Co nam dał mechanizm wycofania?
Zakończono wycofywanie jabłek deserowych na przetwórstwo. Program cieszył się zainteresowaniem, prawie całą pulę udało się zrealizować. 200 tysięcy ton jabłek deserowych poszło na przemysł. Czy to dobrze? Są osoby z tego zadowolone, podniosło to cenę w skupie jabłek deserowych. Wielu sadowników, którzy otrzymali po te 30 dodatkowych groszy do kilograma, również może być zadowolonych, te pieniądze niejednego uratowały (uratują) i pozwolą zachować ciągłość produkcji. No właśnie.... Czy ktoś sypał na ten przemysł Galę czy Goldena? A może Red Capa? Każda ocena faktów jest z natury subiektywna, każdy ma więc prawo do swojej. Jaka jest moja?
To wycofanie to wielka krzywda dla naszej branży jako ogółu. Nie da się ukryć, że mamy nadprodukcję jabłek, od 2014 roku borykamy się z utratą rynku rosyjskiego, pod który profilowaliśmy dobór odmian i technologię upraw. Od tamtej chwili minęło już 7 lat, mieliśmy kilka wycofań, które miały nam pomóc przetrwać finansowo lata po rosyjskim embargo i dostosować się do nowych realiów rynku. Czy to się udało? Chyba jednak nie, skoro potrzebujemy kolejnej pomocy.
Nie udało nam się zmniejszyć produkcji i dostosować jej poziomu do oczekiwań rynkowych, nie udało nam się znaleźć nowych rynków zbytu o potencjale dorównującym rosyjskiemu, nie udało nam się znacząco zmienić doboru odmian, aby dostosować się do rynków światowych. Dalej produkujemy tyle samo i to samo, generując sobie kolejne kryzysy. Ludzie nie mają stabilnego zbytu na jabłka, ale produkują i pakują do chłodni wszystko co mogą. Przecież na to wycofanie nie pojechał Red Delicious czy Gala, ale Idared, Szampion czy Gloster. Czy ludzie, którzy skorzystali z wycofania zostali zobligowani do redukcji produkcji tych odmian w następnym sezonie? Nie, więc pewnie wyprodukują ich tyle samo. Skoro nie znaleźli zbytu teraz to znajdą w przyszłym sezonie? Pewnie nie, więc te jabłka ponownie zaleją nasz rynek wiosną 2023. Wycofanie nie rozwiązało żadnego naszego problemu, ono przedłuża tylko agonię i niezbędną restrukturyzację branży. Nam potrzeba zdjąć z rynku ten ogromny nawis jabłek, których nie umiemy sprzedać. Sadownicy nie chcą tego zrobić sami, od 7 lat mamy ten porosyjski balast. Rynek musi wymusić to na producentach i właśnie to jest plus tragicznych cen wiosennych. Skoro nie da się czegoś ludziom przetłumaczyć logiką argumentów, to muszą ustąpić przed logiką siły jaką jest cena. Musi im po prostu zabraknąć na produkcję w kolejnym sezonie. Muszą sobie odpowiedzieć na pytanie: dlaczego mam taki problem z dochodową sprzedażą jabłek? Mam złe odmiany? Może niepotrzebnie przechowuję tak długo? Może złą jakość produkuję? Ten ochłap w postaci 30 groszy do kilograma zaburza odpowiedzi na te pytania. Tylko wtedy, kiedy ludziom naprawdę zabraknie na produkcję tych jabłek, to rynek się ustabilizuje. Jak to powiedział kiedyś Stefan Kisielewski "to, że jesteśmy w dupie to jasne. Problem w tym, że zaczęliśmy się w niej urządzać". Zamiast dokonywać radykalnych zmian w naszej branży, aby wreszcie zarabiać na jabłkach, to my cieszymy się, że rząd rzucił nam jałmużnę w wysokości 30 groszy. W przyszłym roku też rzuci? To może w ogóle od razu wszystko oddawajmy Döhlerowi i tylko kwity będziemy nosić do ARiMR?
W kolejnym sezonie będzie ponownie podobny poziom produkcji, wycofanie nic nie zmieniło w tym zakresie, ponownie będziemy się zmagali z niskimi cenami. Nie dziwię się i nie mam żalu do ludzi, którzy z tego mechanizmu skorzystali, pewnie sam bym tak zrobił. Ich prywatny interes tego wymagał. Jednak dziwię się elitom naszej branży, że tak się to wycofanie podoba. Wbrew zdaniu sadowników przepchnęli ten mechanizm, a teraz zachwalają jego działanie. Zagwarantują nam go na przyszłe sezony? Może właśnie o to chodzi tym "elitom" żeby ten gargantuiczny poziom produkcji byle czego dalej u nas utrzymywać? Może właśnie im w smak jest to, że sortownie mogą przebierać w partiach owoców jak w ulęgałkach, bo z powodu nadprodukcji sadownicy pchają się do nich drzwiami i oknami? Przetwórnie też są szczęśliwe, bo z nie swoich pieniędzy zasilili sadowników, którzy wyprodukują im na kolejny sezon kolejne 3 mln ton szrotu, a oni kupią go po 15 groszy za kilogram jesienią, może nawet szarpną się na 30? Mechanizm wycofania to utrwalanie nadpodaży, nadpodaż to niskie ceny. Komu ta nadpodaż służy? Przecież wyraźnie widać, że sami z siebie sadownicy tej produkcji nie ograniczą, przez 7 lat tego nie zrobili. Tylko czynnik ekonomiczny jest w stanie coś tutaj zmienić. Ludziom musi zabraknąć pieniędzy na pełne odtworzenie produkcji w następnym sezonie. Przykre? Tak, ale konieczne, bo tu nie ma łatwych rozwiązań. Dopiero wówczas, gdy spora część z nas będzie mogła opryskać i obciąć 5 hektarów zamiast 10, to coś się zmieni. Jałmużna podtrzymująca produkcję to kolejny stracony sezon przed nami.
Komentarze
Chyba ty podajesz na patelnię
Malina i czarna porzeczka za 2lata kibel
Branża już ugotowana
Ostatni gasi światło
Sprzedać można .....na patelnię.czasem te 20gr więcej robi nam większą szkodę niż niejeden pasożyt. W tej chwili wszelakie sady z drzewami owocowym wszystkich gatunków są ugotowane na kilka lat.juz się robi to z borówka. Za jakiś czas malina bo ludzie sądzą sądzą. Rolnictwo A w szczególności sądownictwo dobre czasy ma za sobą i nic tego nie zmieni.moze to się zmieni za 10 lat ale czy wtedy będzie miał kto w tym robić?
Ciekawe gdzie i kto te galę i goldeny sypał jak nawet teraz można to sprzedać
Na półkach sklepowych nie ma takiej jakości jak była na niektórych patelniach.
Takie akcje tylko przedłużają agonię i dają złudna nadzieję
To nie powinno mieć miejsca w gospodarce rynkowej
Pisskomuna kwitnie