Sadzić czy przeczekać?
Trudna sytuacja rynkowa jabłek stawia pod znakiem zapytania nowe nasadzenia. O problemie rozmawialiśmy z jednym z producentów. Prosimy również o Państwa komentarze pod artykułem. Jesteśmy ciekawi, co nasi Czytelnicy sądzą o obecnej sytuacji.
Udało się Panu sprzedać wszystkie owoce?
Pan Adam: Tak, ostatnie sprzedałem w zeszłym tygodniu. Policzyliśmy z sąsiadem koszty przechowywania owoców. Wie Pani, co się okazało? Korzystniej byłoby sprzedać te jabłka na przemysł jesienią.
Jak Pan myśli, co przyniesie nowy sezon?
A.: Ciężko powiedzieć. Wszystko zależy od tego czy eksport w końcu ruszy. Jeśli nie, to sprawa jest prosta. To co zarobiliśmy trzeba będzie wykorzystać na szeroko pojęte utrzymanie sadu. Środki ochrony, nawadnianie, sprzęt – to wszystko kosztuje. Sam zbiór też wymaga sporych nakładów. Ten paraliż trwa już jakiś czas i niedługo oszczędności się skończą. Wie Pani, jak ceny były dobre, wszyscy na gwałt zaczęli sadzić, nie mając wcale pojęcia o sadownictwie. W sumie nie musieli mieć – i tak sprzedali z zyskiem. Ale teraz to oni pierwsi zostaną wyeliminowani. Dziś sztuką jest sprzedać i zarobić.
W związku z tym czy warto dosadzać nowe drzewa?
A.: Niełatwo odpowiedzieć. Wszystko zależy od tego, co jesteśmy w stanie wyprodukować i czy mamy, gdzie sprzedać. Jeśli nasz rynek zbytu to pośrednicy – w grę wchodzą tylko te najbardziej popularne: Red Delicious, Golden Delicious czy Gala. Te odmiany jeszcze długo będą dobrym materiałem handlowym w Polsce i zagranicą. Jeśli chodzi o inne – choćby Ligola, Szampiona, możemy je wsadzić, ale tylko i wyłącznie, jeśli mamy pewnego kupca (przykładowo: sklep, hurtownię). Nie mówię tu o pośrednikach, bo oni kupią od nas tylko to, co sami dobrze sprzedadzą. To jest moje zdanie, ale sądzę, że bardzo bliskie prawdzie.
Uważa Pan więc, że lepiej przeczekać trudny okres?
A.: Nie. Jeśli mamy taką możliwość, sadźmy. Ale z głową! To my musimy się dostosować do rynku, a nie na odwrót. Pomyślmy najpierw, na co jest popyt, a przede wszystkim, gdzie to sprzedamy!
Komentarze
otoz ci panowie uczepilisie swojej doktryny jak pijany plota....tak jak belcerowicz powtarzal,ze jedyna recepta na polska gospodarke jest calkowita jej prywatyzacja tak ci panowie twierdzili i twierdza,ze przyszloscia sadownictwa jest nieustajacy wzrost plonow z ha by zrekompensowac niska cene jednostkowa jablek....
otoz balcerowicz i ci panowie nie widzieli lub nie chcieli widziec innej mozliwosci...pomine balcerowicz i zajme sie tymi naukowcami....
OTOZ DOCHODY MOZNA ZWIEKSZYC DZIALAJAC W DRUGA STRONE.....CZYLI OGRANICZAJAC PRODUKCJE CZEGO PRZEZ OSTATNICH KILKANASCIE LAT CI PANOWIE NIE ZAUWAZYLI....a ja od kilkunastu lat powtarzam ze to nie moze skonczyc sie dobrze...nadchodzi fala bankructw gospodarstw sadowniczych....i nie unikniemy tego