Maliszewski: Ograniczenie produkcji nie polepszy sytuacji polskich sadowników
– Rzeczywiście sytuacja na rynku jabłek jest kryzysowa – mówi Mirosław Maliszewski, prezes Związku Sadowników RP. Jaka jest przyczyna tego kryzysu? Nadmierne nasadzenia? Nadprodukcja? – Ja jestem daleki od takiego stwierdzenia, jestem przekonany, że te jabłka które w Polsce zostały zebrane, do końca sezonu zostaną sprzedane – stwierdził. Tylko pytanie po jakich cenach?
11 grudnia. podczas posiedzenia Komisji Rolnictwa, Mirosław Maliszewski omówił trudną sytuację sadowników. Jak zauważył na wstępie, przyczyną problemów nie jest nadprodukcja oraz nadmierne nasadzenia. – Nie łudźmy się tym (a takie lekarstwa są przedstawiane), że gdybyśmy ograniczyli produkcję, chociaż nie wiem jakim cudem to zrobić, nagle sytuacja się poprawi. Światowy rynek jabłek jest rynkiem dynamicznym. Popatrzmy na to, co się dzieje na Wschodzie – wyjaśnił. Zdaniem przewodniczącego Związku, jeżeli polscy sadownicy ograniczą produkcję, rynek wymusi nasadzenia, co dzieje się obecnie w prawie wszystkich krajach nieobjętych embargiem.
Jaką przyczynę kryzysu podaje Pan Maliszewski? Jak przypomniał, Związek od kilku miesięcy sygnalizował, że produkcja będzie dosyć wysoka. Wysokie plony były do przewidzenia biorąc pod uwagę ubiegłoroczny, przymrozkowi sezon. Prelegent przypomniał również zorganizowany w tym roku w Polsce kongres Prognosfruit, podczas którego prognozuje się produkcję jabłek na świcie – pomimo zaproszenia nie pojawili się przedstawiciele resortu rolnictwa. – Materiał, który otrzymaliśmy jako posłowie to potwierdza, bo jeżeli mówi się, że tych jabłek będzie 3,9 mln ton, jeśli podaje się przykładowe ceny jabłek deserowych na poziomie 0,7 zł/kg, przemysłowych na poziomie 0,20 zł/kg, a my sadownicy wiemy, że takie ceny funkcjonują tylko za najlepsze odmiany, w najlepszym asortymencie... Materiał był źle przygotowany – stwierdził.
Sadownicy widząc, co się dzieje na rynku owoców tego lata, organizowali protesty. Jednym z postulatów była konieczność zdjęcia z rynku, na podstawie analiz światowych, 500 tys. ton jabłek. To pozwoliłoby uniknąć załamania. – Żeby była jasność, nie chodzi tu tylko o jabłka przemysłowe, wręcz przeciwnie. Nam chodzi głównie o jabłka deserowe. Na nieszczęście w Polsce jest tak, o czym wszyscy mówią w również na świecie, że w naszym kraju cenę jabłka deserowego kształtuje cena jabłka przemysłowego, a cena jabłek w Polsce kształtuje cenę jabłek w Europie – wyjaśnił. Z tego względu kilka lat temu udało się wynegocjować w Komisji Europejskiej mechanizm wycofywania owoców z rynku. Skoro tego mechanizmu nie udało się w tym roku wynegocjować, Związek Sadowników ponowił propozycję skierowania tych 500 tys. ton na bioenergię. Dlaczego na bioenergię? – Dlatego żeby przeciwstawić się temu, co dzieje się na rynku skupu owoców do przetwórstwa, który jest zmonopolizowany przez kilka firm dyktujących ceny. Wdrożenie mechanizmu konkurencji dla tych firm w postaci skierowania owoców na inne cele niż spożywcze, spowodowałoby podwyższenie ceny – zapewnił.
Jak zauważa przewodniczący Związku, obecnie znaczna część owoców zgniła pod drzewami i w skrzyniach na skutek mrozu. – Jeśli chodzi o obecną sytuację, widzimy pozytywny ruch cenowy, co potwierdza tezę postawioną na początku, że jest zapotrzebowanie na polskie jabłka do przerobu. Skoro zakłady podnoszę cenę, to po to żeby te jabłka przerobić i zarobić na koncentracie – wyjaśnia. – Więc nie mówmy tu o nadprodukcji, nie mówmy, że nadprodukcję spowodowały środku z UE. Wyobraźmy sobie, gdzie by było polskie sadownictwo, gdyby tych środków nie było – dodaje. – Wyobraźmy sobie, że gdyby nie było inwestycji, które robiliśmy w poprzednich latach, nie mieliśmybyśmy odmian, które tam można sprzedać, nie mielibyśmy chłodni, gdzie można te jabłka przechowywać, ani grup i podmiotów handlowych, które są przygotowane do eksportu. Kto by to zrealizował, gdyby nie środki pomocowe? Zanim postawiamy zarzuty, trzeba to wszystko przeanalizować – zauważył.
Podsumowując, Mirosław Maliszewski wyraził przekonanie, że możliwym jest, aby świat zwojować polskimi jabłkami, gdyby w tym sezonie lub jego trakcie doprowadzić do kilkuu rzeczy, o które postuluje środowisko sadownicze – wdrożenie umów kontraktacyjnych, żeby zrównoważyć podaż z popytam oraz zagwarantować producentowi i odbiorcy równe zasady, wsparcie eksportu, do krajów zainteresowanych polskimi jabłkami. – Do Chin nie eksportujemy dlatego, że na sadowników nałożono koszty drogich badań i certyfikacji. Zrezygnowali z procesu certyfikacji i dlatego nie mamy co w tym roku wysłać do Chin. A Chiny rzeczywiście kupują ogromne ilości jabłek na rynku…
Komentarze
Koń by się uśmiał ....
Januszem sądownictwa kształtują cenę oddając po 8gr...nikt inny