
Czego pragną kobiety?
Dziś będzie artykuł o kobietach. Dla wszystkich zainteresowanych będzie też mój podpis na dole, choć dalej nie jestem przekonany o jego istotności, bo ważne jest kto CO mówi a nie KTO co mówi. Nasze sadownicze środowisko jest męskie, do bólu. Mężczyźni zajmują się produkcją i handlem jabłkami. Kobiet w naszej branży jest naprawdę mało. Siłą skali to mężczyźni, więc decydują o produkowanych owocach: odmianach, jakości, cenach, etc. Niestety to jest pewien problem, bo jabłka kupują... kobiety. Nic odkrywczego a jednak chyba o tym zapominamy. Kobiety chodzą na zakupy i kupują owoce do domu. To one karmią nas i nasze rodziny. Mężczyźni produkują więc jabłka dla kobiet. Powinniśmy więc słuchać kobiet, by wiedzieć czego chcą.
O tym, że nasze-męskie wyobrażenie o jabłkach odrywa się od kobiecego przekonujemy się boleśnie patrząc na spadek krajowego spożycia owoców. Dziś sięga ono raptem 13 kg na głowę, czyli jakieś 500 tysięcy ton rocznie. To niewiele. Chyba nie muszę nikogo przekonywać, że zwiększenie tego poziomu byłoby w naszym interesie?
Jakich jabłek chcą kobiety? A może najpierw o tym jakie są dzisiejsze kobiety? Ponieważ różnią sie one znacznie od swoich matek i babek. Świat się zmienia, kobiety wraz z nim a z nimi zmieniają się preferencje odnośnie kupowanych owoców. Dzisiejsze kobiety mieszkają w większości w miastach, mają wyższe wykształcenie oraz dobrą sytuację materialną (w porównaniu do swoich antenatek). Z badań przeprowadzanych przez Uniwersytet Przyrodniczy w Lublinie wynika, że wszystkie te cechy kobiet mają wpływ na to, czego pragną kobiety. Najważniejszą cechą jabłka jest świeżość i tu się nic nie zmienia niezależnie od cech respondenta. Jednak już forma pakowania (ach te uniwersalki z gazetami!) miała znaczenie dla osób lepiej wykształconych a średnia młoda kobieta ma naprawdę wysoki poziom wykształcenia (abstrahuje od jego jakości, mówimy o ukończonym etapie edukacji). Nic to odkrywczego. Popatrzcie na swoje żony, córki a jak nie macie, to na młode sąsiadki (wiem, brzmi kosmato ale absolutnie nie TO miałem na myśli). Młode kobiety zwracają ogromną uwagę na swój wygląd i swoje otoczenie. Pragną otaczać się ładnymi rzeczami, gustownie dobierają kolor zasłon do mebli a na kanapie układają dekoracyjne poduszeczki. Kobiety kochają estetykę. Im młodsze tym bardziej im zależy na wyglądzie własnym i ich otoczenia. Zaprosiła Was kiedyś dziewczyna na obiad do siebie? One się starają, aby nawet posiłek na talerzu wyglądał pięknie. Pamiętacie tę głupią modę na zdjęcia talerzy wrzucane na Facebook'a? Kobiety się ekscytują takimi rzeczami. Jabłko, które biorą do ręki musi być tak doskonałe, aby mogły sobie zdjęcie z nim wrzucić na Instagrama. Młode kobiety odpycha brud, nieprzyjemny zapach i poczucie nieświeżości. Ile razy dziewczyna/żona/kochanka (niepotrzebne skreślić) wysyłała Was pod prysznic, bo brzydko pachnieliście, mieliście brudne stopy albo usmarowane czymś łapy. Młode kobiety pragną pięknych, pięknie zapakowanych jabłek. Co oznacza to piękno owocu? Z dalszej części badań z UP dowiadujemy się, że dla młodych, wykształconych kobiet ważne jest, aby owoc nie posiadał żadnych uszkodzeń, aż 94% respondentów poniżej 40 roku życia tak odpowiedziało! Rozumiecie Państwo jaki wniosek stąd płynie? Zero badziewia. Respondenci wskazali również jakie czynniki zniechęcają do zakupu (w skali 1-5), były tam m.in.: objawy chorób i szkodników (aż 4,3!) i obecność obcych zapachów i smaków (4,2). Czyli dalej: zero badziewia. Koniec z "malutkim gradem", "lekkim ordzawieniem", "jedną plamką parcha", itd. Bardzo ważna jest również czystość owoców. Towar ma się prezentować idealnie. Zero zabrudzeń. Najważniejsza jednak była świeżość. Jak ocenić świeżość? Tego już nam badania nie mówią, ale chyba każdy się domyśla co oznacza "świeży". Dla mnie to: jędrny, soczysty, bez zmarszczek, bez tłustego nalotu, z zieloną barwą zasadniczą. Młodsze kobiety najlepiej oceniają smakowitość takich odmian jak: Ligol, Gala, Elise, Elstar, Golden Delicious, Sampion, Jonagold (kolejność przypadkowa). Chociaż ich nie znają, bo potrafią wymieć raptem: Lobo, Sampion, Jonagold i Golden. Proszę zwrócić uwagę, na różnice między znajomością odmian a atrakcyjnością smakową. Smakują odmiany TWARDE! Tak, Drodzy Państwo, młodym kobietom smakują odmiany twarde i soczyste. Skończyły się czasy jabłek miękkich, które kusiły nasze babki i matki. One miały taki gust ukształtowany w dawnych czasach, gdy jabłko się zjadało jak spadło z drzewa. Do tego dawny dobór preferował odmiany miękkie. Dzisiejsze kobiety chcą słyszeć jak owoc im chrupie w ustach a sok cieknie po brodzie. Odgryzaniu kawałka owocu na towarzyszyć trzask i fontanna soku. Wówczas ma ona pewność, że owoc jest świeży a świeżość to kryterium najważniejsze podczas kupowania jabłek.
No i dwa słowa o handlu na Broniszach. Jaka odmiany mają tam najwyższą cenę? Lobo i Cortland dalej trzymają się świetnie? Dalej jest problem ze zbytem Gali? Rzadko jeżdżę to nie wiem dokładnie. Dalej gruszki muszą być dobrze przełamane kolorystycznie? Jakie wnioski można wysnuć? Na rynkach hurtowych obracamy produktem, którego docelowym konsumentem są osoby starsze. Siłą rzeczy nie jest to konsument rozwojowy. Emeryci dysponują raczej mniejszym budżetem niż przeciętna młoda kobieta. Emeryci nie kupują owoców dla swoich dzieci. Emeryci w ogóle mało kupują owoców i warzyw, to młode kobiety pragną być fit i zdrowo się odżywiać. Jednak młoda kobieta, będąc w warzywniaku, nie sięgnie po Lobo z uniwersalki wyłożonej ostatnim numerem "Super Ekspresu". Dalczego? Ponieważ ona się brzydzi takiego jabłka, brzydzi się szarych od brudu uniwersalek, nieświeżego papieru je wyściełającego i sznurka, który je trzyma w całości. Dajmy jej owoce jakich pragnie a ona da nam swoje pieniążki.
Pewnie ponownie zaleje nas fala komentarzy ze strony obrońców uniwersalek. Jednak nie ma się czym przejmować – ten rodzaj handlu zniknie wraz z emerytami.
Nie gniewajcie się na mnie za taką konstatację. Nie chcę nikogo urazić. Można się na fakty obrażać, negować je i ignorować, lecz sami Państwo widzicie, że nasza sytuacja idzie w złą stronę: produkcja jabłek rośnie a spożycie maleje. Nie można wszystkiego zwalić na import cytrusów, ponieważ z badań statystycznych wynika, że przy równej cenie cytrusów i jabłek, konsumenci chętniej by sięgnęli po jabłka (jabłka 30%, banany 19%, gruszki i mandarynki 18%). Ludzie chcą kupować jabłka, tylko nie takie jakie my im oferujemy.
Na koniec jeszcze kilka słów wyjaśnienia. To prawda, że większość handlu owocami to markety a nie rynki hurtowe. Dlaczego więc kierują swoje słowa do sprzedających na tych rynkach? Ponieważ o jakości jabłek w marketach padło już wiele słów. Obrońcy świętych grup nie pozwalają na żadną krytykę chłamu, które te grupy wożą do marketów. Zwalają winę na pracowników, którzy niszczą owoce przy wykładaniu na półki (co akurat jest też prawdą). Jednak pracownicy ci nie zdzierają koloru z jabłek, aby wybarwienie spadło do poziomu 20%, nie nanoszą markerami śladów parcha, cyrklem nie robią wżerów od zwójki ani nie ordzawiają jabłek na zapleczu. Takie owoce trafiają do sprzedaży prosto z wielkich sortowni. To nie są wady, które powstały podczas składowania na magazynie. Niestety, ja grup nie przekonam do oferowania marketom porządnego produktu. Oni tego nie chcą, nie mają w tym interesu. Nawet ich trochę rozumiem. Kiedyś usłyszałem, że aby sprzedać marketowi jabłko o fajnych parametrach, to musieliby wyrzucić 40% ze skrzyni, co poskutkowałoby odwróceniem się wszystkich dostawców od nich. Z drugiej strony te same wielkie sortownie ani myślą kupować produktu jakościowego. Kupują więc byle co i handlują byle czym, jednak na tym zarabiają. Być może coś się zmieni, gdy markety zaczną zaopatrywać się bezpośrednio u sadowników. Wówczas producent, żyjący z własnego sadu a nie kupowanych owoców, będzie dążył do zwiększenia wolumenu sprzedaży, poprzez podnoszenie jakości. Będzie miał interes w produkowaniu atrakcyjnego towaru a cena płacona przez markety będzie mu pozwala na inwestycje w podnoszenie jakości. Jeśli producenci będą dostawali takie ceny jakie dziś dostają grupy za owoce, to jest szansa na taki obrót sprawy.
Wracając do meritum artykułu, czyli do kobiet.... a nie, przepraszam, do tego jakich jabłek pragną kobiety. Nie uciekniemy od tego, że to kobiety decydują o zakupach i musimy się dostosować do ich gustów i pragnień. Naszym docelowym konsumentem jest młoda kobieta, która właśnie założyła lub niedługo założy rodzinę, osiąga przyzwoite dochody oraz dba o zdrowie i zdrową dietę swoją i bliskich. Trzeba jej dać to, czego ona chcę, aby mogła sobie to wrzucić na Insta lub Face'a ;)
Marcin Popławski
Komentarze
O to to...pracujbżeby żyć a nie żyj żeby pracować.
Trumna nie ma kieszeni.wazny balans między być i mieć.
Podróże otwierają oczy...zmieniają punkt widzenia...sprawują,że większość spraw traci znaczenie i jest niewarta uwagi.
Mam klientów którzy robią szarlotkę z goldena czy pinovy.Dla mnie zdecydowanie najlepsza jest z Topaza(antonówki nie posiadam).Cortland jest dla wielu osób hitem smakowym i my właśnie pod tych klientów 5 lat wstecz posadziliśmy nowa kwaterę na dziewiątce.Oczywiście cena na giełdzie wynika wyłącznie z niskiej podaży a miłośnikom dużych nasadzeń przypomnę że poza małym handlem detalicznym jest to jabłko chyba nie sprzedawalne.A co do kobiet w sadownictwie i ich wpływie na gospodarstwo...to zależy od tego czego chcą i jakiego faceta sobie wybrały.Prowadzę gospodarstwo z żoną,razem decydujemy co posadzić(odmiany)a co wykarczować.Ja tnę młodziaki i mocne starocie(czereśnie)żona tnie główne kwatery jabłoni i koryguje czereśnie itp.Mamy stare samochody, nowy ciągnik,stare maszyny,wyjeżdżamy co roku łącznie na co najmniej miesiąc w różne miejsca Polski i Europy i mamy gdzieś tych co muszą mieć trzy ciągniki,koniecznie z płaską podłogą,rozsiewacz nawozów za dwie dychy i celownik na masce limuzyny...ich cyrk ich małpy.Najważniejsze dla faceta żonatego powinno być to aby jego żona była jak najczęściej uśmiechnięta,czego wszystkim sadowniczkom życzę.(sorry autorze za off top)
Wakacje tylko pod grusza.podroze to zbędne wydatki.
Najlepsze inwestycje to kolejny hektar ziemi i samochody bo jest czym pokazać się pod kościołem
Estetyka sprzedaży,prezentacji i przechowywania w sklepach zmieni się dopiero gdy wymusi to cena produktu i to już temat rzeka i całkiem inna bajka.
Buahaha