Grzech pierworodny sadownictwa
Poczytałem sobie komentarze pod wczorajszym artykułem pt. "Kolejki wstydu" i tak jak sądziłem, jest jednak sporo obrońców ludzi sprzedających swoją godność w tych kolejkach. Dalej uważam to za poniżające i warte napiętnowania. Pojawiło się też kilka komentarzy opisujących przyczyny tego zjawiska, dziękuje tu "Green25" oraz wielu innym, którzy podawali przykłady argumentów jakie towarzyszą upodlaniu się. Najśmieszniejszy jest ten o grzechu, którym to rzekomo jest niezerwanie lub niepozbieranie wszystkiego, co się urodziło. Uważam, że księża powinni przed każdym sezonem przypominać z ambony przypowieść od talentach (w wersji Świętego Mateusza, Mt 25, 14-30). Otóż nagrodzeni zostają ci ludzie, którzy wykazują się staraniami o pomnożenie swojego majątku a nie ci, którzy pokornie oddają to, co otrzymali. W protestantyzmie doszło nawet do takiej interpretacji tego zapisu Ewangelii, że ludzie bogactwo i duży majątek wiążą z oznaką bożej łaski a biedę z jej utratą. Dobry katolik nie musi zbierać każdego jabłuszka spod drzewa, naprawdę, nie trzeba się będzie spowiadać, jeśli przemysł zostanie pod drzewami. W Starym Testamencie zawarte jest natomiast wprost potępienie ludzi, którzy sami siebie poniżają:
Tego, kto wykracza przeciw samemu sobie, któż usprawiedliwi i któż będzie poważał tego, kto hańbi swe życie? (Syr 10, 29).
Dość jednak o sprawach duchowych, zejdźmy na ziemię, która to się zakwasi od leżącego na niej przemysłu.... Jeśli ktoś takiego argumentu używa, to o czym my rozmawiamy? Widzicie Państwo, że tacy ludzie nie mają najmniejszego pojęcia o produkcji owoców. Do tego argumenty o tym, że z powodów ekonomicznych nie możemy sobie pozwolić na pozostawienie owoców, ponieważ – mało, bo mało – ale zebranie każdego jabłka przynosi nam dochód. Czy takie rozumowanie ma sens ekonomiczny? Jak widać po używanych przez tych ludzi argumentach, nie moją oni pojęcia o uprawie jabłoni, ekonomice gospodarstwa rolnego a wszystko podlewają sosem źle rozumianej metafizyki. Tych ludzi się nie przekona do innego sposobu funkcjonowania, tu żadna, logicznie formułowana, argumentacja nie pomoże. To jest styl życia, kwestia mentalności, której nie da się zmienić. Niestety, chłopskiej mentalności, w której każdy plon był na wagę przeżycia kolejnego przednówka. Gospodarstwa chłopskie, w większości, była małe i nastawione na zaspokajanie własnych potrzeb żywnościowych a nie rynek towarowy. Chłopi uprawiali wiele gatunków roślin, hodowali kilka gatunków zwierząt, bo z każdego z tych rodzajów produkcji zaspokajali swoje własne potrzeby. Dlatego właśnie powstało to przekonanie o grzechu, którym miało być zostawienie na polu plonów. Jeśli produkujesz dla siebie, dla własnej rodziny, to rzeczywiście grzechem jest niezabranie plonów a karą za ten grzech jest głód na przednówku. Stąd to etyczne uzasadnianie zbierania z pola wszystkiego. Niestety, reforma rolna z 1944 roku oraz zniszczenie gospodarstw towarowych (słynne rozkułaczanie wsi) sprawiły, że zniknęły nam gospodarstwa prężne, duże i rynkowe, nastawione na sprzedaż a nie zaspakajanie swoich potrzeb. Nawet gorzej, bo zniknęły nie tylko te gospodarstwa, ale zlikwidowano ludzi prezentujących rynkowy sposób myślenia, zostali ci, którzy dalej myślą, że jak nie zbiorą każdego snopeczka z pola, to będą cierpieć wiosną głód. Niestety mentalność się dziedziczy, przesiąka się nią przez wychowanie, przez codzienny zestaw wzorców zachowań i efekty mamy dziś, gdy kolejne pokolenie powiela schematy myślenia swoich dziadków i ojców. Imperatyw mentalny i swoista chłopska etyka zachowań są silniejsze niż racjonalne argumenty ekonomiczne czy agrotechniczne. Do tego jeszcze dochodzi bardzo niski stopień edukacji ludzi zajmujących się rolnictwem i pogarda dla słowa drukowanego oraz swoista niechęć do zdobywania wiedzy czy w ogóle interesowania się światem (też jeden z aspektów chłopskiej mentalności).
Po co to wszystko piszę? Aby uświadomić części sadowników, ludziom którzy jeszcze chcą związać swoje życie z tą branżą, że my tych kolejkowców nie przekonamy, niezależnie od użytych argumentów. Nie pokonamy ich również ekonomicznie, bo oni nie rozumują w kategoriach biznesowych. Mogą jeszcze tak kilka lat ciągnąć, zaniedbywać te sady, olewać pryskanie i nawożenie, ale te sady będą, będą dalej rodziły a na skupach nie sprawdzają jędrności czy Brixów. Jedynym wyjściem dla nas, jest oderwanie się od tych ludzi i stworzenie nowego sadownictwa, gdzie przemysł naprawdę będzie odpadem, po który nie warto się schylać za grosiki. Niech oni dalej stoją w tych kolejkach, niech przepychają się przy wjeździe na wagę i marzną na traktorach. Śmiem twierdzić, że oni te jabłka zawiozą nawet i po 10 groszy albo mniej (vide 2018).
Dla nas, którzy w sadownictwie widzimy biznes i na jabłka patrzymy jako na towar nie ma szans w starciu z ludźmi, którzy ten owoc postrzegają jako "dar Boży". Powiedzcie tym ludziom, że Amerykanie topili zboże w oceanie, aby zmniejszyć podaż i zwiększyć ceny, przecież zaraz by padły argumenty o grzechu, głodujących dzieciach w Afryce etc.
Ten sposób myślenia sprawia, że rolnicy są postrzegani jako idealny materiał do zarabiania na nich, do dojenia wręcz. Nie ma takiej ceny, za którą rolnik by nie sprzedał owoców swojej pracy. Niestety, nie wierzę w szybką zmianę tego stanu rzeczy, bo mentalność jest dziedziczna. Może nas tylko uratować wyrwanie się z tego polskiego piekiełka i połączenie z rynkami zagranicznymi, niezależnymi od cen w naszym kraju. Gdzie odbiorcy nie mają pojęcia o tym, że w Polsce można ludziom przez wiele lat płacić poniżej ceny wytworzenia a ci i tak będą dalej te owoce dostarczać.
Komentarze
Tak ponieś koszty produkcji,a teraz to zostawić to nie jest średniowiecze tylko racjonalne podejście biznesowe Deser też zostawić bo to tylko dodatkowe 25gr
Oddawaj nick złodzieju...nie autoryzuje tego wpisu
Widzę jeszcze niszę i Luke na rynku
Trzeba dosadzac bo jest za mało i inni wejdą na nasze miejsce