Za i przeciw – dyskusja wokół dotacji
Dotacje na nowe nasadzenia – jedni się sprzeciwiają, bo produkcja nadal będzie się zwiększać, inni widzą w tej pomocy szansę na przeobrażenie swojego gospodarstwa i produkcję jabłek najlepszej jakości z odmianami, które są poszukiwane na rynku. Obie strony mają swoje argumenty.
Drastycznie niskie ceny jabłek przemysłowych i deserowych sprowokowały wiele dyskusji na temat słuszności przyznawania dotacji na zakładanie nowych sadów. Przyczynę problemów branży widziano właśnie w obsadzaniu kolejnych hektarów jabłoniami. Z tego też względu różnorakie środowiska mówiły o tym, aby dotacje na "Modernizację..." nie obejmowały nasadzeń. Podobne spostrzeżenia padały również ze strony Ministra Rolnictwa. Większość sadowników przychylała się ku takiemu rozwiązaniu, jednak byli tacy, którzy uważali, że nie jest to sposób na rozwiązanie problemu. Bo chociaż byłoby to działanie mające na celu ograniczenie produkcji i poprawę sytuacji rynkowej, to wielu sadowników wciąż chce dążyć do modernizacji swoich gospodarstw, wymiany starych nasadzeń i posadzenia odmian popularnych handlowo.
Trzeba zgodzić się z tym, że zatrzymanie dotacji na rozwój nowych sadów prawdopodobnie ograniczyłby w jakimś stopniu wzrost produkcji. Chociaż za jabłka pewnych odmian można uzyskać dziś lepsze ceny, w większości gospodarstw sytuacja ekonomiczna nie jest najlepsza. Założenie hektara sadu to olbrzymi wydatek, szczególnie, jeśli mowa o odmianach popularnych handlowo i materiale szkółkarskim dobrej klasy. Oprócz drzewek trzeba doliczyć koszty założenia instalacji nawodnieniowej, konstrukcji wspierającej i oczywiście nakładów na produkcję. Poza tym, kwatera nie zacznie owocować od razu. Nie każdy może pozwolić sobie na tak olbrzymią inwestycję, a zwrot części kosztów w ramach funduszy unijnych z pewnością byłby bardzo dużym ułatwieniem.
Chociaż wciąż wielu wierzy, że Gloster i inne odmiany, na które nie ma zapotrzebowania, jeszcze znajdą swoje pięć minut, jednak dziś jest to odmiana sprzedająca się najgorzej, na pewno poniżej kosztów wyprodukowania – w zasadzie nie ma dla niej rynku. Mamy bardzo wiele hektarów nasadzeń półkarłowych bądź silniej rosnących, których efektywność produkcyjna jest niska i nie przynosi zysków. Nie dość, że zbiera się tam po 25 ton/ha, to jeszcze są to owoce niższej jakości (kolor, rozmiar) niż z sadów karłowych. W dobie niskich cen i ostrej konkurencji, takie sady wielu chce wymienić, na takie, które będą przynosiły zyski.
Niski plon to wysoki koszt produkcji, a więc niskie ceny nawet ich nie pokryją. Oczywiście, nie wszyscy chcą się tego podejmować. Wielu sadowników to ludzie starsi, blisko emerytury i bez następców, w ich przypadku to zbędny wysiłek. Wielu też ma drugą pracę i nie chce angażować swoich sił i większych środków w sadownictwo, sad traktując jako sad przemysłowy, z którego plony zbiorą w ramach urlopów. Oni wysiłku takich zmian nie podejmą (a to już z kolei temat na inną dyskusję). Ci sadownicy, którzy chcą przeobrazić swoje sady, potrzebują na to środków. Zahamowanie im dotacji utrudni te zmiany.
Ewentualnie można podejść do tematu z pozycji stricte wolnorynkowej. Wówczas to rynek brutalnie zweryfikuje kto przetrwa, a kto nie. Ci, którzy sobie jakoś radzą w obecnej sytuacji wejdą w lukę jaka powstanie po wypadnięciu z niego gospodarstw, które sobie nie poradzą. Terapia wstrząsowa też ma swoje plusy i może być nawet lepsza, choć – jak widać po propozycjach Ministerstwa – nie jest brana pod uwagę.
Komentarze
Witaj w Rzeczpospolitej Urzędniczej, gdzie urzędnicy decydują o możliwości pracy i zarabiania przez ludzi. Teraz rozumiesz dlaczego Rywin poszedł do Michnika i chciał kilka milionów dolarów, za które to oferował dopisanie do jednej ustawy "lub czasopisma"? Niestety, za mało oferowałeś aby urzędnicy, w ustawie o dotacji, dopisali "lub w ZUSie"
Chyba nie dość dosadnie się wyraziłem: jako arcykonserwatysta jestem zwolennikiem wolnego rynku. Wolałbym więc całkowitą likwidację dotacji, przy jednoczesnym likwidowaniu podatków, służących finansowaniu tychże. Jednak skoro taki system nie wchodzi w grę (z powodów budowy nowoczesnego socjalizmu w UE) i dotacje mają być dalej przyznawane, to jakikolwiek ograniczenia w ich przyznawaniu są nie fair.
A propos cyklu: a skąd pewność, że cykl koniunkturalny nie trwa właśnie 30 lat?
A dalej piszesz, patrząc z twego punktu widzenia, należy ciągnąć wszelkie dotacje w nieskończoność bo zawsze będzie ten który się jeszcze nie załapał.Jeśli rzeczywiście masz pomysł na dobre jabłko i jesteś tego pewien to możesz to spokojnie zrobić na zwykły kredyt.Przy samodzielnym prowadzeniu inwestycji , możesz mieć dużo mniejsze koszty jak przy prowadzeniu tej inwestycji pod kontrolą ARiMRu.Trochę się mylisz co do cyklu koniunktury na naszym rynku.Jestem na nim od około 30 lat , to chyba czas na co najmniej dwa okresy prosperity ... otóż figa.Przez cały ten czas , sukcesywnie dochodowość sadownictwa maleje jeśli weźmiemy średnią.Oczywiście zawsze możesz to liczyć naginając fakty : że na pewno dziś posadzisz to co na pewno za 3 lata , przez okres pięciu lat przyniesie ci takie zyski , że zwrócą ci się nakłady i odłożysz kapitał na kolejne nowe nasadzenia , jeśli jesteś takim optymistą ... to śmiało , do dzieła.
Jednak do meritum: niestety na wolnym rynku tak jest, że do lukratywnej branży dołączają coraz to inni producenci i z czasem dochody ich zaczynają spać (zwiększa się podaż), aż stają się niższe od kosztów i część z nich bankrutuje. Wtedy robi się mało producentów, dochodowość rośnie i cykl się powtarza. Zahamowanie dotacji nie pomoże, bo drzewa już są. Teraz przyjdzie katharsis, która część sadowników wymiecie, nawet jeśli zlikwidujemy dotacje. Dlaczego ktoś chce ograniczać innym prawo do zwiększania nasadzeń? na jakiej podstawie? bo się boi spadków swoich dochodów? Możemy zlikwidować dotacje w całości i wtedy będzie uczciwie. Jednak cóż to za uczciwość jeśli jeden nasadził jabłoni za dotacje i teraz broni sąsiadowi dotacji na drzewka, bo ceny jabłek spadają?! A może ten sąsiad ma lepszy pomysł na produkowanie tych owoców i będzie je robił taniej, więc jemu ta niska cena wystarczy?
Niedawno był artykuł krytykujący nasz dziki rozwój nasadzeń-oczywiście wzbudził on oburzenie u wielu sadowników-ale Włosi wytknęli nam rzeczywiste problemy i błędy , pokazując jednocześnie że przy stabilnej u nich od lat produkcji , mają stabilna cenę.I jedynie w takiej sytuacji można wiązać swą przyszłość z sadownictwem.Z drugiej strony, fakt , jak dojdziemy do tych 10 a może i 15 mln to , to też cena się ustabilizuje na poziomie...10-5 gr , ale czy z takim sadownictwem można wiązać swą przyszłość ... przetwórcy na pewno.
Jak 10lat temu mówiłem żeby zamiast kasę w modernizację pakować w tworzenie miejsc pracy na wsi i przebranżowienie części producentów to patrzyli na mnie jak na debila bo byli zachwyceni nowymi traktorami i tym jak idzie jabłko...
Od 10lat mówię,że jest za dużo i za kiepskiej jakości i nie te odmiany ...
I dopiero teraz lament co się stało?????i każdy myśli,że to tylko ten rok bo super urodzaj....
Niestety już tak będzie każdego roku...raz na 10lat mróz i Kasa z jabłek ...
Koniecznie i obowiązkowo trzeba zmniejszyć produkcję i drastycznie poprawić jej jakość...nie ma innej drogi
Chyba że ktoś lubi produkować jabłko po 8gr
eu33c