UE vs. Chiny: Europejskie rolnictwo w obliczu retorsji
Zapewne większość naszych Szanownych Czytelników słyszała już, że UE nakłada cła na chińskie samochody elektryczne. Nie wyszła transformacja energetyczna Unii, nie stała się w jej wyniku liderem nowych technologii. Panele słoneczne są importowane z Chin w 90%. Motoryzacja zawsze była siłą napędową przemysłu europejskiego, ale w okazało się, że przejście do eletryków jej się nie udało. Chińczycy robią więcej aut na prąd, są one dużo tańsze niż unijne i zaczęli nas zalewać swoją produkcją. Zresztą zaraz za nimi są Wietnamczycy, którzy też się załapali na nowy cykl technologiczny i stworzyli potężną markę aut, która właśnie podbija świat. Skoro Francuzi i ich motoryzacja poczuli się zagrożeni importem z Państwa Środka, no to przepchnęli w Brukseli cła na chińskie auta. Zamiast kupować tanie, chińskie samochodziki elektryczne, to będziemy kupowali droższe, ale za to europejskie. No i fajnie (dla Francuzów) gdyby to był koniec historii. Jednak każdy się domyślał, że te cła spowodują retorsję z Pekinu.
Co może paść ofiarą chińskich retorsji? Co takiego UE tam eksportuje aby chiński odwet mógł nam zaszkodzić? Już napisaliśmy, że w auta przegrywamy z nimi, komputery to też raczej importujemy z Chin, panele słoneczne również, leki i środki ochrony także, smartfony i tablety też, nawet ubrania i zabawki kupujemy od nich. Ta wyliczanka uświadamia nam do czego zaprowadziała nas unijna polityka ekologizacji – my wszystko kupujemy z zewnątrz, sami nie robimy prawie nic. Chińczycy wymyślili, że odwetowy cios spadnie na nasze rolnictwo.
Pisałem już o tym jakiś czas temu, bo wszyscy eksperci wietrzyli takie rozwiązanie, bo niby co innego mogą zbanować, skoro nic tam nie wysyłamy? Eksport unijnej wieprzowiny do Chin to 2,5 mld euro (2023). To ona pójdzie na pierwszy ogień. Na razie zostały wobec niej wszczęte procedury antydumpingowe. Jednak w branży już mówi się o imporcie mleka i produktów mlecznych, jako następnej ofierze chińskiego odwetu. Tutaj akurat mamy sporo do stracenia, bo Polska nawet sporo tam wysyła tego mleka. Dlaczego o tym wszystkim piszę na portalu sadowniczym? Ponieważ nasza branża jest uzależniona od eksportu. Wolny handel jest podstawą naszego dobrobytu a wszelkie ograniczenia (vide sankcje rosyjskie na UE) uderzają w nas z olbrzymią siłą. Świat wchodzi w okres właśnie takich zakłóceń gospodarczych (oby się tylko na takich skończyło) i za chwilę normą będą wzajemne zakazy czy ograniczenia w wymianie towarowej. Z naszego – sadowniczego – punktu widzenia, to może wywrócić branżę do góry nogami.
Popatrzcie Państwo na historię odmiany Alwa – przecież przez kilka lat te jabłka plasowały się w cenowej czołówce, bo dobrze je sprzedawaliśmy na Wschód. Gdy tylko pojawiły się trudności w handlu, to odmiana zaczęła być problematyczna. Sam jestem wielkim zwolennikiem dostosowywania polskich sadów do odmian jabłek, które są przedmiotem globalnego obrotu, ale nie da się ukryć, że ten globalny obrót za chwilę może być bardzo ograniczony. Jak w Zatoce Adeńskiej zaczęto strzelać do statków handlowych, to od razu odbiło to się na tempie wysyłek do Azji. Rynek wewnętrzny jest nam potrzebny w tych trudnych czasach jak nigdy przedtem a na tym rynku same problemy, bo od lat borykamy się z malejącą konsumpcją, a do tego polityka marketów jest nam wybitnie niesprzyjająca. Nie ma innych, liczących się kanałów sprzedaży niż sklepy wielkopowierzchniowe a nic a nic nie potrafimy się z nimi dogadać w sprawie poprawy atrakcyjnności naszego flagowego owocu. Z marketami handlujemy tanimi i słabymi jabłkami, zapakowanymi w najtańszy i najmniej powabny sposób. Nie mamy z tego ani dobrej ceny, ani dobrego wolumenu.
Komentarze
Moja szkoła.... jestem z ciebie dumny