Kto kupuje jabłka za 7 zł/kg?
W ostatnich tygodniach sadownicy na forach internetowych z zapałem dyskutowali na temat jabłek sprzedawanych w dyskontach. Emocje budził fakt, że Biedronka oferuje jabłka sprowadzone z Południowego Tyrolu w cenie 6,99 zł/kg, podczas gdy obok na stoisku leżą nasze krajowe w cenie 2,99 zł/kg. Sadownicy pytali ostro: „Kto kupuje takie drogie jabłka, skoro może wybrać nasze krajowe?” Trudno nie zabrać w tej sprawie głosu, szczególnie po rozmowach z typowymi konsumentami (nie-sadownikami) oraz po własnych obserwacjach poczynionych w tym dyskoncie.
Cena 6,99 zł/kg dotyczy jabłek klubowych, w tym wypadku Kanzi, które były sprzedawane w Biedronce w maju i czerwcu br. Miejsce pochodzenia to włoskie Alpy. W tym samym czasie w dziale owoców i warzyw tego dyskontu oferowano, także rodem z Italii, Golden Delicous, Granny Smith i Red Delicious w cenie nieco niższej - 5,99 zł/kg. Faktycznie, tuż obok leżały jabłka krajowe, zwykle Glostery lub Jonagoredy, podobnie jak włoskie układane na wytłoczkach, ale już bez naklejek. Tych cena wynosiła 2,99 zł/kg. Jaka była różnica pomiędzy nimi? Niestety w jakości. Nasze krajowe, których tak zawzięcie bronili niektórzy dyskutujący na forach sadownicy, przeważnie były miękkie, nawet ze zbrązowieniem przygniezdnym. Przy nich „świecące z daleka” (woskowane) Kanzi klasy premium wyraźnie odznaczały się w całym dziale. Jak mówili mi znajomi konsumenci, po spróbowaniu Kanzi, sięgali oni po nie jeszcze raz. Spodobał się im smak jabłek, ale przede wszystkim wrażenie, że jedzą jabłka „prosto z drzewa”, bardzo soczyste i twarde. Wśród pozytywnych wrażeń tych osób był nienaganny wygląd jabłek, bez wgnieceń, zadrapań itp. Niestety, często nasze krajowe jabłka tej zalety nie miały.
Pójdźmy o krok dalej i odpowiedzmy na pytanie postawione na początku. Kto kupuje jabłka za 7 zł/kg? Wygląda na to, że bardzo wiele osób. Skoro dyskont Biedronka (2400 sklepów na terenie Polski) przez kolejne tygodnie sprzedaje włoskie jabłka ‘tak drogie’ i nie wycofuje ich ze sklepów, to znaczy, że mają one wzięcie. Można to łatwo wytłumaczyć, gdy przyjmiemy do wiadomości, że jabłko nie jest już owocem, które żywi nas przez cały rok, i które chrupiemy codziennie. Półki sklepowe, w tym dyskontów, oferują rozmaite owoce, w dostępnych dla przeciętnego konsumenta cenach, przez 12 miesięcy. Zatem skoro konsument może kupić w ciągu roku ananasy za ok. 4,50 zł/kg, czerwone winogrona za ok. 6,00-7,00 zł sprowadzone z Ameryki Południowej, to także jest on w stanie wydać 6,99 zł na jabłka, które go w pełni zadowolą.
Wielu ludzi kupuje jabłka tylko okazjonalnie, gdy najdzie ich ochota na ten owoc. Zatem, gdy poczują pragnienie wgryzienia się w soczyste, jędrne i aromatyczne jabłko, to są w stanie wydać nawet 6,00-7,00 zł, aby poczuć satysfakcję z jedzonego jabłka (…pewnie, gdyby mieli kupować je dwa razy w tygodniu przez okrągły rok, wybrali by te tańsze…) Ci, którzy w ciągu roku wydawali na zamorskie owoce od 5,00 do 7,00 zł/kg (jak wspomniane wyżej ananasy i winogrona), nie zawahają się wyciągnąć z portfela podobnej kwoty na ‘zwykłe’ jabłko. Tyle, że to nie jest zwykłe jabłko, ale owoc o naprawdę bardzo wysokiej jakości. Można by rzec – bez alternatywy, gdyż podobnych jabłek konsument w tym sklepie nie znajdzie.
Myślę, że mając na uwadze zmiany jakie zachodzą w rynku owoców i w preferencjach konsumentów, nie ma co się obrażać na tych, co nie kupują krajowych jabłek, a sięgają po importowane owoce. Jako społeczeństwo stajemy się coraz bardziej zamożni, szukamy nowych smaków w różnych egzotycznych owocach, żywimy się coraz bardziej różnorodnymi produktami. Stać nas na droższe owoce o wysokiej jakości. Dla branży sadowniczej powinien to być kolejny sygnał, po wielu apelach i nawoływaniu do poprawy jakości, że jest to trend, który nas nie ominie. Faktycznie, może nas boleć, że w Polsce, którą uważamy za „sad Europy”, rodacy zajadają się jabłkami z Włoch. I to już nie klienci delikatesów, ale dyskontów, które są niemal w każdej większej miejscowości. Jednak skoro Włochom opłaciło się inwestowanie w markowe jabłka i jakość na najwyższym poziomie, to my też na tym raczej nie stracimy. A co jest do zyskania? Można by to spróbować policzyć, mnożąc chociażby cenę kilograma jabłek klasy premium razy liczbę ton sprzedawanych przez kolejne tygodnie w 2400 placówkach dyskontów w niemal 40 milionowym państwie…
Zachęcam do dyskusji na ten temat
Rafał Szeleźniak