Strach przed rosyjskim embargiem. Czy polskie owoce są na celowniku?
Po raz kolejny dowiadujemy się, że eksportowi owoców i warzyw z Polski na teren Federacji Rosyjskiej grozi szlaban. Krajowe media rozpisują się, cytując rosyjskie źródła, rodzimi sadownicy zasypują internetowe fora emocjonalnymi komentarzami. Regularnie powraca stwierdzenie, że Rosjanie się na nas uwzięli, straszą nas i z upodobaniem grożą palcem. Jak wyglądają fakty?
Źródła tych powtarzających się zarzutów i naszych nerwowych reakcji szukajmy tam, gdzie mają początek wszystkie doniesienia, czyli na stronach Rossielchoznadzoru, rosyjskiej Federalnej Służby Nadzoru Weterynaryjnego i Fitosanitarnego. Zagłębiając się w lekturę wiadomości, bardzo licznie publikowanych na stronie internetowej, dowiemy się jak funkcjonuje Służba oraz, jakie państwa i towary jej podpadły. Codziennie na łamach portalu Rossielchoznadzoru publikowanych jest kilka lub kilkanaście informacji, w tym doniesienia o wykrytych nieprawidłowościach. Wbrew temu co sugerują niektórzy, zarzuty niespełnienia wymagań rosyjskich służb fitosanitarnych stawiane są eksporterom z wielu różnych stroń świata, a dostawcy z Polski, wcale nie są najczęściej wskazywani, jako łamiący prawo.
Aby usprawnić nasze poszukiwania, wystarczy przeczytać komunikaty np. z listopada. Dowiemy się z nich, że tylko w ciągu 7 dni (4-10 listopada) rosyjska służba wykryła 61 przypadków naruszenia przepisów dotyczących wwozu towarów rolno-spożywczych na teren Rosji. Przy czym 7 z nich dotyczyło zanieczyszczenia produktów organizmami kwarantannowymi. Dostawcy z którego kraju okazali się najmniej solidni? Najwięcej nieprawidłowości dotyczyło produktów z Tadżykistanu (18), z Czech (14), Turcji (8), Uzbekistanu i Azerbejdżanu (po 4), z Chin i Izraela (po 3), Kirgistanu (2), z Gruzji, Hiszpanii, Kambodży, Panamy i Ekwadoru (po 1). Polski na tej liście nie ma.
Przeglądając dalej informacje, dowiemy się o ostrzeżeniach kierowanych do Norwegii, której może grozić blokada eksportu ryb do Rosji. Przeczytamy także o czasowym zakazie eksportu z Pakistanu, w związku z licznymi przypadkami wykrycia nicieni w ziemniakach. Zarzuty o nieprawidłowościach kierowane są do Amerykanów, Niemców i Chińczyków. Co więcej Rossielchoznadzor demaskuje także nieprawidłowości wykryte w towarze rosyjskim kierowanym na eksport. Nie waha się wskazać i opisać tych sytuacji, choć dotyczą rodzimej produkcji. Dyskusje miedzy służbami Rosji i kraju dostawcy są standardem. Czytamy o tym chociażby w komunikacie z 15 listopada, dotyczącym rozmów holenderskich służb w sprawie nieprawidłowości wykrytych w towarach przywożonych z Holandii, oraz o działaniach, które Holendrzy przyjęli by poprawić sytuację.
Analogiczne rozmowy odbyli przedstawiciele Państwowej Inspekcji Ochrony Roślin i Nasiennictwa, co zawarto w komunikacie z 16 listopada. To o nim rozpisały się media wzbudzając emocje naszych producentów owoców i warzyw, eksponując wyłącznie to co może poruszyć nerwy czytelnika w kraju. Z informacji Rossielchoznadzoru dowiadujemy się o wykrytych nieprawidłowościach i ostrzeżeniu. Dokładnie czytając komunikat dowiemy się, że Rossielchoznadzor wręcz podkreśla dobrą współpracę pomiędzy polskimi i rosyjskimi służbami, ale na pewno nie straszy i nie grozi. Rozmowy odbyły się z polskiej inicjatywy i Piorin przyznał rację co do zarzutów stawianych przez Rossielchoznadzor, podjął także starania mające na celu poprawę sytuacji. I chociaż oryginalna wiadomość rosyjskich służb ma neutralny, jedynie informacyjny charakter, to nasz (niektórych mediów i czytelników) odbiór jest przeważnie negatywny. Rzeczywistość w jakimś punkcie zostaje przekształcona, a wtedy ostrzeżenie staje się w naszym mniemaniu straszeniem, upomnienie widzimy jako groźbę. Wielu osób nie dostrzega współpracy obu urzędów. Ten jednak problem może wynikać z niedoinformowania, braku w mediach doniesień z naszych krajowych źródeł czyli Piorinu. Rodzime urzędy dość niechętnie informują w otwarty sposób, np. na swoich stronach internetowych, o własnych działaniach, problemach i sposobach rozwiazywania trudności. Ostatnie dwa komunikaty Piorinu, opublikowane na stronie głównej urzędu pochodzą z 28 sierpnia i z 21 listopada. Dwa komunikaty na cztery miesiące to mizerny wynik przy Rossielchoznadzorze, gdzie jednego dnia publikowanych jest nawet kilkanaście komunikatów. Widocznie Rosjanie wychodzą z założenia, że im więcej informacji tym lepiej poinformowani dostawcy i handlowcy.
Na razie pozostaje nam pogodzić się z dość szczególnym łańcuszkiem przepływu informacji. Gdy rosyjskie służby mają nam coś do zarzucenia, lub chociażby informują o rozmowach prowadzonych z naszymi służbami, dowiadujemy się o tym z mediów rosyjskich. To z nich nasze krajowe dzienniki czerpią treść. Bywa że jest ona już na tamtym etapie przystosowana do tego by skutecznie pobudzać czytelnika. Problem z niedostatkiem informacji z krajowych źródeł widać na przykładzie z ostatnich dni. Dopiero 21 listopada na stronach Piorinu można było przeczytać lakoniczny komunikat o sprawie, która poruszyła polskich dostawców owoców i warzyw, i której złowróżbny ton nadały liczne media.
Przytoczone przeze mnie powyżej fakty pozwalają sądzić, że nie jesteśmy jedyni, wybrani i ustawieni na celowniku. Problemy ze spełnieniem wymagań Rosji ma wielu dostawców. Najważniejsze by potrafić im sprostać. Zamiast się obruszać i złościć, musimy wykorzystać własną wiedzę, wszystkie dostępne środki i przede wszystkim dołożyć wszelkich starań, aby nic nie przeszkodziło w kontynuowaniu eksportu naszych owoców do Rosji i nie zniszczyło dobrej pozycji polskich produktów na tamtejszym rynku.
Rafał Szeleźniak