Kto i ile zarabia na saletrze?
Wszyscy już wiedzą, że nawozy azotowe są bardzo drogie. Ostatnio pisałem Państwu jak dzwoniłem do dystrybutora, z chęcią zapoznania się z jego cennikiem i podano mi cenę 6200 zł/t za saletrę amonową oraz 4200 zł/t za saletrzak. O tych 6 tysiącach za tonę napisały już chyba wszystkie media w kraju. Wiadomo, że rolnicy kupują od dystrybutorów lokalnych a nie z zakładów produkcyjnych, więc warto podawać ceny lokalnych handlarzy. Mój – jak pisałem – przedstawił mi ofertę na 6200 zł/t. Zacząłem szukać informacji o cenach u innych dystrybutorów i wpadłem na oryginalny cennik firmy Anwil z dnia 11.03.2022 – widnieje w nim jak byk saletra amonowa oferowana dystrybutorom po 6100 złotych. Natomiast zakład w Puławach, należący do Grupy Azoty, ma też w ofercie saletrę amonową, ale w cenie 4435 zł/t. Teraz w mojej głowie rodzi się pytanie: po co jakikolwiek handlarz nawozami miałby kupować saletrę z Anwilu, skoro ta z Puław jest sporo tańsza?
Oczywiście żaden dystrybutor nie kupuje tego nawozu z Anwilu, nawet gdyby chciał to i tak nie może, bo Anwil ogłosił cenniki z tym słynnym już 6100zł/t, ale saletry po prostu nie ma. Nie sprzedaje jej, bo po prostu jej fizycznie nie ma, mimo, że jest w cenniku. Także na rynku w Polsce mamy albo saletrę z Puław kupioną po 4435, albo z Anwilu, ale na pewno nie kupowaną po 6100 złotych, bo Anwil nie sprzedaje aktualnie saletry. Oczywiście dystrybutor może mieć saletrę anwilowską jeszcze z wcześniejszych zakupów, jednak wówczas nie kupował jej po 6100 złotych. Może mieć też coś z importu, ale czy jest sens importować coś z zagranicy droższego niż 4435 złotych? No raczej nie. No to skąd lokalni dystrybutorzy biorą ceny 6200 złotych za tonę? Nie kupowali przecież tej drogiej saletry z Anwilu, tylko co najwyżej, sporo tańszą z Puław. W ogóle po co Anwil publikuje cenę saletry amonowej, której fizycznie nie ma w ofercie? Oficjalnie firma ta mówi o wznowieniu produkcji pod koniec marca. Czy normalnym jest publikowanie ceny na coś, czego się aktualnie nie sprzedaje?
Wróćmy jednak do dystrybutorów: skoro sami oni nie kupowali drogiej saletry z Anwilu, tylko tańszą z Puław, to dlaczego próbują ją sprzedawać po 6000 zł/tona? Naprawdę ktoś chce mieć 50% marży na nawozie posypowym? Gospodarstwa sadownicze są dość małe, nawet duże tego typu gospodarstwo, czyli powyżej 20 ha, jest malutkie w porównaniu do gospodarstw produkujących zboża. Otóż sadownicy, w zasadzie, nie kupują saletry na tiry, kupują ją na tony. Nawet jeśli chcemy rzucić 150 kg saletry na hektar sadu, to przy 20 hektarach mamy raptem 3 tony, prawda? Tirowych ilości nikt z nas nie kupi, kupimy raczej po 2-5 big bagów u lokalnego dystrybutora (oczywiście jeśli ktokolwiek się zdecyduje na nawożenie azotowe, bo wielu mówi wprost, że tego nie zrobi). Lokalni dystrybutorzy o tym wiedzą, mogą sobie więc pozwolić na dyktowanie nam warunków cenowych. Rzut okiem na cenniki u dystrybutorów w innych regionach kraju pozwala nam tylko się utwierdzić w takim przekonaniu, np.: w saletra amonowa w Wielkopolsce kosztowała na 11 marca około 4500 złotych za tonę. Konkluzja jest prosta – nie ma w Polsce saletry po 6000 złotych za tonę na żadnym zakładzie, jest tylko po 4500 zł/t. Jeśli ktoś oferuje kupno tego nawozu po 6000 zł/t, to próbuje na Was bardzo dużo zarobić. Jeśli u Waszego lokalnego dystrybutora jest saletra po 6000 zł/t, to obdzwońcie kilka firm z dalszych regionów i na pewno znajdziecie coś tańszego, aczkolwiek trzeba będzie odpalić auto ciężarowe czy busa i się po nią tam przejechać.
Do tego wszystkiego dochodzą dopłaty do nawozów, o których to dużo się ostatnio mówi, znamy stawki, ale jeszcze nie wiemy czy Komisja Europejska pozwoli nam je uruchomić. Jak informacja o dopłatach do nawozów działa na ceny rynkowe? No oczywiście, że je podtrzymuje! Dopłaty powodują, że więcej osób zdecyduje się na zakup nawozu, czyli podtrzymują popyt, a więc nie pozwalają cenom spaść. Tym bardziej negatywnie działają one na nasze, sadownicze, podwórko. Jeśli komuś opłacałoby się pojechać te 100 kilometrów busem, aby kupić tańszą saletrę, to wobec szansy na obniżenie jej kosztu zakupu lokalnie, poprzez dotację, już nie będzie skłonny tak bardzo jechać dalej na poszukiwanie nawozu. Dopłaty utrwalą te absurdalne stawki nawozów po 6000 zł. Najlepiej na tych całych dopłatach wyjdą właśnie dystrybutorzy w regionach sadowniczych.
Komentarze