Mechanizm „Inwestycje odtwarzające potencjał” nie taki dobry?

 

 

Uruchomiony mechanizm „Inwestycje odtwarzające potencjał produkcji rolnej” wzbudził wiele nadziei. Jednak nie wszyscy poszkodowani uważają go za wybawienie. Czy mają do tego podstawy? A może trudno dziś dogodzić sadownikowi?

We wrześniu rusza poddziałanie "Inwestycje odtwarzające potencjał produkcji rolnej". Mechanizm zapowiadany jest jako silne wsparcie gospodarstw, które ucierpiały wskutek niszczących sił natury. W poprzedniej siedmiolatce działanie to uznawane było za najkorzystniejsze dla rolników: wysoki pułap zwrotu (90%), niski limit zniszczonych środków trwałych (20 000 zł) oraz dowolność sposobu odtworzenia. W efekcie sadownicy często za zniszczone drzewka kupowali ciągniki, bo było to bardziej racjonalne niż odtworzenie sadów, które uległy zniszczeniu wskutek np.: gradobicia.

Okazuje się, że obecne przepisy nie wydają się już producentom tak korzystne. Pułap zwrotu wynosi 80%, lecz nikt tyle nie otrzyma, bo kwota ta jest pomniejszana albo 1. o wysokość odszkodowania uzyskanego od ubezpieczyciela 2. albo zmniejszana o połowę, jeśli ubezpieczenia upraw nie było.

Poza tym należy odtworzyć dokładnie to, co uległo zniszczeniu. Oznacza to, że jeśli straciliśmy sad, to mamy odtworzyć ten sam gatunek, tą samą odmianę, a nawet podkładkę i rozstawę. Będziemy również zobligowani do ubezpieczenia naszej odtworzonej uprawy.

– Z punktu widzenia sadownika poddziałanie to jest mało korzystne. Większość sadów nie jest ubezpieczona, więc automatycznie dostaniemy tylko połowę z 80% zwrotu. Wówczas sadownicy zerkają na "Modernizajcę" i widzą 60% zwrotu. Oznacza to, że jako poszkodowany nieubezpieczony będziemy mieli mniejszy zwrot niż jako ocalały od katastrof modernizujący się sadownik – mówi sadownik, który będzie ubiegał się o pomoc.

Jednak to nie koniec dylematów: czy naprawdę opłaca nam się sadzić dokładnie to, co wymarzło? Polskie sadownictwo przechodzi głęboką rewolucję odmianową, sadownicy usuwają stare odmiany zastępując je nowymi, popularnymi w handlu.

– Jeśli wymarzł nam Gloster bądź Idared, to czy chcemy wsadzić kolejne drzewka tych odmian? Czy nie lepiej wymienić tą kwaterę na Galę, Goldena czy Red Jonaprincea? A nawet jeśli odmiana by nam pasowała to może chociaż chcielibyśmy zagęścić nasadzenia bądź zmienić podkładkę? To też może być problem, bo odtwarzać należy dokładnie to, co zostało zniszczone. Tymczasem sadownicy korzystający z "Modernizacji" śmiało wybierają sobie rozstawy, odmiany i podkładki – dodaje. (Jeśli nasz sad jest stary, z mało popularnymi odmianami, możemy wnioskować do Agencji o odstąpienie od tego warunku).

Kolejną kwestią na jaką zwraca uwagę nasz rozmówca to konieczność ubezpieczenia. Jeśli do tej pory uznawaliśmy, że tego nie chcemy (bądź nam się nie opłaca), to czy nowy, jeszcze nieowocujący sad warto ubezpieczać i to przez pięć lat? Istnieje spore ryzyko, że wartość składek w ciągu tego okresu przekroczy wartość dotacji, jaką otrzymamy od Agencji.

Oczywiście jest wielu sadowników, którzy wykorzystali już swój limit z "Modernizacji" i nie mogą sięgnąć po 60% dofinansowanie, wówczas te 40% też wygląda atrakcyjnie. Jednak pozostałe dylematy (ubezpieczenie, dokładność odtworzenia) dalej pozostają.

– Tak naprawdę wszystko zależy od protokołu i sposobu opisania strat. Protokół jest bazą, to co zostało to w nim ujęte, będzie musiało być odwzorowane w nowej inwestycji – mówi sadownik.

 

Jakie odczucia mają nasi Czytelnicy? Czy rzeczywiście warunki są mniej korzystne? Czy raczej sadownicy powinni zadowolić się jakąkolwiek pomocą?

 

Nie przegap najnowszych wiadomości

icon googleObserwuj nas w Google News

Komentarze  

+2 #1 Zenek 2017-08-27 05:52
No ale jeżeli komuś zniszczył grad, mróz czy wichura młody sad i ten program jest bardzo dobry..
Cytować

Powiązane artykuły

Kto jest prawdziwym rolnikiem?

Twarde lądowanie miękkich jabłek

Nie buduj przechowalni, załóż koło gospodyń

Sadownicy polują

X