Wojna handlowa na linii USA – Chiny nie słabnie

 

Wojna handlowa na linii USA – Chiny trwa i, jak na razie, nic nie wskazuje na to, aby miała się zakończyć. Zagraniczne serwisy branżowe rozpisują się o perspektywach, jakie otwierają się przed innymi eksporterami. Bardzo często pojawiają się odniesienia do Polski.

Podobne rozważania pojawiły się ostatnio na stronie nowozelandzkiego związku producentów jabłek i gruszek. Jak zauważa związek, podczas gdy cła nałożone przez Trumpa pierwotnie miały pomóc w pobudzeniu amerykańskiej gospodarki poprzez zachęcanie do korzystania z towarów wytwarzanych w kraju, wielu rolników odczuło negatywne skutki uboczne wojny handlowej.

Podwyżki ceł wpłynęły na ceny zarówno w Chinach, jak i Stanach Zjednoczonych. Oczywiście, koszty importu amerykańskich owoców do Chin wzrosły, a zatem ceny tych owoców na chińskim rynku są wyższe. Ten sam mechanizm działa również w drugą stronę. Na przykład kalifornijskie cytrusy są importowane do Chin w znacznie mniejszych ilościach niż zwykle, ponieważ ceny są znacznie wyższe z powodu ceł. Oznacza to, że produkt, który zwykle byłby wysyłany do Chin, jest teraz sprzedawany na rynku krajowym, zalewając go i gwałtownie obniżając ceny.

Eksport jabłek w Waszyngtonie spadł o 22,1% w sezonie 2018-2019 w porównaniu z rokiem poprzednim. Nowozelandzki związek przytacza słowa Scotta McIlratha, sadownika z doliny Yakima w Waszyngtonie, który mówi, że z jego produkcji średnio około 70% przeznaczano na eksport, ale liczba ta spadła teraz do 15% i produkcja niektórych odmian, takich jak Red Delicious, przestaje być opłacalna.

Nowozelandczycy zwracają uwagę na możliwości wejścia na rynek chiński przez innych eksporterów. Ponieważ ceny świeżych produktów w USA są wysokie z powodu dodanych ceł, wielu chińskich importerów szuka innych krajów w celu realizacji swoich zamówień.

Teraz Chiny zwracają się na inne rynki, takie jak Kanada i Chile. Firma Sunmoon Food Co., dystrybutor owoców, po raz pierwszy importuje pomarańcze z Egiptu, kiwi z Włoch i jabłka z Polski.

Tymczasem, pod koniec listopada 2019 r. Prezydent Trump podpisał ustawy wspierające protestujących w Hongkongu, które zaostrzyły relację z Chinami i sprawiły, że rozwiązanie wojen handlowych wydaje się coraz bardziej odległe.

 

Polscy sadownicy doskonale wiedzą, jak duży wpływ ma polityka na sytuację gospodarstw i nie trzeba przekonywać o słuszności tej tezy, bo zbyt dobrze ostatnimi latami jest to odczuwane. O chińskim deficycie jabłek oraz wojnie celnej z USA wiadomo było od wiosny 2018 roku, lecz nie udało się w Polsce stworzyć większego i zdeterminowanego grona producentów, którzy produkowaliby jabłka na ten rynek. Na problemy administracyjne, jakie stoją przed chętnymi, zwracano uwagę już niejednokrotnie. 

Mimo, że jesteśmy jednym z nielicznych krajów w Europie, który posiada zezwolenie na dostawy do Państwa Środka, to eksportujemy tam tak mało, że nie ma to żadnego wpływu na nasz rynek. Czytaj całość -------> Gdzie dwóch się bije, tam trzeci (nie)korzysta?

 

Źródło: applesandpears.nz

Nie przegap najnowszych wiadomości

icon googleObserwuj nas w Google News

Powiązane artykuły

Twarde lądowanie miękkich jabłek

Nie buduj przechowalni, załóż koło gospodyń

Duże oczekiwania a mało zaangażowania

Sadownicy polują

X