Dlaczego młodzi ludzie nie chcą zostać na wsi?

 

 

Słusznie martwimy się dziś o nieopłacalność produkcji i niskie ceny, bo jest to problem bieżący, który dotyka wszystkich producentów. Spójrzmy jednak przez chwilę na zjawisko, które może okazać się wyjątkowo niekorzystne już w najbliższej przyszłości. Mowa o ciągle zmniejszającej się liczbie młodych ludzi, którzy gotowi są przejąć gospodarstwa. Co wpływa na taką postać rzeczy? Brakuje chętnych do pracy w polu ze względu na małą opłacalność? Może zaważa niski prestiż społeczny tego zajęcia? Kwestię rozważaliśmy w rozmowie z Panem Maciejem Cybulakiem, studentem sadownictwa na Uniwersytecie Przyrodniczym w Lublinie. Okazuje się, że nie wszystko zależy od woli młodego pokolenia. Przecież wielu producentów mimo że zajmuje się uprawą, zmuszonych jest podjąć dodatkową pracę poza gospodarstwem. Przy niskim arealne, z obecnych cen wyżyć się nie da. Czy sytuacja może się poprawić? A może to jeden z elementów „oczyszczania się” branży, który wyjdzie na dobre?

Grupę producentów podzielić można na trzy pokolenia. Pokolenie najstarsze to ludzie po 40 roku życia. Nie korzystają oni w większości z dotacji i nie mają również znaczących kredytów zaciągniętych na prowadzenie gospodarstwa. Ta grupa jest najliczniejsza. Kolejne pokolenie to osoby +30, korzystali oni z pieniędzy unijnych, ich gospodarstwa są w większości profesjonalne, posiadające dobre zaplecza sprzętowe, ciągniki, opryskiwacze i chłodnie, nowoczesne sady. Niestety, to pokolenie ucierpiało najbardziej, ponieważ kredyty zaciągane na pokrycie zakupów dofinansowanych przez unię spotkały się z kryzysem cenowym. To ta grupa najczęściej szuka dodatkowej pracy. Pozostaje pokolenie +20, które właśnie staje przed koniecznością dokonania wyboru. Zostać „na gospodarstwie” czy podjąć studia i pracę w mieście? Nie zachęca ich z pewnością trudna sytuacja w branży oraz przewidywane bankructwa.

Pan Maciej zauważa, że studia o tematyce rolniczej wybiera coraz mniejsza liczba młodych ludzi. – Zwróćmy uwagę, ile osób obecnie studiuje ogrodnictwo. Na roku jest to około 20 osób. Kilka lat temu było to 150 – 180. Proszę przez chwilę przypomnieć sobie, kto uczestniczy w targach branżowych. Jest to w większości pokolenie moich rodziców +40 oraz trzydziestolatkowie. Młodsze osoby rzadko odwiedzają takie wydarzenia, chyba, że jest to wyjazd szkolny – zauważa Pan Cybulak. Nie bez winy jest również niż demograficzny.

Dlaczego nie ma zainteresowania ogrodnictwem? Kiedyś tradycją było, że najstarszy potomek obejmował po rodzicach gospodarstwo. – Przede wszystkim młodzi ludzie widzą trudną sytuację ekonomiczną producentów. Problem pogłębia się z każdym rokiem. Żeby wyprodukować dobrą jakość konieczne są drogie inwestycje. Mało kto może sobie na nie pozwolić bez zaciągania kredytu. Bardzo często sama uprawa nie wystarcza i trzeba szukać pracy poza gospodarstwem. Poza tym, z moich obserwacji wynika, że prestiż społeczny pracy rolnika jest coraz mniejszy. Młodym ludziom praca ta kojarzy się z wysiłkiem fizycznym i małymi zarobkami. Wolą wybrać lekką pracę w biurze – zauważa nasz rozmówca.

Pan Maciej zwraca również uwagę, że również nasz rząd nie sprzyja temu, aby młodzi ludzie chętniej zostawali na gospodarstwach. Pierwszym przykładem jest ustawa o ziemi, która utrudnia jej zakup (można kupić działkę tylko w gminie, w której się zamieszkuje lub sąsiedniej). – Nie można również odpisać jej zięciowi lub synowej. Z ewentualną sprzedażą także należy poczekać 5 lat – dodaje Pan Cybulak.

Kolejne utrudnienie to planowane wprowadzenia opłat za wodę, nawet ze swoich prywatnych studni. – Owszem jest to narzucane przez Unię Europejską (ale opłaty, o których się mówiło w zeszłym roku, miałyby być największe w Unii) – podkreśla.

Utrudnienia związane z zatrudnianiem pracowników także nie polepszają sytuacji. Obecnie mówi się o likwidacji umowy o dzieło, na którą zatrudniane jest około 80% pracowników sezonowych. Oczywiście połączone jest to z otoczką urzędniczą, czyli zwiększeniem ilości papierów, które trzeba będzie uzupełniać i składać w urzędach, aby móc zatrudnić pracowników z Ukrainy.

– Warto wspomnieć jeszcze o wprowadzonych zmianach w PROW-ach, konkretnie o nowej platformie przetargowej, która komplikuje całą procedurę ubiegania się o dofinansowanie na modernizację gospodarstwa. Urzędnicy w Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa (w większości) nie znają się na branży rolniczej i według zasad Platformy, polecają rolnikom wybierać najtańsze oferty na dany sprzęt, drzewka, słupy. Przykładowo, twierdzą, że rolnik z lubelskiego powinien kupić dany opryskiwacz pod Poznaniem, bo tam oferta jest niższa o 600 zł, nie zdając sobie sprawy, jakie będą koszty transportu – tłumaczy nasz rozmówca..

Jesteśmy w bardzo trudnej sytuacji, a rząd zamiast zabiegać o większe wsparcie, także z powodu embarga, czy ułatwiać młodym przejmowanie i prowadzenie gospodarstw, utrudnia te kwestie. – Czytamy chociażby informacje o tym że dopłaty (PROW) w dalszej perspektywie, będą zmniejszane u nas w kraju, co nie jest optymistyczną wiadomością, w szczególności dla tych, którzy jeszcze planują zostać na gospodarstwach – podsumowuje.

Martwimy się, że kryzys cenowy wyeliminuje wielu producentów. Jednak w dłuższej perspektywie może się okazać, że branża wyludni się sama…

 

Nie przegap najnowszych wiadomości

icon googleObserwuj nas w Google News

Komentarze  

+1 #2 Grzesiek 2017-04-05 08:52
Chłop w Polsce na przestrzeni wieków nigdy nie miał łatwo, niestety, ale teraz też wcale nie zapowiada się łatwiej, ale damy radę, musimy!
Cytować
0 #1 farmer 2017-04-04 17:27
Jeśli ktoś ma powołanie i kocha daną pracę to nie będzie patrzył na prestiż społeczny,jedynie co podcina skrzydła to opłacalność, i to w jaki sposób państwo traktuje rolników, tu niektóre dane są nie prawdziwe bo od zeszłego roku sprzedać ziemię wolno dopiero po 10 latach
Cytować

Powiązane artykuły

Kto jest prawdziwym rolnikiem?

Twarde lądowanie miękkich jabłek

Nie buduj przechowalni, załóż koło gospodyń

X