Dlaczego markety oferują tak niską jakość jabłek? Czemu to służy?

 

Miękkie, pobijane, ordzawione – z pewnością każdy widział takie jabłka na półkach polskich supermarketów. Czemu to służy? Zapraszamy do dyskusji, bo chociaż temat jest szeroko omawiany zarówno przez sadowników i samych konsumentów, trudno zrozumieć zaistniałą sytuację i wyciągnąć wnioski.

W ostatnim czasie zgromadziliśmy na portalu wiele galerii ukazujących jabłka oferowane w supermarketach przede wszystkim w Europie, ale też w USA i Egipcie. Można zauważyć, że większość z nich przedstawia doskonałą jakość, a nawet druga kategoria nie ma większych niedoskonałości. Przeciwieństwo stanowią jabłka oferowane w marketach w Polsce. Zdjęć obrazujących jabłka w wielu polskich marketach nie ma potrzeby publikować, bo każdy wiele razy miał okazję oglądać je podczas robienia codziennych zakupów. Wielokrotnie dzielono się takimi fotografiami na forach internetowych oraz podczas konferencji. W większości jabłka te wyglądają jak odsort. Wyróżniają się widocznymi obiciami, ordzawieniami, parchem wtórnym, uszkodzeniami po gradzie, a także kiepską jędrnością. Jednym słowem – przemysł.

Na wstępie powiedzmy sobie od razu – w tym momencie to nie sadownik winien jest temu, jak wyglądają jabłka na półkach w marketach. Owszem, zostały one przez kogoś wyprodukowane, ale jak widać spełniały przyjęte normy, skoro zakwalifikowały się jako owoce deserowe. Producenci, którzy taki towar podali, mogą być zadowoleni, bo prawdopodobnie uzyskali za niego standardową dla owoców deserowych cenę. Inna sprawa, że takie jabłka w większości powinny trafić na rynek jako towar przemysłowy. Kto na tym traci najbardziej? Oczywiście ci, którzy wyprodukowali jabłka o wiele wyższej jakości. Przecież cen w większości przypadków nie różnicuje się ze względu na jakość. Tyle samo dostaje producent, który wyprodukował kiepską jakość nadająca się do supermarketów i tyle samo producent, którego jabłka wysyłane są na eksport.

Mało atrakcyjne jabłka oraz kiepska forma ich podania sprawiają, że konsumenci zniechęcają się do zakupu. Mimo wszechobecnej mody na bycie fit, zdrowe odżywianie i spożywanie dużej ilości owoców oraz warzyw spożycie jabłek spada z roku na rok.  Zapewne niemało przyczynia się do tego jakość owoców w marketach. W sklepach wielkich sieci handlowych w Niemczech czy Wielkiej Brytanii jabłka pozbawione są najmniejszych wad, wszystkie spełniają ostrą selekcję jakościową i wyśrubowane normy dotyczące rozmiaru czy koloru. Jednak polskie sklepy tych samych sieci sprzedają towar, który  często ciężko nazwać deserowym.  Niektórzy uważają, że wpisuje się to w szerszą politykę handlową zachodnich sieci, które kierują na polski rynek produkty spożywcze o niższych standardach, o czym ostatnio było głośno w mediach Europy Środkowej. W czyim interesie jest, żeby polskie jabłka uważane były za towar gorszej klasy?

Interesujące jest to, że na półkach marketów znajdujemy też jabłka importowane z Zachodu, idealnie wysortowane, często woskowane, w atrakcyjnym opakowaniu. Można wiec uznać, że market chce mieć choćby trochę dobrego towaru, nawet jeśli on kosztuje często ok  8,00 zł/kg. Dlaczego nie mógłby to być towar z polskich sadów? Dlaczego w segmencie premium są tylko jabłka importowane? Przecież takie jabłka spokojnie można kupić w Polsce…

Uznając, że jednak ktoś kupuje te jabłka, można spojrzeć na sprawę z jeszcze innej strony. Niska cena zakupu jest dla marketu bardzo ważna, bo argument kiepskiej jakości to dobry czynnik obniżający cenę w negocjacjach. Polacy zaopatrują się w owoce głównie w marketach, jeśli nie mają wielkiego wyboru to kupią to, co leży na półkach, nawet wówczas, gdy będzie miało wygórowaną cenę. Najwyżej odmówią sobie w ogóle przyjemności zjedzenia owocu. Market może więc tanio kupować, bo kupuje kiepskie owoce oraz drogo je sprzedawać, bo te lepsze (Zachodnie) są tak drogie, że "robią" tylko za dekorację – maksymalizacja zysku.

Musimy jednak oddać sprawiedliwość marketom, które owszem, kupują dobry towar, ale jest on niszczony w dalszych krokach. Pierwszy – jabłka stoją długo na magazynie, gdzie tracą jędrność. Druga sprawa to kwestia, jak traktują jabłka pracownicy marketów. Na pewno niejedna osoba widziała jak „układane” są jabłka na półkach… Zazwyczaj załatwiane to jest wysypaniem jabłek zręcznym odwróceniem i podrzuceniem. Jabłka wyskakują z kartonu i za kilka godzin pojawiają się obicia. Chyba należy również wspomnieć o tym, jak przebierane są jabłka przez samych konsumentów – począwszy od chociażby naciskania w celu sprawdzenia jędrności.

Chcemy jednak zaznaczyć, że gorszej jakości owoce deserowe też są potrzebne, bo i na nie zajdzie się klient. Ale powinny mieć niższą cenę i być wyraźnie klasyfikowane jako towar o gorszej jakości zewnętrznej. Dobrym przykładem są akcje promocyjne zagranicznych marketów, które wręcz promują takie produkty informując, że ich jest smak niczym nie odstaje od tych z lepszą powierzchownością. Tamtejszy klient ma jednak wybór, bo na półce obok leżą owoce o wysokiej jakości.

Czy istnieje rozwiązanie dla tej sytuacji? Osoby od lat związane z branżą obstają za wprowadzeniem wyższych norm przez supermarkety (jędrność na odpowiednim poziomie, 50% kolor, odpowiedni kształt i rozmiar). No i rzecz jasna, odpowiednie traktowanie jabłek przez pracowników marketów. Ale to uderzy w tych producentów, którzy produkują właśnie takie jabłka, bo nie będzie już dla nich miejsca na rynku jabłek deserowych. A może właśnie tego potrzeba branży?

 

Nie przegap najnowszych wiadomości

icon googleObserwuj nas w Google News

Komentarze  

+3 #2 Andrzej 2017-12-30 22:25
Realizowałem kiedyś zamówienie na kilka skrzynek śliwek do marketu. Zamawiający wyrażnie zaznaczył że mają być brzydkie. Zrozumiałem wtedy że owoce z polskich sadów mają być, mają być brzydkie i przekierowywać popyt w stronę cytrusów bądż " zielonych " jabłuszek z ciepłych krajów.
Cytować
+3 #1 Sadownik 2017-12-30 20:00
Dominacja marketów w handlu odbija się czkawką każdej branży produkcyjnej. Odbije się, jeśli jeszcze nie odbiła, też sadownikom. Wielkie sieci potrzebują wielkich grup, wielkie grupy potrzebują też sieci, bo nikt nie zapewni takich zamówień jak Biedronki czy Tesco. Przy takich przemiałach nawet badziewia, zawsze się coś odsortuje dla Arabów czy innych Chińczyków. Oczywiście sadownikowi płaci się tak, jakby wszystko miało iść na market. Jak znajdzie się w skrzyni coś dobrego, to sprzeda się to z dużym zyskiem a jak wszystko będzie miało po 30% koloru, to pójdzie na market z małym zyskiem.
Cytować

Powiązane artykuły

Twarde lądowanie miękkich jabłek

Nie buduj przechowalni, załóż koło gospodyń

Duże oczekiwania a mało zaangażowania

Sadownicy polują

X