
Czy czeka nas powrót kolejek na przetwórniach?
Nagle jedna przetwórnia doświadcza awarii, która uniemożliwia jej przerób jabłek i tworzy kolejkę aut na rozładunku. W drugiej przetwórni zaczynają kombinować z ilością jabłek jakie trafiają do basenów. Rok temu mieściły się po trzy auta, teraz mieszczą się im tylko dwa. W efekcie auta zaczynają czekać na rozładunek dłużej niż zwykle. Jeszcze w piątek można było zaawizować auto bez problemu, od wczoraj już robi się ciasno w awizacjach. Po co to wszystko? Po idiotycznym zagraniu z obniżkami cen, kiedy to udało się przetwórniom urwać po kilka groszy przez tydzień, ale załamał się wolumen dostaw, teraz jest kolejna kombinacja, aby sprawić wrażenie chwilowej nadpodaży.
Absolutnie nie ma teraz takich dostaw, które by mogły zasypać przetwórnie owocami, ale po tym co płynie już ze skupów (Idared), to widać, że za chwilę w ogóle skończą się dostawy. Ze strony zachodnich przetwórni płyną też sygnały, że liczą na obniżenie cen dla owoców o innym przeznaczeniu niż ZSJ. Po kilku tygodniach telefonów ponaglających o szybsze wysyłki owoców teraz nagle pada informacja, że ceny są jednak zbyt wysokie, więc może należy zmniejszyć tempo dostaw. Nie ma przesłanek rynkowych do spadku cen, jest wręcz przeciwnie. Natomiast musimy sobie uczciwie powiedzieć, że nad kwestiami rynkowymi dominują inne siły. Trwałość tegorocznych zbiorów rzeczywiście jest bardzo niska i owoce gniją na potęgę. Widać więc wyraźnie, że spekulacja nimi w czasie może być utrudniona. To naprawdę nie jest tak, że przetwórnie przyjmą każde owoce, niezależnie od stopnia ich rozkładu w skrzyni. Nawet w tym sezonie, z takimi deficytami dostaw, zdarzają się przypadki zawrócenia ciężarówek z zakładów. Oczywiście ich właściciele jakoś sobie radzą z takimi problemami, jak radzili sobie w poprzednich sezonach, ale chodzi o to, że to żaden biznes wozić psujący się towar od przetwórni do przetwórni. Wiedza o nietrwałości zbiorów jest już powszechna, dostępna producentom, przetwórcom a nawet odbiorcom zagranicznym. Ten fakt będzie ciążył nad rynkiem jabłek przez cały sezon. Część przetwórni wie, że prędzej czy później spłyną do nich jabłka z przechowalni, więc mogą sobie pozwolić na dość lekceważące podejście wobec dostawców. Obieralnie widzą, że nie ma co robić zapasów i raczej trzeba kupować na bieżąco, bo składowanie owoców jest ryzykowne. Wobec tego nie ma presji na ściąganie towaru od sadowników a na bieżącą produkcję coś zawsze się kupi. Może i mniejsi przetwórcy patrzą na to z pewnym rozżaleniem, bo oni niekoniecznie będą pracowali zimą, ale też zdają sobie sprawę, że to nie ich decyzje rządzą rynkiem i lepiej się nie wychylać.
Tak naprawdę to nikt nie wie, w którą stronę potoczy się sytuacja jabłek przemysłowych na ZSJ i uzależniona od nich sytuacja wszystkich innych rodzajów przetwórstwa. Myślę, że nie wiedzą też tego szefowie największych firm przetwórczych w Europie. Ostatnio rozmawiałem z holenderskim przetwórcą, który robi duże zapasy, bo jest wręcz pewien dużych deficytów zimą i wiosną. Natomiast jeszcze tydzień temu jedna z mniejszych niemieckich firm zarzekała się, że nie będzie kupować nic poza bieżącą produkcją, bo ceny są wysokie a jakość bardzo niska. Pożyjemy, zobaczymy – jak mawiają Rosjanie.
Komentarze
Przecież wszystko zmarzło
dosłownie w tym samym miejscu
Dobrze że mamy swój rozum i obsadzilismy wszystkie łąki i rowy
Robią wszystko byle nie podnosić ceny