Pierwszoklasowe pieniądze z drugiej klasy jabłek
Aktualnie sprzedający jabłka Red Jonaprince czy też inne dobrze wybarwione mutacje Jonagolda mogą otrzymać od 1,5 do 1,8 zł/kg. Te najwyższe wartości są najrzadsze i dotyczą naprawdę ładnych partii towaru. Większość sprzedających jednak musi zadowolić się niższymi stawkami. Oczywiście mówimy tu o jabłkach deserowych.
To dość boleśnie ukazuje, że nawet w roku niskiego owocowania nie ma szans na bardzo wysokie ceny – sortownie po prostu tyle nie zapłacą. Od dawna twierdzę, że ten biznes w takim układzie nie ma sensu. Jesienią sadownicy sprzedawali jabłka tej grupy odmian na obieranie, czyli drugą klasę, w cenie od 1,3 zł (pośrednikom) do 1,5 zł (bezpośrednio na przetwórnie).
Powiedzcie mi Państwo, jaki jest sens produkowania owoców pierwszej klasy i sprzedawania ich w styczniu po 1,5 zł zamiast produkowania owoców drugiej klasy i sprzedawania ich prosto z sadu? Na obierkę pójdzie słaby kolor, ordzawienia, nawet mały parch, wtórniak na pewno, a także owoce o zbyt małym lub zbyt dużym rozmiarze. Już dawno pieniądze za jesienną sprzedaż byłyby na kontach.
Byle skupczyk potrafi dogadać się z przetwórnią w Holandii czy Niemczech i wysyła tam Wasze jabłka, a Wy tego nie potraficie? Co stoi na przeszkodzie? Wbrew powszechnym opiniom można wysłać tira lub dwa – nie trzeba mieć setek ton, aby ktoś chciał rozmawiać. Terminy płatności też są dużo krótsze niż w polskich sortowniach – nikt nie będzie czekał 90 dni na przelew.
Cały sezon chodzicie koło tych jabłek, chuchacie, dmuchacie, czytacie tysiące stron literatury o jakości, stosujecie nawozy i regulatory – wszystko po to, aby sprzedać jabłka w cenie podobnej do drugiej klasy. Po co te wszystkie starania, skoro na końcu cena praktycznie się nie różni?
To wcale nie jest jednorazowa sytuacja – taka rzeczywistość powtarza się od lat. W tym roku wszyscy byli przekonani o deficycie owoców, były podstawy do spekulacji, ale zaraz może nie być czym spekulować, bo owoce są bardzo miękkie. Przecież aż żal patrzeć, jak dziś ludzie wystawiają ogłoszenia o sprzedaży pięknych jabłek w cenach, w jakich jesienią sprzedawano tiry obierki – owoce rwane od 65 do 100 mm, z ordzawieniami przykielichowymi zajmującymi 20% powierzchni.
Kto zrobił lepszy interes? Ten, kto opchnął prawie wszystko, co zebrał z drzewa i już dawno wydaje pieniądze, czy ten, kto odrzucał owoce zbyt małe, zbyt duże, ordzawione i zniekształcone, a teraz, po trzech miesiącach przechowywania, próbuje sprzedać je po 1,5 zł/kg?
Są ludzie, którzy znaleźli wejścia na markety, eksportują jabłka deserowe i zarabiają niezłe pieniądze. O nich w ogóle nie piszę, bo oni nie wystawiają ogłoszeń. Dlaczego tak bardzo bronicie się rękoma i nogami przed zerwaniem z przeklętą alternatywą „skup-sortowania” i nie próbujecie sami wyjść ze swoim towarem na świat?
Produkcja jabłek drugiej klasy nie jest ujmą. Ujmą jest produkcja pierwszej klasy i sprzedawanie jej w cenie drugiej.
Komentarze
Do ussa wysylaj baranie
Tylko najpierw przyklęknij i wypoleruj berło trumpkowi
Jabłka to temat zamknięty dla większości sadowników i pieniędzy z tego nie będzie
Tylko co co mają zbyt we własnych rękach będą godziwie zarabiać
Reszta na chleb i raz na pięć lat gdy zmarznie to na wczasy nad Bałtykiem zostanie i starczy
Kto ile dosadza na wiosnę???
W listopadzie podałem prynca po 1,8 za wage
Dokładnie polskie jabłka dla Polaków