
Wielki handel wielkich gospodarstw
Polecam Państwu krótki artykuł z brazylijskiego czasopisma branży sadowniczej. Tak, tak, wiem, że zaraz usłyszę argument: "Tu jest Polska, a nie Brazylia" i nikogo nie obchodzi, co tam się dzieje. Jednak serdecznie zachęcam do zapoznania się z obrazem tego, jak wygląda produkcja jabłek na świecie.
W artykule znajdziemy informacje o pewnym brazylijskim gospodarstwie. Choć sam nie wiem, czy słowo "gospodarstwo" jest tutaj odpowiednie – bardziej pasuje chyba "latyfundium". To miejsce produkuje 55 tysięcy ton jabłek, z czego 75% to odmiana Gala, a reszta – Fuji. Jedna piąta zbiorów trafia na eksport, m.in. do Europy, Indii i Kolumbii.
Historia tego miejsca zaczęła się w latach 70., kiedy to jeden człowiek założył pierwszy sad i stopniowo rozwinął go do dzisiejszych rozmiarów. Oczywiście, nie jest to typowe gospodarstwo sadownicze w Brazylii – wyróżnia się na tle innych, choć i one są często duże, jak to w Ameryce Południowej.
Produkcja koncentruje się na dwóch odmianach z tzw. "wielkiej piątki", czyli Golden Delicious, Red Delicious, Fuji, Granny Smith i Gala. Warto zauważyć, że Gala dołączyła do tej grupy stosunkowo niedawno. Brazylijskie gospodarstwo nie tylko dysponuje ogromnym wolumenem w rękach jednego właściciela, ale także postawiło na ograniczoną liczbę odmian. To kluczowa różnica w porównaniu do Polski, gdzie mamy rozdrobnioną produkcję. U nas każdy sadownik działa według własnego schematu – opryskuje, zbiera i przechowuje owoce na swój sposób, przez co dostawy są niejednolite pod względem jakości. W Brazylii ten problem niemal nie istnieje, co znacząco ułatwia handel i zapewnia powtarzalność parametrów w każdej partii towaru.
Kluczową przewagą takiego modelu jest pełna kontrola nad sprzedażą – jeden właściciel decyduje, komu i za ile sprzedać jabłka oraz kiedy rozpocząć i zakończyć handel. To ogromna przewaga w biznesie. Dlatego właśnie umowa z Mercosur stanowi zagrożenie dla naszego rolnictwa – brazylijskie latyfundia to zupełnie inny poziom organizacji i skali. Przyszłość światowego handlu jabłkami należy do takich podmiotów. Niestety, idea kolektywizacji, czyli grup producenckich, nie jest w stanie sprostać tej konkurencji.
Historycznie rzecz biorąc, wielki handel płodami rolnymi zawsze należał do dużych podmiotów, choć mniejsze gospodarstwa istniały równolegle. Już w czasach rzymskich zboże, oliwę czy wino dostarczały wielkie gospodarstwa z Kampanii, Sycylii i Egiptu. Małe gospodarstwa funkcjonowały, ale ich rola w globalnym handlu była marginalna.
Pod Grunwaldem walczyliśmy o dostęp do Bałtyku, by móc dołączyć do wielkiego handlu, który napędzał gospodarkę i wymianę międzynarodową. Gdy udało się otworzyć to "okno na świat", zmieniło to polskie rolnictwo i całe społeczeństwo. Powstały wielkie gospodarstwa nastawione na eksport i skoncentrowane na określonych uprawach – dokładnie tak, jak dzisiaj dzieje się w Brazylii.
Reforma rolna z 1944 roku wywróciła nasze rolnictwo do góry nogami, niszcząc ten potencjał. To nie oznacza, że małe gospodarstwa nie mogą istnieć – ale muszą znaleźć niszę, w której mogą funkcjonować z zyskiem. Problemem jest udział w marży – mali rolnicy są uzależnieni od pośredników, którzy przejmują znaczną część ich zysków. Brakuje im kapitału na inwestycje, a koszty jednostkowe są wyższe (np. cena traktora jest taka sama dla małego i dużego gospodarstwa).
Dlatego tak bardzo krytykowałem ostatnie alokacje środków unijnych – nie budują one narzędzi do generowania kapitału. Jeśli chcemy rywalizować na globalnym rynku i uniezależnić się od pośredników, musimy tworzyć gospodarstwa zdolne do samodzielnej sprzedaży. Niestety, w ostatnich latach tego nie robiliśmy – wręcz przeciwnie.
Zmiany powinny następować stopniowo, ale w sposób konsekwentny. To zadanie na pokolenie, nie na jeden czy dwa sezony. Nie wszyscy będą w stanie temu sprostać, a część rolników nawet nie będzie chciała. Jednak podobnie jak w starożytnym Rzymie – obok wielkich latyfundiów istniały małe gospodarstwa, które obsługiwały lokalny rynek i sprzedawały swoje produkty bezpośrednio konsumentom.
Rynek lokalny również może przynosić zyski. W Niemczech to najszybciej rozwijający się kanał sprzedaży owoców i warzyw od ponad dekady. Postęp technologiczny dodatkowo ułatwia działanie w tej przestrzeni, niwelując wiele wcześniejszych ograniczeń. Prędzej czy później będziemy musieli dostosować się do globalnych realiów – czy tego chcemy, czy nie.
LINK do artykułu: https://revistadafruta.com.br/tecnologia/quais-as-frutas-mais-produzidas-no-brasil