Jakość? Jakoś się sprzeda
Mam ochotę na jabłka, więc idę je kupić. W pobliżu jest jeden ze sklepów dużej sieci handlowej. Na stoisku z owocami średni wybór. Plakietki z cenami informują, że w dziale jest sprzedawany luzem polski Ligol, Jonagold i Szampion oraz włoskie Granny Smith, Modi i Goldeny. Faktycznie to Modi już nie ma, Goldeny i Granny prawie wszystkie wykupione. Dużo jest za to polskiego towaru, a więc sięgam akurat po zapakowane w wygodny dla konsumenta sposób jabłka odmiany Gala w foliowej torebce z odważonym 1 kg owoców. Jak wskazuje cena, przy kasie zapłacę tylko 3,49 zł. Trafia się opakowanie sugerujące, że przeznaczono je dla najmłodszych konsumentów. Wskazuje na to grafika z literkami, jakby rozsypanymi na szkolnej tablicy oraz mały rozmiar owoców, w sam raz dla dziecka na przekąskę w trakcie szkolnej przerwy. Myślę sobie – Dobrze, że od najmłodszych lat dzieci jedzą jabłka, kształtuje się gust przyszłego, dorosłego konsumenta.
W domu otwieram torebkę i wyciągam na światło dzienne owoce, które przeznaczono dla najmłodszych Polaków. Sprawdzam dwukrotnie napis na torebce oraz weryfikuję jeszcze etykietę. Nie, to nie pomyłka. Konsument – zapewne na razie tylko rodzic – dowie się z nich, że w torebce kupił odmianę Gala, a dokładniej Royal Gala, którego cechą charakterystyczną jest ładna czerwona skórka i słodki smak. Ponadto etykieta przywita go biało-czerwonym hasłem „Jestem z Polski” oraz hashtagiem „Jedz co polskie”. Po przeczytaniu sloganów powinien więc poczuć się zachęcony do kupowania rodzimych jabłek. A co zobaczy dziecko, które otworzy na przerwie plecak i wyjmie jabłko? Żółty owoc z małą, rozmytą różową plamą (rumieńcem?), z „jakimiś ciemnymi, chropowatymi wzorami” na skórce. Jeśli pomimo odpychającego wyglądu zdecyduje się je ugryźć, dowie się, że jednak można oceniać książkę po okładce. W smaku jabłko nie będzie ani słodkie, ani aromatyczne, ani chrupiące. Będzie nijakie.
Oceniam zawartość torebki. W 1 kg jabłek jest 7 sztuk w oficjalnym rozmiarze 65 mm-75 mm, połowa owoców ma skazy na skórce w postaci ordzawień. W przypadku trzech jabłek ordzawienia w znacznym stopniu oszpecają owoc. Stopień wybarwienia? Jakby zebrać rumieniec ze wszystkich siedmiu jabłek to może wystarczyłoby go na 2 jabłka z oczekiwanym u Gali rumieńcem. Smak? Mierny.
Moja refleksja. Ktoś chyba robi konsumenta w balona. Z jednej strony zachęca się go do patriotycznej postawy, zachwala smak polskich jabłek przy różnych okazjach (a tych w ostatnim roku w związku z rosyjskim embargiem nie brakowało). Media rozpowszechniają opinię, że Polska to „sad Europy”, „Polska jabłkiem stoi”, „jesteśmy potęgą w produkcji i potęgą w eksporcie jabłek”. Miło nam jest, gdy w telewizji, radiu i prasie pojawiają się takie hasła, doceniające pracę całej branży. Ale często za sloganami nie nadąża rzeczywistość.
Przypadek jabłek Royal Gala przeznaczonych na przekąskę dla szkolnego ucznia niestety nie jest tylko przypadkiem. Bardzo często w workach, w różnych sieciach handlowych, sprzedawane są naprawdę brzydkie jabłka, pod względem smaku oraz jakości zewnętrznej bardzo słabe. Przykro jest patrzeć na zbyt często oferowane w wytłoczkach polskie jabłka o zniechęcającym wyglądzie. W tym samym czasie tuż obok leżą importowane jabłka „prima sort”, wybarwione w typowy dla odmiany sposób, kształtne, błyszczące, jędrne, smaczne i… tylko o 1,50 zł/kg droższe od krajowych.
Pojawia mi się w głowie pytanie, czy ktoś, kto dostarcza, a może ktoś, kto dystrybuuje polskie jabłka uważa, że wystarczy „ułożyć” byle jakie owoce i nakleić na każde jabłko indywidualną nalepkę, aby stworzyć produkt premium?
Przy tych rozważaniach przypominają mi się dwie wypowiedzi, które można było usłyszeć w trakcie Sadowniczego Forum Ekonomicznego 2016 kilka dni temu. Jeden z uczestników debaty (eksporter jabłek) mówił, że gdy przyjeżdża do Polski handlowiec, który chce kupić jabłka, nie można zaprowadzić go do marketu, gdyż to co on tam zobaczy, zniechęci go do zaopatrywania się w naszym kraju. Nie sposób nie zgodzić się z tą myślą. Często jedynymi atrakcyjnymi jabłkami w sieciach handlowych są te z importu. Drugi głos w sprawie jakości, który wyrażono w trakcie Forum dotyczył znikomego zainteresowanie naszej branży jakością jabłek. Wypowiedź brzmiała tak: „W czasie debaty na temat rynku jabłek sala jest pełna, jednak gdy rozpoczyna się panel dotyczący jakości owoców pomieszczenie pustoszeje, a w sali pozostaje garstka osób”.
Zastanawia mnie niechęć albo obojętność, jaką przejawia nasze środowisko lub jego część, do dbania o jakość i wizerunek polskich jabłek. Przecież nie trzeba filozofa ani naukowca, aby przewidzieć, że konsument, któremu będzie się oferować słabej jakości produkt zniechęci się do niego. Mam wrażenie, że wielu nie chce się wysilać, aby walczyć o jakość, skoro jakoś słabe jabłka nadal się sprzedaje. Postawmy sobie proste pytanie: Jak długo jeszcze?
Rafał Szeleźniak