Kupując od złodzieja, okradasz sąsiada

Co jakiś czas przez media społecznościowe przewijają się różne informacje o kradzieżach. Ludzie proszą o rozpropagowanie informacji o swojej stracie, dzielą się sensacją z innymi, liczą na znalezienie zguby. Te posty są stałym elementem każdej większej grupy branżowej czy lokalnej społeczności. Zastanawialiście się Państwo, czemu te kradzieże nam towarzyszą? Są dwa główne powody: ukraiński i polski.

Problem ukraiński to kwestia dużej liczebności pracowników z tego kraju. Oni tutaj są, poznają nasze gospodarstwa, często pracują na sprzęcie, który później znika. Nie jest moim zamiarem szczuć na obcokrajowych pracowników — oni są nam potrzebni i dobrze, że są. Niemniej jednak stanowią u nas element obcy, niezwiązany emocjonalnie z ludźmi, u których pracują, a czują się u nas dość swobodnie.

Inny odcień kwestii ukraińskiej to eksport wszelkiego rodzaju maszyn rolniczych na Wschód. Zapotrzebowanie nawet na najprostsze maszyny jest tam olbrzymie. Część wyjeżdża tam całkowicie legalnie, a część — niezupełnie. To trochę tak, jak z polskimi kradzieżami samochodów w Niemczech w latach 90. U nas były drogie auta, więc ryzyko się opłacało.

Kiedy widzę duże gospodarstwa zatrudniające znaczną liczbę osób, to już standardem są systemy monitoringu, zamykane bramy, alarmy itp. Właściciele nie robiliby tego bez potrzeby — albo już padli ofiarą kradzieży, albo słyszeli o takich przypadkach i się zabezpieczają. Policja również wskazuje na liczne grono osób napływowych jako jedną z przyczyn wzrostu przestępczości.

Jednak drugi powód, polski, jest dla nas bardziej bolesny. Jeśli te ukradzione traktory czy opryskiwacze nie pojechały na Ukrainę, to gdzie znalazły nowy dom? Gdzieś w kraju, u jakiegoś innego rolnika czy sadownika. Żadnemu miastowemu opryskiwacz polowy o pojemności 600 litrów z belkami 12 metrów nie jest potrzebny do ochrony ogródka działkowego. Ten sprzęt trafia do naszych kolegów po fachu w innym regionie kraju, a może nawet wcale nie tak daleko. To jeden rolnik kupił maszynę ukradzioną drugiemu rolnikowi.

Sami tworzymy popyt na to złodziejstwo, kupując traktory niewiadomego pochodzenia. Gdyby popytu nie było, to nie byłoby podaży, a więc i kradzieży. Maszyny rolnicze są drogie — to prawda — i to jest powód, dla którego ludzie wciąż sięgają po te z nielegalnego źródła. Jednak wśród tych postów o kradzieżach widzę często informację o zniknięciu piły spalinowej, kilku worków oprysków itp. Ile można zaoszczędzić na zakupie piły z kradzieży? Tysiąc? Dwa? Czy to są kwoty, za które można sprzedać swoją godność?

Przykro to pisać, ale niestety tak. Mamy rynek ludzi, których takie oszczędności satysfakcjonują. Swoją bazę materialną poprawiają kosztem nieszczęścia swoich sąsiadów lub kolegów po fachu. To dość przykre. Dopóki tacy ludzie będą wśród nas, dopóty będą kradzieże. Żeby jedni kradli, inni muszą to od nich kupować. Nie będzie popytu, to nie będzie kradzieży.

Ponieważ sam jestem sadownikiem i wiem, jak wiele kosztują te wszystkie sprzęty, to naprawdę głęboko gardzę ludźmi, którzy kupują kradzione maszyny. Przykro patrzeć, jak dorobek wielu lat znika jednej nocy, a gdzieś dalej rośnie, jak na drożdżach, gospodarstwo sąsiada.

Nie przegap najnowszych wiadomości

icon googleObserwuj nas w Google News

Komentarze  

0 #2 Mrcin 2025-01-08 18:09
kup mf 255 w cepiku 4 cyfry bez 0 a na tabliczce znamionowej? i co kupujesz ?
Cytować
+1 #1 Morawiecki 2025-01-08 12:39
Wielkie mi halo

Trump powiedział,że jak będzie chcieć to weźmie sobie kanał panamski i Grenlandir bo mu da potrzebne w biznesie


To dopiero złodziej...
Cytować

Powiązane artykuły

X