na rynku hurtowym w Bolonii. Poniżej ceny po jakich włoscy sadownicy obecnie sprzedają jabłka:
Fuji Melapiù - 1,80 euro za kilogram 8,25 zł/ kg
Pink Lady - z Chile - 2,60 euro za kilogram 11,96 zł/kg
Candine - 1,50 euro za kilogram 6,90 zł/kg
Golden Delicious - 1,30 euro za kilogram 5,98 zł/kg
Szara Reneta - 1,70 / 1,80 euro za kilogram 7,82-8,28 zł/kg
Kanzi - 1,70 / 1,80 euro za kilogram 7,82-8,28 zł/kg
Sweetango - 1,85 / 1,90 euro za kilogram 8,51-8,74 zł/kg
Granny Smith - 1,30/1,40 euro il chilogrammo 5,98-6,44 zł/kg
To co się rzuca w oczy to nie tylko cena i mnogość odmian klubowych, ale i przygotowanie jabłka do sprzedaży. Temat ekspozycji owoców był poruszany na portalu niejednokrotnie, chociażby w artykule: Bronisze: Gorzki smak, słodkich owoców.
Można powiedzieć, że rynek hurtowy w Bolonii to odpowiednik polskich Bronisz. Co ciekawe właśnie m.in. ten rynek hurtowy stanowił inspiracje dla stworzenia rynku pod Warszawą.
"Korzystając z doświadczeń rynków hurtowych w Europie, w szczególności francuskiego Rynku Hurtowego w Rungis, Rynku Hurtowego w Bolonii oraz Rynku Hurtowego w Lyonie, w 1995 roku zawiązano spółkę akcyjną pod nazwą Warszawski Rolno-Spożywczy Rynek Hurtowy SA." – czytamy w artykule opisującym historię Bronisz.
Oczywiście, można powiedzieć, że gdyby polscy sadownicy sprzedawali jabłka w takich cenach jak Włosi, przygotowanie jabłek wyglądałoby inaczej, ale niestety sytuacja jest dużo bardziej złożona i nie o samą ekspozycje chodzi. Jak można przeczytać w jednym z wpisów, który został opublikowany przez IPSAD: Naszym problemem jest to, że polskie jabłka nie mają wyrobionej marki, są postrzegane jako produkt najtańszy, a co za tym idzie najgorszej jakości. Niestety przekaz ten jest często umacniany na zagranicznych portalach, gdzie polscy eksporterzy powielają informację o złej jakości jabłek produkowanych w polskich sadach, co jest nieprawdą. Co gorsza, to samo próbuje się wmawiać konsumentom w Polsce, coraz trudniej kupić w popularnych sieciach handlowych jabłka naprawdę dobrej jakości.
"Po raz kolejny po powrocie do kraju jesteśmy utwierdzani w przekonaniu, że coraz bardziej zacierają się granice między polską a zachodnioeuropejską produkcją jabłek. Porównując plony z naszych sadów, zwłaszcza z tych gospodarstw gdzie postawiono na nowoczesną agrotechnikę, widać wyraźnie, że absolutnie niczym nie różnią się one od jabłek z sadów niemieckich czy austriackich. Z czasem różnice te będą się zacierać jeszcze bardziej, gdyż na Zachodzie poważnie potraktowano obecnie kwestie redukcji kosztów produkcji, w tym tworzenie nowych inwestycji. Sady w wielu miejscach przestały być pięknymi ogrodami z idealnie przyciętą trawą a stały się ciężko pracującymi kwaterami, gdzie racjonalizuje się wszystkie wydatki. Dotyczy to głównie usprawnienia pracy ręcznej oraz zoptymalizowania zabiegów chemicznych, choćby poprzez odejście od niektórych, zwykle drogich a mało przydatnych, niestety intensywnie reklamowanych produktów i działań technologicznych. Jeśli już mówimy o nowych inwestycjach, to są to głównie prace mające w pierwszej kolejności zabezpieczyć plony przez zniszczeniem, a więc zakup sieci antygradowych czy systemów antyprzymrozkowych. Tego typu optymalizacja produkcji, choćby poprzez radykalne podniesienie wydajności coraz droższej pracy ręcznej, połączone z uporządkowaniem polityki odmianowej, to kolejny etap jaki czeka i naszych producentów. I wydaje się, że nie będzie z tym większego problemu. Natomiast to co fundamentalnie różni nas od rynków zachodnich, to poziom zorganizowania środowiska a zwłaszcza relacje między producentami i handlem. Dlatego to w tym segmencie należy u nas dokonać jak najszybciej zmian. To co w PL jest niebytem, chaosem i dyktaturą, tam przyjmuje formę współpracy, planowania, wspólnych rozmów i handlowego szacunku. Dlatego absolutnie nie wolno zgadzać się z twierdzeniem, że główną przyczyną niskich cen w naszym kraju jest to, że nie umiemy produkować owoców wysokiej jakości. To stwierdzenie cały czas podgrzewają nasze największe firmy handlowe, które tłumaczą w ten sposób swoją niechęć do obrotu produktami premium, zdecydowanie droższymi od tych, jakie obecnie masowo ściągają z południa Polski do swoich przewymiarowanych magazynów w cenie 50gr/kg. Firmy, które w podobny sposób, w dużej mierze spowodowały ubiegłoroczną, jesienną stagnację i późniejszą zapaść rynkową. Firmy, które z jednej strony narzekając na brak towaru do wczesnowiosennego handlu w sezonie 2021, nagle latem go odnalazły i do tej pory podają na rynek ubiegłoroczne jabłka. Stare kapcie, które obecnie skutecznie blokują sprzedaż tegorocznej produkcji, utrzymują jednocześnie jej ceny na niskim poziomie. Ułatwia to zakup tanich, zewnętrznych jabłek wątpliwego pochodzenia i jakości, czego fatalne skutki są już widoczne na półkach sklepowych największych sieci handlowych. I znowu zanotujemy spadek spożycia o kolejne 50tys. ton, gdyż konsument zamiast bezsmakowych staroci lub nadpsutej tanizny, wybierze znacznie lepiej wyglądające owoce jagodowe lub cytrusy. Dlatego, narzekając na brak jakości w naszym kraju, niech grupy handlowe przestaną opierać swój byt na obrocie tandetą niewiadomego pochodzenia. Czy ktokolwiek bada jaki jest w takich owocach choćby poziom pozostałości? Niech grupy handlowe zaczną, jeśli jeszcze tego nie osiągnęły, w pierwszej kolejności wymagać jakości od własnych udziałowców, choćby poprzez zastopowanie wynagradzania produkcji przemysłu, poprzez jego sprzedaż jako deseru w wątpliwych promocjach z podłogi." - możemy przeczytać we wspisie opublikowanym przez IPSAD.
I jeszcze jeden wpis z odpowiedzią na pytanie: Dlaczego polskie jabłka praktycznie nie są obecne na rynkach zachodnich pod własna marką?
"Z pewnością nie jest to tak, że głównym powodem jest ochrona własnego rynku importera. W przypadku Niemiec i Austrii widać wyraźnie, że w sieciach dominują jabłka z Włoch. Na półkach spotkać można również dostawy z Francji, Chile czy Nowej Zelandii. Jabłka niemieckie są w niewielkiej, ale jednak mniejszości.
Jeśli chodzi o import z Polski, handlowcy z którymi udało się spotkać mówią wyraźnie. To jest handel. Tu nie ma barier. Ale niestety wasz handel mentalnie nadal cały czas jest na wschodzie, a my potrzebujemy zupełnie innego myślenia biznesowego.
Wasza niska cena nie jest dla nas argumentem a jedynie synonimem niskiej jakości. Dla nas jedzenie jest rozrywką, za którą możemy i chcemy zapłacić. Tanie jedzenie jest dla psów, jak mówi przysłowie.
Nie macie wyrobionej marki jabłka jakościowego, bo praktycznie nikt nawet tego u nas nie rozpoczął. Dlatego wasz produkt nie jest znany na naszym rynku jabłek deserowych i trudno będzie go sprzedać.
Wielu konsumentów słyszało tylko o jabłkach z Polski, jako o surowcu na soki.
Dodatkowo macie zbyt duże rozdrobnienie ofert i są one nienormalnie konkurencyjne w stosunku do siebie. To budzi podejrzenia i zniechęca. To wszystko umacnia ponadstandardowe ryzyko handlowe, choćby w postaci niepewność w zakresie powtarzalności dostaw.”
Źródło: italiafruit.net; IPSAD Instytut Praktycznego Sadownictwa; fot. italiafruit.net
Komentarze
My jesteśmy potęga i nikt nam nie podskoczy
Słyszałeś,żeby ktoś robił lepszego idareda i glostera niż my?
O ligolu nawet nie wspominam
.........do lasu
Bo nasze nie idą do Rosji a cały zachód dalej sprzedaje u ruskich, embargo to ma tylko Polska.
Przestań pieprzyć, widać że nie widziałeś jak jest zachodnie jabłko produkowane i sortowane, tam zazwyczaj tylko opakowanie ładnie wygląda, sam bym takiego gówna nie próbował sprzedać bo bym stracił klientów. Wiadomo że i u nas można kupić chłam, ale pitolenie że jabłka niemieckie, belgijskie czy włoskie są lepsze od naszych to już jest debilizm.
Dla ciebie nie są abdla konsumentów są.
Teraz przekonaj konsumenta do glostera i idareda
Każdy zrzuca się na fundusz promocji...gdzie ta promocja???
Picie wódki na zagranicznych wycieczkach to nie promocja
Ani Kanzi ani Sweetango nie jest żadnym rarytasem, tylko oni mają promocję, markę. My nigdy nie wydamy tyle na promocje wszystkich odmian co Włosi wydali na Pink Lady. Od dawna mówię że mamy kilka ciekawych odmian co mogli byśmy z nich zrobić takie Pink Lady, ale u nas to jest wszystko kupa a nie promowanie jakiejś marki.
Czerwonego idareda i czerwonego ligola..a gdzie gloster ??
Nasze hity klubowe
Chyba nie widzieli idareda w teleskopie zrobionego u Zenka w stodole....
To dopiero rarytas