
Rynek nie lubi pustki - czereśnie z Turcji, Iranu i Uzbekistanu zastąpią polskie?
Polska to znaczący producent czereśni. W sprzyjających warunkach produkcja nie tylko zaspokaja potrzeby krajowego rynku, lecz jeszcze jest przeznaczana na eksport. Uprawa pestkowych w naszej szerokości geograficznej wiąże się jednak ze sporym ryzykiem – są to drzewa kwitnące wcześniej i bardzo podatne na przymrozki.
Sytuacja w sadach czereśniowych po marcowych i kwietniowych przymrozkach nie nastraja optymistycznie. Bardzo wielu sadowników donosi o poważnych stratach, inni mówią wprost, że w tym sezonie nie będą mieli czego zbierać. Odwrotnie w Turcji, Iranie i Uzbekistanie, w których zanosi się na wielki urodzaj. Tamtejszy klimat jest łagodniejszy, sprzyja uprawom czereśni, a zbiory wczesnych odmian już idą pełną parą. Czy eksportowane czereśnie ze wschodu zastąpią nasze luki w produkcji? W tle koronawirus, brak pracowników, niskie ceny ropy oraz wiosenne przymrozki…
Wydaje się, że wiosenne przymrozki nadwyrężyły kondycję upraw czereśni nie tylko w Polsce, lecz w całej naszej części Europy. Straty wystąpiły w Niemczech, na Ukrainie i w Mołdawii. Przepływ towaru między tymi krajami – z uwagi na zaistniałe braki w produkcji – należy oceniać ostrożnie.
Co innego w centralnej części Azji, gdzie przymrozki owszem, wystąpiły, ale ich skutki okazały się zdecydowanie mniej szkodliwe dla upraw czereśni. Zadecydowały o tym obfite opady śniegu.
Światowymi potęgami w produkcji tych owoców są Turcja oraz Uzbekistan (odpowiednio 2. i 3. miesjce, zaraz po Stanach Zjednoczonych). Ogromną produkcję rozwinął również Iran. Zdaje się, że tymczasowe napięcia na linii „USA i sojusznicy – Iran” nie zagrożą sprzedaży perskich czereśni. Od lat funkcjonuje bowiem sprawny system omijania międzynarodowych sankcji. Polega na tym, że irańskie owoce przekazywane są do Azerbejdżanu, a Azerowie sprzedają je jako swoje – zadowolone są obie strony. Wie o tym każdy, nikt z tym nic nie robi, bo i po co?
Co więcej, we wspomnianych krajach koronawirusem nikt się nie przejmuje, a rąk do pracy jest aż zanadto. Zasoby ropy naftowej mają swoje, więc nie zagrażają im problemy branży paliwowej. Z kolei kraje europejskie zaczynają sobie uświadamiać, jak istotny dla ich gospodarek jest przesył towarów zarówno w jedną, jak i drugą stronę. Dlatego poluzowują obostrzenia i otwierają granice.
Scenariusz, w którym azjatyckie czereśnie zaleją polski rynek jest zatem więcej niż prawdopodobny.
Komentarze
Polacy w takich chwilach potrafią się zjednoczyć i wykazać lokalny patriotyzm.
Z pewnością będą kupować tylko POLSKIE owoce i warzywa w tym czereśnie po 50zl...bo tyle wg rozmów z BI wskazał polski sadownik