Pomoce klęskowe – ocena poszkodowanego
Dla wielu producentów miniony sezon okazał się tragiczny ze względu na straty, jakie powstały w wyniku gradobicia. W różnym stopniu zostały zniszczone uprawy na terenie całej Polski, a o 100-procentowych szkodach mówi się na Lubelszczyźnie (na czele z Kraśnikiem), w okolicach Grójca – Wilkowie, Błędowie i Tarczynie oraz w gminie Sadkowice w powiecie rawskim. Sytuacja rolników jest niezwykle trudna, na co złożyły się w dużym stopniu niskie ceny za wiśnie i jabłka przemysłowe. O zapomogi walczono między innymi na zorganizowanym przez Związek Sadowników RP proteście. Ostatecznie, w celu pomocy poszkodowanym wdrożono 3 mechanizmy. Pierwszym z nich jest operacja "Inwestycje odtwarzające potencjał produkcji rolnej", zaoferowano także pomoc dla tych, których szkody przekroczyły próg 50 %, można zaciągnąć również kredyt. Czy rozwiązania zadowolają producentów? O rozmowę poprosiliśmy sadownika z środkowej Polski, który w wyniku gradu z 17 czerwca stracił większość zbiorów.
Jakie straty poniósł Pan w wyniku gradobicia?
Grad zniszczył wszystkie owoce na 3,5 hektara sadu Idareda, Glostera, Jonagolda i Alwy, ponad 30 arów śliw, 40 arów Łutówki i 10 arów czereśni. Niestety, uszkodzone zostały także drzewa. Grad w wielu miejscach ponacinał korę, a niektóre gałęzie zostały z niej doszczętnie obdarte. Od początku nie łudziłem się co do możliwości odratowania owoców, byłem wręcz przekonany, że większość z nich nie dotrzyma na drzewie do zbiorów – tak też się stało. Większość opadła i zgniła, zanim mogła mieć jakąkolwiek wartość handlową. Zniszczonych zostało ponad 70 % owoców. To co zebrałem, sprzedałem na przemysł. Żadne jabłko nie nadawało się do przechowywania. Ale w tym momencie to nie to martwi mnie najbardziej. Mimo że zabezpieczałem drzewa od razu po gradzie środkami zawierającymi miedź i nanocząsteczki srebra, jestem przekonany, że wdadzą się choroby rakowe. Przewiduje, że będzie to widać pod koniec przyszłego sezonu. W każdym razie, dziś gołym okiem widać na każdym drzewie widać rany i otarcia.
Czy zaproponowana pomoc jest satysfakcjonująca?
Pierwszą zapomogą była kwota wysokości 900 zł od hektara. Początkowo ustalono próg przyznawania na poziomie minimum 70 % strat. W wyniku protestów sadowników próg ten zmniejszono do 50 %. Jednak cała kwota wypłacana jest w przypadku, jeśli rolnik jest ubezpieczony. Jeżeli nie, otrzymuje 450 zł, czyli połowę. Nigdy nie ubezpieczałem sadu, bo wiąże się to z dużymi kosztami. Uważam, że jeśli producent ubezpiecza swoje uprawy, to w razie szkód otrzymuje pieniądze od danego ubezpieczyciela. Nie rozumiem dlaczego ta osoba dostaje dwa razy więcej, niż ci, którzy nie mają ubezpieczenia w ogóle. Dla mnie jest to niepojęte. Wiąże się to moim zdaniem z próbą nakłonienia producentów do ubezpieczania się. Ale skąd brać na to pieniądze przy takich cenach? Tak czy inaczej, kwota 450 zł nie pomaga mi w żaden sposób. W momencie, kiedy komisja oszacowała starty w owocowaniu na prawie 90 tysięcy złoty, a dostałem niecałe 1500, jaka to rekompensata?
Oprócz tego mam starty w środkach trwałych. Uszkodzonych jest ponad 500 drzew, które trzeba usunąć. To podlega pod drugi mechanizm „Odtwarzanie potencjału…” i tu zaczyna się kolejna batalia. Żeby uzyskać informacje od Agencji, trzeba wchodzić przysłowiowym oknem. Informacje te są mało konkretne, na ostatnią chwilę ogłasza się nabór wniosków i pozostaje kilka dni na zgromadzenie dokumentacji, która jak zwykle jest ogromna. Są to także śmieszne kwoty, znowu obowiązuje kryterium ubezpieczony – nieubezpieczony. Agencja owszem pomaga, ale człowiek zastanawia się czy gra jest warta świeczki. Bo do uzyskania jest kwota niewielka, a „chodzenia” przy tym jest bardzo dużo. Przy moich stratach, uzyskałbym 15 tys. złotych. Kosztem kwalifikowanym są tylko drzewka, nie można zainwestować tego w coś innego. Dostanę pieniądze na sam materiał, a resztę muszę wyłożyć z własnej kieszeni…
Jeśli chodzi natomiast o kredyty, nawet nie będą się wypowiadał, bo żeby wziąć kredyt, trzeba mieć z czego oddać, a nie wiadomo co będzie w następnych latach…
Komentarze
nie rozumiem zdziwienia ze emerytura z zus jest wyzsza ...chcesz dalej placic 100 pln a miesiac i meic emeryture jak ktos kto odprowadza 800????dziwna ta twoja logika
mowisz o vacie z paliwa kupowanego od ruska cy od opalu?? bo wiekszosc na tym jezdzi tnac koszty
suche fakty sa takie ze mamy lepiej niz wiekszosc spoleczenstwa a jestesmy bezczeli w swoich roszczeniach...widze to co niedziala pod kosciolem....i czekam na pierwsze ferrari wsrod braci sadowniczej bo porsche juz jezdza ;)
do emerytur rolniczych budzet doklada rocznie 15 miliardow pln...
to sa suche fakty
i ciagle nam malo....deszcz,grad,mroz,slonc e,susza....jakby nie bylo jest nam zle i za malo dostajemy
co maja powiedziec ludzie pracujacy za minimalna krajowa???
pobudka...sadownicy nie sa jedynymi obywatelami RP...dosc narzekania czas wziac sie do roboty pq
dla ciebie limitowanie produkcji dla mnie dbanie o srodowisko i konsumenta...
nie widze powodu by reszta spoleczenstwa zrzucala sie na sadownikow i ich biznes...komu sie nie oplaca niech zwija produkcje....
czy ktos doplaca szewcom,kioskarzom i piekarzom???wiec dlaczego sadownik ma byc wiecznie dotowany i wiecznie mu malo????
chcesz
jak zwykle winni sa wszyscy tylko nie sadownik...wystarczylo ubezpieczyc sad...koniec kropka