Co my właściwie produkujemy?

Już kiedyś o tym pisałem, ale temat ciągle żyje swoim życiem i dalej jest aktualny, niestety, bardzo słabo świadczy o nas, jako profesjonalistach – nazwy odmian jabłek.

Pamiętam, że pod moim poprzednim artykułem na ten temat, padły znamienne słowa "jak ludzie wiedzą o co chodzi, to czego się czepiać?" Brnąc w tę logikę dalej, to możemy stwierdzić, że zasad ortografii też nie powinniśmy się czepiać, bo przecież wiadomo o co chodzi jak ktoś pisze "rzaba" czy "hodnik". Jednak ortografii się czepiamy i trzymanie się jej zasad uchodzi za wskazane w interakcjach między ludźmi, bo "jak nas widzą, tak nas piszą". Gdy w rozmowie ktoś regularnie popełnia błędy, to dość szybko wyrabiamy sobie opinię o takiej osobie. Zastanawialiście się Państwo jaką opinię wyrabiają sobie o nas ludzie, którzy czytają nasze oferty? Jak widzą nas przedstawiciele sieci handlowych, eksporterzy czy hurtownicy, gdy dostają maila albo widzą post producenta, który nie potrafi poprawnie napisać nazwy produkowanej przez siebie odmiany jabłek? Tak, oni doskonale wiedzą co oznacza "empajer" czy "idaret", ale jednocześnie wiedzą, że stereotyp niewykształconego człowieka ze wsi, ma silne podstawy, aby dalej utrzymywał się w społeczeństwie. Zawsze mnie bolała pewna wyższość jaką ludzie z miasta okazują mieszkańcom wsi, czasem przybiera to postać pogardy dla "wieśniaków", czasem objawia się ciepłym paternalizmem dla "maluczkich" ale zawsze to jest poczucie wyższości. Jednak sami dajemy im właśnie podstawy do dalszego nas tak postrzegania. Jeśli ktoś kilkanaście lat uprawia jabłka pewnej odmiany i próbuje ją sprzedać jako "galę Natalie", to naprawdę nie świadczy to dobrze o producencie, naprawdę sadownik nie zadał sobie trudu, aby sprawdzić dokładnie co on produkuje? Jeśli ktoś nie wie, że odmiana jaką produkuje, wcale nie nazywa się "Idaret" tylko Idared, to co on w tak naprawdę wie o tej odmianie? O tym jakie formy przybiera nazwa Red Jonaprince można napisać elaborat cały, podobnie jak o Jeromine, który przeobraża się powszechnie w  "dżeronimo". Ludzie, czy nie razi Was to? To świadectwo wystawiamy sobie sami. Jeśli ktoś nie sprawdził nawet nazwy odmiany, to czy sprawdził cokolwiek innego? Posadził, bo inni sadzili, nawet do końca nie wie co, pewnie też do końca nie wie jak to się produkuje. Gdyby długo się zastanawiał na wyborem tej odmiany, wielokrotnie przy tym przeglądając foldery reklamowe, książki czy strony internetowe, to opatrzyłby się z nazwą i ją zapamiętał. Naprawdę nie razi Was nazwa Gala Mast, Muss czy Mus? Albo Golden Delicious Rangers? Przecież to wręcz komicznie brzmi i świadczy o amatorszczyźnie, a nie profesjonalizmie.

Zdaję sobie sprawę, że większość sadowników bardzo słabo zna angielski i naprawdę nie wie, że to "d" na końcu nazwy Idared, Jonagored czy Paulared, pochodzi od angielskiego słowa "red", czyli czerwony, ale te odmiany nie są nowością, tylko w naszej branży ich nazwy przewijają się od około 30 lat, czyli całe pokolenie już z nimi obcowało, a dzisiejsi czterdziestolatkowie pewnie wychowali się sadach pełnych różnych "redów", więc już powinni zapamiętać jak poprawnie zapisać ich nazwę. Sami sobie wystawiamy świadectwo braku profesjonalizmu i "jak nas widzą, tak nas piszą".

nazwy4

nazwy1

nazwy2

nazwy5

Nie przegap najnowszych wiadomości

icon googleObserwuj nas w Google News

Komentarze  

+2 #1 Guest 2024-01-08 11:34
Mnie to bawi
Najbardziej dzeronimo:))
Ale golden delicjusz też jest fajny;)

Kiedyś na studiach uczono mnie,że nazwy odmian powinno się wymawiać w języku kraju ,z którego dana odmiana pochodzi

Czyli fonetycznie ajdared i szampion

Ale bez przesady..
Nie ma co być nazista językowym a błądzić jest rzeczą ludzką:)
Cytować

Powiązane artykuły

X