Czy sadownicy pogłębili sobie straty?

Zraszacze antyprzymrozkowe stały się najskuteczniejszą formą zabezpieczenia przed przymrozkami. Praktyka udowodniła, że inwestycja w tego typu instalację zwraca się już w pierwszym roku wystąpienia przymrozków. System działa skutecznie w zakresie spadków temperatur, które najczęściej występują w naszych warunkach klimatycznych.

Zaczęliśmy więc powszechnie budować te instalacje. Jednak mam wrażenie, a nawet pewność, że brakuje powszechnej wiedzy na temat ich działania. Podobnie zresztą, jak do dziś większość ludzi nie rozumie zasady działania cieczy siarkowo-wapniowej. Pamiętacie Państwo, jaka idiotyczna dyskusja wybuchła, gdy w jednym z artykułów wspomniałem o braku skuteczności prewencyjnych zabiegów tym preparatem?

W ogóle znaczna część sadowników wciąż nie rozumie biologii parcha jabłoni, stałego i całkiem dobrze poznanego przeciwnika w sadownictwie. Oni wiedzą tylko tyle: przed deszczem stosuje się kaptan, a po deszczu Score - i to wszystko. Gdy doradcy próbują coś wyjaśnić, słyszą, że „oni muszą tak gadać, bo im płacą od sprzedaży”.

Żyję w tym środowisku już naprawdę długo i wiem jedno: książki czy artykuły naukowe to nie jest coś, po co sadownicy sięgają na co dzień. Tak samo jest z wiedzą o działaniu zraszaczy antyprzymrozkowych. Po prostu: wiadomo, że jak temperatura spada poniżej zera, to pąki przemarzną, więc trzeba włączyć wodę. I tak się robi. Nikt nie zaprząta sobie głowy jakimś oddawaniem ciepła przez zamarzającą wodę czy temperaturą termometru mokrego.

Mało tego, ludzie często nie zdają sobie sprawy, że uruchamiając instalację w nieoptymalnych warunkach, mogą wręcz pogłębić swoje straty. Najśmieszniejsze (a zarazem najsmutniejsze) jest to, że wiedza o działaniu zraszania, wpływie poszczególnych czynników atmosferycznych czy konsekwencjach błędów nie jest żadną tajemnicą. Wystarczy zainwestować trochę pieniędzy i każdy doradca prześle przed spodziewanymi spadkami temperatur szczegółowe informacje o tych wszystkich zależnościach. Można też samemu poszukać w internecie.

Wielokrotnie prowadziłem takie rozmowy. Gdy ludzie słyszeli, że doradztwo produkcyjne kosztuje nawet dwa tysiące złotych rocznie, łapali się za głowę, bo przecież SMS-y ze sklepu z opryskami przychodzą za 100–200 złotych.

Skuteczność zraszania w nocy z soboty na niedzielę była raczej znikoma. Mieliśmy dość silny wiatr, który powodował szybkie parowanie wody z powierzchni roślin, co dodatkowo je wychładzało. Ryzyko pogłębienia strat było większe niż ryzyko ich poniesienia bez zraszania. Dodatkowo prognozy na niedzielę nie były zbyt optymistyczne - zapowiadały długi okres utrzymywania się temperatur odczuwalnych poniżej zera.

Wyłączenie instalacji rano, przy temperaturze termometru mokrego wciąż poniżej zera, tylko zwiększyło skalę uszkodzeń w porównaniu do całkowitego jej niewłączania. Czy sadownicy więc sami powiększyli swoje straty przymrozkowe? Okaże się już niedługo.

Jestem święcie przekonany, że nawet jeśli tak się stało, to i tak niczego to nikogo nie nauczy. Bo jeśli nie rozumie się zasady działania systemu, to nawet z własnych błędów nie wyciągnie się właściwych wniosków. Dotyczy to nie tylko zraszaczy, ale także parcha jabłoni czy handlu jabłkami.

Nie przegap najnowszych wiadomości

icon googleObserwuj nas w Google News

Komentarze  

-4 #1 Jarosława 2025-04-07 04:53
Czy w gminach są już wnioski mrozowe???
Cytować

Powiązane artykuły

Wiosenne przymrozki a uszkodzenia i stres roślin

Mroźny tydzień przed nami

Do kiedy przymrozki?

Sadownicy polują

X