Armatki hukowe na ptaki: czy wyrozumiałość może się skończyć?
Sezon czereśniowy nabiera tempa, a wraz z nim coraz większa liczba gospodarzy włącza armatki hukowe. A to może dawać się we znaki sąsiadom… Trudno jednak rozsądzić, czy można mieć w tej sytuacji pretensje.
Mieszkańcy obszarów wiejskich zazwyczaj podchodzą do prac wykonywanych w sąsiedztwie z dużą cierpliwością. Zarówno wykonywanie oprysków, czy nawożenie organiczne, czyli zajęcia, które wiążą się nie tylko z hałasem, ale również wyraźną wonią świadczącą o charakterze wykonywanej pracy nie stanowią problemu. Wynika to z wyrozumiałości i świadomości, że są to obowiązki konieczne, z których rezygnować nie można. Oczywiście, zdarzają się wyjątki – mowa o działkowiczach, którzy przyjeżdżają wypocząć na wieś i zostają niemile zaskoczeni przez sąsiada, który w sobotę postanowił rozrzucić obornik. W tym przypadku telefony na policję nic nie dają, bo chociaż zapach jest niewątpliwie mało wypoczynkowy, prawo tego nie zabrania.
Są jednak sytuacje, kiedy kończy się cierpliwość także tych, którzy na stałe mieszkają w sąsiedztwie i również żyją z pracy w polu. Mowa o armatkach hukowych, które mają za zadanie odstraszać szpaki i kwiczoły. W tym roku czereśnie obrodziły i chociaż sezon dopiero się zaczął, armatki są coraz głośniejsze – podobnie jak protesty sąsiadów. Problem z ptakami niszczącymi uprawy jest znany wszystkim producentom czereśni czy truskawek – armatki zaczynają pracę więc tuż po wschodzie słońca i tuż po jego zachodzie ją kończą – dostosowując się do rytmu życia ptaków. Niestety, dla otoczenia dźwięk przez nie emitowany bywa nie o zniesienia.
Trudno rozsądzić, kto ma w tym sporze rację. Ze względu na to, że armatki hukowe pracują od wschodu do zachodu słońca, nie ma tu zastosowania pojęcie ciszy nocnej, które nota bene nie jest sprecyzowane w prawie. Godziny ciszy nocnej ustalane są bowiem jedynie normą społeczną.
W przypadku odstraszania ptaków za pomocą dźwięków, będą miały znaczenie przepisy Kodeksu Cywilnego odnośnie korzystania z nieruchomości. Wchodzi tu pojęcie immisji pośredniej, czyli wpływu, jaki wywiera sposób korzystania z nieruchomości przez właściciela na inne nieruchomości, położone w zasięgu oddziaływania. Jeśli hałas będzie przekraczał normy określone prawnie, można dociekać swoich praw, ale na drodze sądowej. Przy czym, z informacji, które udało nam się uzyskać, poziom hałasu określony w kodeksie jest stosunkowo niski. Wydaje się jednak, ze trudno byłoby wyegzekwować cokolwiek, ponieważ sprawa jest inaczej rozpatrywana na terenach miejskich niż na wiejskich. Chodzi o to, o czym pisaliśmy wyżej – na wsi pewne prace są konieczne i patrzy się na nie z pewnym przyzwoleniem. Na obszarze intensywnej produkcji sadowniczej zmuszenie kogoś do zaniechania korzystania z tego sposobu odstraszania ptaków może być bardzo trudne, jeśli wręcz nie niemożliwe.
Komentarze
Ale to mieszczuchy wywożą DO LASU śmieci,opony,lodówki i stare meble...obszczywaja bramy w kamienicach ,rzygają na chodniku...obraz polskiego miasta.dziekuje.