Zobaczysz Pan, będą jeździli za Glosterem
Każdy kto czyta moje artykuły wie, że mam wiele do zarzucenia pośrednikom działającym na polskim rynku owoców, jednak mam też sporo swoich przemyśleń na temat sadowników, których to głupotę albo błędne mapy mentalne staram się piętnować chyba nawet częściej niż patologie pośrednictwa. Dziś będzie właśnie o takiej jednej rozmowie z sadownikiem, która nie może mi wyjść z głowy przez całe popołudnie.
Pojechałem oglądać jabłka, pasuje mi jakość, sadownikowi warunki transakcji i pozostają do ustalenia tylko technikalia odnośnie odbioru. Jednak producent postanawia zaoferować mi też Idareda, który nie zmieścił mu się w komorze. Oglądam owoce i minę mam nietęgą. Jabłka mają generalnie odpowiedni rozmiar, kończący się na max 85 mm, ale za to wybarwienie mają po prostu słabe. Lojalnie informuje go, że ja tu bym odrzucił 30-40% owoców, tylko ze względu na kolor. Czy najgorsze w tej całej sytuacji jest to, że sadownik wyprodukował słabe owoce? Nie! Najgorsze jest jego przekonanie, że one takie powinny być. Dostałem wykład na temat tego, że tak powinien wyglądać Idared, że to jest jabłko dwukolorowe a nie jednokolorowe, że gdyby tylko dla mnie zerwać te najpiękniejsze owoce, to połowa by została na drzewach, że pojedyncze paski koloru to się sumują na owocu i te 40% to się uzbiera etc. Ten gentelman był święcie przekonany o swojej racji i nawet po chwili przerwałem tę polemikę, bo jego wiara we własne słowa uświadomiła mi, że dalsza dyskusja nie ma sensu. Uścisnęliśmy sobie dłoń, każdy pozostał przy swoich poglądach, ale wracając do domu myślałem o tym jak dalece postrzeganie rynku przez naszych sadowników, odbiega od tego jak postrzegają je docelowi konsumenci na świecie. Ten producent naprawdę z pełnym przekonaniem twierdził, że jest praktycznie niemożliwe wyprodukowanie Idareda z wybarwieniem jakiego ja oczekuję. On naprawdę wierzy, że nie znajdę owoców o takich parametrach i wrócę do niego później. Najśmieszniejsze jest to, że dwie godziny wcześniej ładowaliśmy auto w innej wsi i tam na pakowni stało kilka skrzyń Idareda, który również nie zmieścił się producentowi do komory, lecz te owoce miały poziom wybarwienia jak u Red Jonaprince'a, tam ciężko było znaleźć jabłko z plamą koloru mniejszą niż 70% powierzchni.
Naprawdę wiedza o wymaganiach rynku musi jakoś spłynąć na sam dół łańcucha produkcji. Tu jest potrzebna praca u podstaw, nowe ukształtowanie wyobrażeń o tym jak ma wyglądać finalnie jabłko. Nie odwiedzałem dziś ludzi po 70-tce, w gospodarstwie były 3 ciągniki, w tym nowy niebieski z Ameryki, na podwórku stało dobre, niemieckie auto i zielony opryskiwacz popularnego producenta, wszystko kosteczką ładnie wyłożone. Jednak w głowie przekonanie o jabłku jakby sprzed 30 lat. Zastanawiam się właśnie czy my dziennikarze, na łamach portali, nie powinniśmy zacząć tłumaczyć ludziom czego oczekuje dzisiejszy rynek jabłek? Może trzeba nakręcić jakieś filmiki albo zdjęcia porobić tego, jak powinny wyglądać owoce. Jednak mam wątpliwości czy my do tych ludzi trafimy? Wydaje mi się, że ci sadownicy nie mają problemu z wiedzą i dostępem do technologii, tu jest problem z przestawieniem się na wymagania współczesnego świata. Przekonanie o własnej wszechwiedzy, o tym, że "zawsze się tak robiło i było dobrze", o tym, że on wie lepiej niż wszyscy inni, nawet ci, którzy mają później za to jabłko zapłacić.
Rozumiem ludzi, którzy nie inwestują, bo nie mają na to pieniędzy lub boją się braku zysków. Oni nawet gdy wyprodukują coś słabszego to otwarcie o tym mówią, nie próbują przekonywać świata, że to on się myli a oni mają rację. Natomiast pewna część naszego środowiska jest przekonana, że to świat się dostosuje do nich a nie oni do świata. Oni mają w sadzie Glostera, to świat ma kupować Glostera, oni produkują Idareda z 20% kolorem, to świat ma go pokochać. Na koniec cream del la cream rozmowy.
- Co Pan radzi zrobić z Glosterem (chodzi o drzewa – przyp. autora).
- Wyrwać, spalić w piecu, zapomnieć.
- No właśnie – słyszę odpowiedź – wszyscy wyrywają a jeszcze będą jeździli za Glosterem.
- Kto – dopytuje?
- No kupce.
- Jacy konkretnie?
- No różne, zobaczysz Pan, będą jeździli.
Uderza z tych słów, że producent nawet nie ma pomysłu komu zaoferuje te owoce. Na jaki rynek? Jakiemu klientowi? Nic. Czysta spekulacja i przeświadczenie, że to świat się myli jedząc Red Deliciousa i Galę i pewnego dnia się nawróci na Glostera.
Komentarze
Niechcący ubyło tekstu , postu
Uzupełniłem.
Raz na dekadę może i będą szukali glostera. Nie tak dawno sprzedawałem ligola w cenie goldena zdaje się w 2019r to było.